Niegdyś do polsko-litewskich spotkań na szczycie dochodziło kilka razy do roku. Obecni szefowie rządów nie zdecydowali się jeszcze na złożenie wizyty u sąsiada. W poniedziałek spotkają się po raz pierwszy, ale w Estonii. Premier Litwy chce tam porozmawiać o mniejszości polskiej bez pośredników, czyli jej liderów, którzy mają spory wpływ na opinię Warszawy.
Beata Szydło jest premierem od niemal 18 miesięcy, ale nie złożyła wizyty w Wilnie. A Saulius Skvernelis, który stoi na czele litewskiego rządu od grudnia 2016 r., jeszcze nie pojawił się w Warszawie. Choć zapowiadał, że zrobi to zaraz po objęciu stanowiska.
Z oficjalnie ogłaszanego po obu stronach granicy partnerstwa strategicznego Polski i Litwy nie zostało nic lub prawie nic. A były to czasy, gdy w naszym kraju prezydentami byli Aleksander Kwaśniewski i Lech Kaczyński. Prezydent Kaczyński odwiedził Wilno 16 razy. Ostatni raz 8 kwietnia 2010 r., dwa dni przed katastrofą smoleńską. Wizyta zyskała rangę ponurego symbolu. Litewski Sejm odrzucił w jej trakcie projekt ustawy o pisowni nielitewskich nazwisk, korzystny dla mniejszości polskiej. Mimo że był to projekt premiera i szefa największej partii, konserwatysty Andriusa Kubiliusa.
Od tej pory polskie rządy i polscy prezydenci nie wierzyli już w zapewnienia czołowych polityków litewskich, że sytuacja mniejszości lada moment się poprawi, że za chwilę przegłosowana zostanie jakaś ważna dla społeczności polskiej ustawa. Czekali na konkrety. Odkąd w Polsce władzę przejął PiS, to oczekiwanie wygląda jak zamrożenie stosunków na najwyższych szczeblach. Nie ma wizyt ani w Warszawie, ani w Wilnie.
Będzie w Tallinie. – To i tak postęp, Beata Szydło spotkała się z poprzednim premierem Algirdasem Butkevičiusem w Ułan Bator – mówi „Rzeczpospolitej" Andrzej Pukszto, politolog z Uniwersytetu Witolda Wielkiego w Kownie. Do rozmów szefów rządów doszło na marginesie szczytu Azji i Europy, który odbywał się w lipcu ubiegłego roku w mongolskiej stolicy.