"Rzeczpospolita": Po spotkaniu prezydentów Andrzeja Dudy i Donalda Trumpa w Waszyngtonie uważnej analizie zostały poddane nie tylko deklaracje polityczne, ale także mowa ciała obu polityków. Świat obiegło zdjęcie, na którym polski prezydent stoi pochylony obok siedzącego przy biurku Trumpa. Czy gesty mówią w polityce więcej niż słowa?
Dr Bartłomiej Biskup: Z jednej strony gesty mają ogromne znaczenie w polityce, ale z drugiej przesadą jest analizowanie każdego grymasu czy każdego wykrzywionego palca polityków w celu doszukiwania się w nich ukrytych intencji. Niektórzy eksperci biorą podręcznik i wyczytują, że taka uniesiona brew oznacza pogardę dla przeciwnika albo że obserwacja oczu pomoże nam odgadnąć, czy ktoś kłamie.
Takie nadmierne analizowanie przypadkowych gestów donikąd nas nie doprowadzi. Musielibyśmy przeanalizować gesty Dudy i Trumpa w całym ich życiu politycznym i dopiero wtedy wyciągać jakieś wnioski. Poza tym istnieje sfera gestów oficjalnych i spontanicznych. Te pierwsze są zaplanowane i wtedy podanie ręki, objęcie kogoś czy poklepanie po ramieniu rzeczywiście o czymś świadczy. Ale w każdym spotkaniu zdarzają się też spontaniczne reakcje. I wtedy to, że polityk spojrzy w lewo czy prawo, wcale nie musi oznaczać, że kłamie. Najpewniej będzie świadczyło to po prostu o tym, że coś go zainteresowało i akurat zwrócił wzrok w tamtą stronę.
A jakich gestów historia nigdy nie zapomni politykom?
Ciekawą historią był gest Nikity Chruszczowa z 1960 r. W trakcie przemówienia przed Zgromadzeniem ONZ zdjął but i tłukł nim w mównicę. To był gest uznany z jednej strony za bardzo arogancki, ale z drugiej strony odczytywany – szczególnie w ówczesnym świecie komunistycznym – za gest dominacji ZSRR na arenie międzynarodowej. Na Zachodzie to oczywiście niczym nie poskutkowało, bo już wtedy straty wizerunkowe Związku Radzieckiego były dosyć spore, a na dodatek przyjechał taki prosty chłop ze Związku Radzieckiego i chciał pouczać w ONZ. Ale to było podczas przemówienia, a wtedy politycy wyprawiają różne rzeczy.