W swoim wystąpieniu Adam Bodnar podnosi, iż zarówno skala mowy nienawiści w internecie, jak i specyfika tego zjawiska sprawia, że standardowe narzędzia prawne często okazują się nieskuteczne. Wypowiedzi zamieszczone w przestrzeni internetowej są bardzo trwałe, trudno je zlikwidować. Często są też anonimowe, co utrudnia ochronę prawną osób pokrzywdzonych.

Tymczasem w obowiązującym stanie prawnym, w pozwie o ochronę dóbr osobistych, naruszonych przez wpis w internecie, musimy oznaczyć strony postępowania (imię i nazwisko osoby, adres zamieszkania). Jeśli nie podamy tych danych, będziemy musieli uzupełnić braki formalne pozwu. W przeciwnym razie pozew zostanie nam zwrócony.

Wiele osób, aby uzyskać dane osobowe sprawcy naruszenia dóbr osobistych, korzysta więc z drogi postępowania karnego. Po uzyskaniu potrzebnych danych, pokrzywdzony często jednak traci zainteresowanie postępowaniem karnym i wykorzystuje te dane w procesie cywilnym o naruszenie dóbr osobistych. Taka praktyka w ocenie rzecznika praw obywatelskich nie jest jednak właściwa. – Instytucje prawa karnego nie powinny być traktowane jako narzędzie do ustalania danych osobowych – uważa Bodnar.

Rzecznik w wystąpieniu do Ministra Sprawiedliwości postuluje wprowadzenie do procedury cywilnej znanej z procesu amerykańskiego instytucji, tzw. ślepego pozwu (John Doe lawsuit). Chodzi tu o możliwość wniesienia do sądu cywilnego pozwu bez określania nawet tak podstawowych danych jak imię i nazwisko pozwanego. Ustalenia tożsamości pozwanego oraz innych danych osobowych potrzebnych do prowadzenia procesu, dokonuje sąd.

Zdaniem RPO niezawisły i niezależny sąd najlepiej zapewni równowagę dwóch konkurujących wartości: potrzeby ochrony dóbr osobistych oraz wolności słowa. - To sąd dbałby o to, aby nie ujawniać danych konkretnej osoby bezpodstawnie, gdy zamiarem powoda jest np. wyłącznie rewanż czy zastraszanie komentatora, a do bezprawnego naruszenia dóbr osobistych w rzeczywistości nie doszło – podkreśla Bodnar.