Takie wnioski można wyciągnąć z powiększającego się rozziewu między inflacją mierzoną indeksem cen konsumpcyjnych (CPI), czyli podstawowym w Polsce wskaźnikiem, a inflacją mierzoną zharmonizowanym indeksem cen konsumpcyjnych (HICP), obliczanym według tej samej metodologii we wszystkich krajach UE. W minionych dwóch dekadach obie miary inflacji malowały bardzo podobny obraz procesów cenowych nad Wisłą. Zarówno CPI, jak i HICP, w latach 2000-2019 rosły średnio w tempie 2,6 proc. rocznie. Bezwzględna różnica między roczną dynamiką CPI a roczną dynamiką HICP wynosiła w tym okresie średnio 0,2 pkt proc. W 2020 r. te miary inflacji wyraźnie się rozbiegły. Inflacja CPI wynosiła średnio 3,4 proc., a inflacja HICP 3,7 proc. Przeciętna bezwzględna różnica między nimi wzrosła do niemal 0,7 pkt proc., przy czym w grudniu osiągnęła rekord na poziomie 1 pkt proc. Inflacja CPI wyhamowała wtedy do 2,4 proc. rocznie, a inflacja HICP wyniosła 3,4 proc.

Skąd ta różnica? - Pandemia spowodowała mocne ruchy niektórych cen i to ujawniło różnice w wagach poszczególnych towarów i usług w CPI i HICP – tłumaczy Marcin Luziński, ekonomista z Santander Bank Polska. Jak tłumaczy Marcin Czaplicki, ekonomista z PKO BP, struktura koszyka CPI w danym roku odzwierciedla strukturę wydatków gospodarstw domowych z poprzedniego roku, którą GUS ustala na podstawie badania budżetów gospodarstw domowych. Z kolei struktura wydatków na potrzeby HICP pochodzi z rachunków narodowych (dane o PKB) sprzed dwóch lat, po czym jest korygowana z wykorzystanie badanie budżetów gospodarstw domowych, ankiet wśród sprzedawców detalicznych i innych badań rynku. - Efekt jest taki, że waga usług w CPI to ok. 28 proc., a w HICP niemal 31 proc. Jeszcze większe różnice występują na niższych poziomach. Stąd np. w grudniu ceny usług w CPI wzrosły o 6,4 proc. rok do roku, a ceny usług w HICP o 7,8 proc. rok do roku. W przypadku cen towarów zwyżki wyniosły odpowiednio 0,9 i 1,8 proc. rok do roku – tłumaczy Czaplicki.

Skoro nawet dwa oficjalne wskaźniki, które z definicji mają odzwierciedlać inflację, jakiej doświadcza statystyczny konsument, mogą tak mocno się różnić, to tym większe są zapewne różnice między inflacją, jakiej doświadczają indywidualni konsumenci z wydatkami o zupełnie innej strukturze od średniej. - Rozbieżności między średnim koszykiem a koszykiem indywidualnym mogą być duże. Dlatego wnioskowanie o inflacji na podstawie własnych zakupów z wczoraj w Żabce o inflacji w całym kraju to jak obśmiewanie ocieplenia klimatu na podstawie dwóch dni ze śniegiem i temperaturą poniżej zera w Warszawie w styczniu – zauważa Luziński.