W końcu czerwca na Facebooku pojawił się post Australijki, przedstawiającej się jako pielęgniarka. Ostrzegała ona przed zagrożeniem uszkodzeniem mózgu, które miało być wywoływane przez masowo używane w walce z Covidem-19 termometry na podczerwień. Twierdziła ona, jakoby promieniowanie podczerwone atakowało szyszynkę, gruczoł wydzielający melatoninę, czyli hormon odgrywający kluczową rolę w cyklach snu i czuwania.

- Ta teoria jest całkowicie pozbawiona sensu - zapewnia Paul-Antoine Libourel z Centre de recherche en neurosciences w Lyonie, cytowany przez czasopismo Science et Vie. - Nie tylko dlatego, że szyszynka jest gruczołem umieszczonym głęboko w mózgu, poza zasięgiem tych fal, ale także dlatego, że to urządzenie pomiarowe jest całkowicie pasywne. Termometry na podczerwień, podobnie jak kamery na podczerwień, nie emitują żadnego promieniowania.

- Termometry te w rzeczywistości mierzą energię emitowaną przez ludzkie ciało i opierają się na następującej zasadzie fizycznej: każde ciało, którego temperatura jest wyższa niż 0 kelwinów, czyli - 273,15°C, emituje promieniowanie podczerwone, którego energia jest proporcjonalna do jego temperatury i emisyjności. Termometr jest wyposażony w czujnik światła wrażliwy na podczerwień, który dostarcza informacji elektrycznej proporcjonalnej do ilości otrzymanej energii. Sygnał, który jest następnie konwertowany na wartość temperatury. Jeśli zaś chodzi o czerwone światło, które emanuje z niektórych modeli, to służy ono po prostu dobremu ustawieniu urządzenia w w stronę czoła - wyjaśnia Libourel.