Do Bydgoszczy przyjechał z „Brooklynem” Johna Crowleya — opowieścią o imigrantce z Irlandii, która w latach pięćdziesiątych trafia do Nowego Jorku. Tam zaczęła budować nowe życie, znalazła też miłość. Ale gdy okoliczności zmusiły ją do wyjazdu do Irlandii, zrozumiała, ile poświęciła dla swojego „amerykańskiego snu”.

- Praca nad tym filmem była dla nas wspaniałą przygodą - mówił w Bydgoszczy Belanger. - Po pierwsze dlatego, że już dziś kino historyczne, kostiumowe. Po drugie kręciliśmy zdjęcia w trzech różnych krajach, musiałem więc pracować z trzema różnymi ekipami technicznymi. Montreal gra w nim Nowy Jork. Nie jest to proste, bo dzisiejsze miasta wyglądają już inaczej. Musieliśmy różne ich nowoczesne szczegóły maskować. Inaczej też wygląda Coney Island. Filmując plażę trochę oszukiwaliśmy. Pokazywaliśmy jej kawałek, a w pozostałych fragmentach obrazu nie ma pełnej ostrości.

Belanger zaczynał karierę jako operator muzycznych wideoklipów. Potrafi pracować bardzo szybko, z niewielką ilością sprzętu. Umie też przystosować się do różnych stylów zdjęć i wizji twórców.

- Ważne jest dla mnie porozumienie z reżyserem - stwierdził na konferencji prasowej w Bydgoszczy. - To on decyduje jak powinna wyglądać wizualna strona filmu, ja jestem po to, żeby zrealizować jego wizję. Chodzi o to, żeby mówić tym samym językiem. Z Johnem Crowleyem wiele czytaliśmy o latach pięćdziesiątych XX wieku, oglądaliśmy stare fotografie, wspólnie szukaliśmy sposobów na pokazanie tamtej rzeczywistości.
 
Bardzo też sobie Yves Belanger chwalił współpracę z Xavierem Dolanem przy filmie „Na zawsze Laurence”.

- To bardzo ciekawy chłopak. Jako dziecięcy aktor zarobił trochę pieniędzy i wszystko zainwestował we własne filmy - opowiadał. - Przy „Laurencie” mieliśmy 53 dni zdjęciowe, spędziliśmy więc razem dość dużo czasu i mogłem go nieźle poznać.  Xavier jest artystą bardzo odważnym. Niczego się nie boi. Nie jest spięty, nie denerwuje się, zawsze wie, czego chce. Podczas zdjęć cały oddaje się swojej pasji. Nic innego dla niego nie istnieje. Tylko pracuje i śpi, pracuje i śpi. Pracując z Xavierem człowiek przeżywa spontaniczną radość robienia filmów.

Zapytany o modę na kanadyjskich filmowców Belanger roześmiał się: - Mam taką teorię, że po prostu w Hollywood zabrakło już ostatnio Meksykanów. Dlatego Amerykanie zwrócili się w drugą stronę, ku nam. A poważniej... W Quebeku robimy małe, skromne filmy. A dzisiaj już część amerykańskich producentów też tak pracuje. Kino amerykańskie zmienia się. Zaczynamy ze swoimi umiejętnościami do niego pasować.