Limit długu publicznego Polski. Nie ma przyzwolenia na trwałe zwiększanie długu

Choć w dobie pandemii cały świat się zadłuża, nie jest to argument na rzecz wykreślenia z polskiej konstytucji limitu długu publicznego. Tak sądzi zdecydowana większość z 30 ekonomistów ankietowanych przez „Rz".

Aktualizacja: 26.07.2020 21:08 Publikacja: 26.07.2020 21:00

Limit długu publicznego Polski. Nie ma przyzwolenia na trwałe zwiększanie długu

Foto: Adobe Stock

Kryzys gospodarczy wywołany przez pandemię Covid-19 doprowadzi do znaczącego wzrostu długu publicznego Polski. Licząc zgodnie z ogólnoeuropejską definicją, może się on zbliżyć do 60 proc. PKB. Dług liczony zgodnie z krajową definicją będzie niższy, bo większość antykryzysowych wydatków rząd powierzył instytucjom, które formalnie nie należą do sektora finansów publicznych. Do stosowania takich księgowych sztuczek rząd jest poniekąd zmuszony.

Wzrost długu w pobliże zapisanego w Konstytucji RP limitu, wynoszącego właśnie 60 proc. PKB, a nawet progu ostrożnościowego z ustawy o finansach publicznych na poziomie 55 proc. PKB, wymuszałby natychmiastowe cięcia wydatków publicznych lub podwyżki podatków. Najbliższe lata nie będą zaś sprzyjały takim oszczędnościom. Nawet jeśli pandemia dobiegnie końca, a polska gospodarka wróci na ścieżkę wzrostu gospodarczego, polityka zaciskania pasa może wymusić na Polsce rezygnację z ambicji rozwojowych związanych m.in. z zieloną transformacją w energetyce, budową CPK, sieci szybkiej kolei czy powszechnie dostępnych mieszkań.

To argumenty grupy młodych głównie ekonomistów, którzy podpisali się pod opublikowanym na początku lipca apelem o likwidację konstytucyjnego limitu długu publicznego. W tym samym mniej więcej czasie postulat jego podwyższenia do 90 proc. PKB wysunął Jakub Sawulski, główny ekonomista Polskiego Instytutu Ekonomicznego, który jako autor dobrze przyjętej książki „Pokolenie '89. Młodzi o polskiej transformacji", może uchodzić za głos nowej generacji polskich ekonomistów.

Czytaj także: Niech dług ma granice

Część komentatorów tych apeli uznała, że to próby zbadania przyzwolenia opinii publicznej na demontaż krajowych reguł fiskalnych i wzrost długu. Tego przyzwolenia na pewno nie ma wśród uznanych ekonomistów, mających wysoką pozycję w świecie nauki – taki jest wynik naszej ankiety, którą inaugurujemy panel ekonomistów „Rzeczpospolitej" i „Parkietu".

Niedoskonałe reguły lepsze niż ich brak

Uczestników naszego panelu poprosiliśmy o ocenę czterech tez dotyczących zadłużenia państwa. Ze zdaniem „Polska nie potrzebuje na obecnym poziomie rozwoju zapisanego w Konstytucji limitu długu publicznego (60 proc. PKB)" zgodziło się tylko siedmioro z 29 ekonomistów (24 proc.). Z kolei 20 (69 proc.) nie zgadza się z tym zdaniem lub zdecydowanie nie zgadza, co oznacza, że opowiadają się za utrzymaniem konstytucyjnego limitu długu.

– W Polsce jako kraju rozwijającym się wysoki dług publiczny zwiększa podatność gospodarki na globalne zawirowania, np. wzrost niepewności. W dobrych czasach zadłużanie się pozwala na szybszy rozwój poprzez stymulację popytu, ale w gorszych uwarunkowaniach sprawia, że rośnie ryzyko scenariusza greckiego – uzasadnił swoją ocenę dr hab. Michał Rubaszek, profesor SGH.

– Nie jestem zwolennikiem reguł nieuwzględniających specyfiki poszczególnych krajów i tych samych wartości dla wszystkich, zwłaszcza że sama wartość progowa 60 proc. PKB nie jest wyliczona na podstawie rzetelnych badań naukowych. Niemniej w praktyce konieczne są pewne mechanizmy krajowe, których celem jest przeciwdziałanie nadmiernemu zadłużaniu się, nawet jeśli mechanizmy te nie są doskonale – skomentował z kolei prof. dr hab. Andrzej Cieślik, kierownik katedry Makroekonomii i Teorii Handlu Zagranicznego na Wydziale Nauk Ekonomicznych UW.

Przywiązanie większości uczestników panelu do konstytucyjnego limitu długu nie oznacza jednak, że są oni również przekonani co do tego, że gdy tylko zakończy się kryzys wywołany przez pandemię Covid-19, polski rząd powinien dążyć do szybkiego obniżenia zadłużenia. Z tym twierdzeniem zgodziło się 14 z 30 naukowców (47 proc.), ale niemal tyle samo (12) się nie zgodziło. To sugeruje, że wielu ekonomistów byłoby skłonnych poprzeć modyfikacje limitu długu, które zwiększyłyby jego elastyczność, np. pozwalając na jego czasowe przekroczenie.

– Sytuacja jest wyjątkowa i jeśli limit długu miałby stanowić istotny hamulec w procesie ratowaniu gospodarki, to na pewno wymaga on przemyślenia – dr hab. Marek Kośny, prof. Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu. – Limit powinien istnieć: do tej pory okazywał się skutecznym narzędziem ograniczania zbyt ekspansywnej polityki. Pytanie natomiast, czy nie należałoby go czasowo zawiesić (z bardzo dokładnie wskazanym terminem przywrócenia) albo nieco podwyższyć, ponieważ jego poziom, uwzględniając sytuację innych państw, jest konserwatywny – dodał dr Kośny.

Prof. dr hab. Barbara Liberda, szefowa Katedry Teorii Rozwoju Gospodarczego na WNE UW, podkreśla z kolei, że jeśli rząd będzie pobudzał wzrost gospodarczy, to stosunek zadłużenia do PKB będzie malał nawet bez polityki oszczędnościowej.

Czytaj także: Jak bardzo można zadłużyć Polskę

Limit to nie ograniczenie prędkości

Polska należy do najmniej zadłużonych państw UE. I pandemia, która spowoduje uniwersalny wzrost zobowiązań rządów, tego zapewne nie zmieni. W 2019 r. dług Polski (według unijnej metodologii) wynosił tylko 46 proc. PKB, podczas gdy średnio w UE 79,4 proc. PKB. Sygnatariusze apelu o zniesienie konstytucyjnego limitu długu sądzą, że ta dysproporcja może oznaczać, że Polska rezygnuje z części możliwości rozwojowych. To pogląd wyrastający z głośnej ostatnio Nowoczesnej Teorii Monetarnej (MMT), wedle której jedynym ograniczeniem dla wydatków publicznych jest inflacja. Dopóki jest w ryzach, dopóty zwiększanie długu przyczynia się do lepszego wykorzystania mocy wytwórczych.

Spośród ankietowanych przez nas ekonomistów tylko nieliczni zgadzają się jednak ze zdaniem, że „dążenie do utrzymania długu publicznego wyraźnie poniżej średniej unijnej będzie ograniczało potencjał rozwojowy Polski". 60 proc. nie zgadza się z tą tezą.

– Polska już obecnie stoi na granicy możliwości absorpcyjnych środków UE. A więc realne moce gospodarki w segmencie infrastrukturalnym wystarczą do zaspokojenia programu finansowanego środkami UE, ale nic ponad to – skomentował dr Maciej Bukowski, wykładowca WNE UW, prezes think tanku WiseEuropa. – Z tego powodu dodatkowy bodziec nie jest potrzebny, a nawet w związku z koniecznością zachowania możliwości reakcji na kolejny kryzys byłby fiskalnym błędem – dodał Maciej Bukowski.

– Polska nie jest w sytuacji, w jakiej jest Japonia i inne kraje wysoko rozwinięte. Nie ma u nas dużego chronicznego nadmiaru oszczędności w przedsiębiorstwach, które rząd musiałby pożyczać poprzez emisję długu i wydawać, by wróciły do gospodarki. Nie ma więc obiektywnej potrzeby – poza okresami kryzysów – dużej emisji długu publicznego – zauważył z kolei prof. Andrzej Sławiński z SGH, były członek Rady Polityki Pieniężnej.

 

 

Panel ekonomistów „Parkietu" i „Rzeczpospolitej". Prezentujemy odpowiedzi indywidualnych uczestników oraz ich komentarze.

A. Polska nie potrzebuje na obecnym poziomie rozwoju zapisanego w Konstytucji limitu długu publicznego (60 proc. PKB).

Odpowiedzi „Zdecydowanie się zgadzam" udzielili:

Dr Jakub Borowski, pracownik naukowy w Szkole Głównej Handlowej, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska .

„Konstytucja, w której znalazł się limit długu na poziomie 60 proc. PKB, pochodzi z 1997 r. To było na siedem lat przed wejściem do Unii Europejskiej. Wtedy potrzebowaliśmy takiej kotwicy dla finansów publicznych, nadającej im wiarygodność. Dzisiaj ta kotwica nie spełnia już swojej funkcji, także dlatego, że choć jest rzucona, to sznur jest przecięty. Sposób obliczania długu ustala ustawa o finansach publicznych, którą łatwo jest zmienić. Rząd może zwiększyć zadłużenie powyżej 60 proc. PKB, a jednocześnie formalnie utrzymać dług poniżej tego limitu.

Rezygnacja z konstytucyjnego limitu długu to jednak nie to samo co zielone światło dla wzrostu zadłużenia. Co do zasady powinniśmy stosować unijne regulacje, które również nakładają na nas obowiązek utrzymania długu poniżej 60 proc. PKB, ale liczonego według innej metodologii. Potrzebna jest nam reguła wydatkowa, która będzie z tymi unijnymi wytycznymi spójna i w dłuższej perspektywie będzie stabilizowała dług na wymaganym w UE poziomie. Obecnie takiej reguły nie mamy.

O tym, czy unijne limity mają jakieś uzasadnienie, też można dyskutować. Paradygmat w ekonomii się zmienia. Obecne reguły fiskalne bazują na doświadczeniach sprzed kilkudziesięciu lat, gdy nadmierne wydatki rządów finansowane przez banki centralne prowadziły do wysokiej inflacji. Dzisiaj banki centralne pomagają rządom finansować deficyty, ale robią to w warunkach niepełnego wykorzystania mocy wytwórczych popytowej. To nie jest działanie proinflacyjne. Do kwestii długu publicznego należy więc podchodzić pragmatycznie. Trzeba jednak pamiętać o tym, że nam – jako krajowi doganiającemu – wolno wciąż mniej niż USA czy krajom strefy euro. Kraje te reprezentują gospodarki, które są emitentami walut rezerwowych. I nikt nie wie, o ile mniej. A ekonomiści nie powinni podejmować ryzyka, którego nie potrafią oszacować".

Odpowiedzi „Zgadzam się" udzielili:

Prof. dr hab. Barbara Liberda, kierownik Katedry Teorii Rozwoju Gospodarczego na Wydział Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego.

„Uważam, że limit długu powinien być czasowo zwiększony, co nie całkiem odpowiada sformułowaniu: Polska nie potrzebuje na obecnym poziomie limitu długu".

Dr hab. Michał Brzeziński, pracownik naukowy Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego.

Dr hab. Małgorzata Knauff, profesor w Szkole Głównej Handlowej.

Prof. dr hab. Grzegorz Gorzelak, pracownik naukowy Centrum Europejskich Studiów Regionalnych i Lokalnych na Uniwersytecie Warszawskim.

Dr Izabela Styczyńska, prezes think-tanku CASE.

Dr hab. Jan Hagemejer, profesor na Wydziale Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego, dyrektor ds. makroekonomii i handlu w think-tanku CASE:

„To trudne pytanie. Problem polega na spójności długiego i krótkiego kryzysu oraz wiarygodności polityki rządu w dłuższym okresie. Z jednej strony finansowanie doraźnej pomocy i bodźce fiskalne wydają się konieczne. Z drugiej jednak strony, odpuszczenie w krótkim okresie często utrzymuje się w długim okresie. Reformy wymaga cały sposób wydatkowania, tzn. wydatki budżetu powinny mieć charakter antycykliczny – w okresach tłustych powinien być budowany bufor, żeby w okresach chudych luzowanie limitu nie było konieczne. Nie powinno obniżać się podatków w boomie itp. Nie znamy skali spowolnienia, które nastąpi – natomiast przykręcanie śruby w dołku będzie prowadziło do dalszego ograniczania popytu i dotknie w największym stopniu najbiedniejszych. Z drugiej jednak strony, fakt że nie jesteśmy w strefie euro sprawi, że prawdopodobnie zdeprecjonuje nam się (jeszcze) waluta i zwiększy premia za ryzyko naszych obligacji. Tanie pożyczanie też nie będzie trwało wiecznie".

Odpowiedzi „Nie mam zdania" udzielili:

Dr hab. Michał Myck, prezes think-tanku CenEA, badacz w Instytucie Ekonomii Pracy (IZA) w Bonn:

„Polska potrzebuje odpowiedzialnej polityki fiskalnej – z limitem czy bez limitu. Sam limit jej nie zastąpi: nie gwarantuje racjonalnych decyzji w czasie dynamicznego wzrostu i prowadzi do uproszczonych rozwiązań w czasie spowolnienia (np. przesunięcie środków z OFE w 2014 r. czy obecny brak przejrzystości w finansach publicznych)".

Dr Maciej Bukowski, prezes think-tanki WiseEuropa, pracownik naukowy Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego:

„Potrzebujemy limitu długu przede wszystkim dlatego, że to powściąga ambicje wydatkowe sektora publicznego czyniąc jego ograniczenie budżetowe mniej miękkim, a w konsekwencji bardziej racjonalnym. Z drugiej strony limit tego rodzaju ma skutki uboczne. W Polsce objawia się to np. obchodzeniem reguł ustawowych, zmianą definicji długu, przenoszeniem go do instytucji niekonsolidowanych (wg. definicji krajowej) itp. Konsolidacja odbywa się także w sposób suboptymalny, tzn. w mniejszym stopniu za pomocą transferów, w większym poprzez konsumpcję i inwestycje publiczne (co ma ujemne mnożniki keynesowskie). Limit jest więc niedoskonałym narzędziem dyscyplinującym politykę, skutecznym raczej w średnim niż długim okresie, w którym politycy mają tendencję do spóźniania się z podatkami i finansowania coraz większych wydatków zadłużeniem rosnącym szybciej niż PKB. Z drugiej strony wobec niskiej kultury technokratycznej w obrębie instytucji publicznych oraz braku zrozumienia gospodarki przez polityków i obywateli, tak limit zmniejsza - sam w sobie - prawdopodobieństwo niewypłacalności państwa, a w każdym razie przesuwa je w czasie obniżając m.in. koszt zadłużenia, który Polska ma bardzo niski m.in. przez to, że jest wiązana regułą".

Odpowiedzi „Nie zgadzam się" udzielili:

Dr hab.. Michał Rubaszek, profesor w Szkole Głównej Handlowej:

„Moim zdaniem w Polsce, jako kraju rozwijającym się, wysoki dług publiczny zwiększa podatność gospodarki na globalne zawirowania, np. wzrost niepewności. W czasach, gdy wszystko układa się dobrze, zadłużanie się pozwala na szybszy rozwój poprzez stymulację popytu, ale w gorszych uwarunkowaniach sprawia, że rośnie ryzyko scenariusza greckiego."

Dr hab. Marek Kośny, profesor na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu:

„Jeszcze kilka miesięcy temu napisałbym, że zdecydowanie nie, ale sytuacja jest wyjątkowa i jeśli ten limit miałby stanowić istotny hamulec w procesie ratowaniu gospodarki, to na pewno wymaga on przemyślenia. Limit powinien jednak istnieć: do tej pory okazywał się skutecznym narzędziem ograniczania zbyt ekspansywnej polityki. Pytanie natomiast, czy nie należałoby go czasowo zawiesić (z bardzo dokładnie wskazanym terminem przywrócenia), albo nieco podwyższyć, ponieważ jego poziom, uwzględniając sytuację innych państw, jest konserwatywny".

Prof. dr hab. Andrzej Cieślik, kierownik Katedry Makroekonomii i Handlu Międzynarodowego na Wydziale Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego:

„Osobiście nie jestem zwolennikiem reguł nie uwzględniających specyfiki poszczególnych krajów i tych samych ograniczeń dla wszystkich, zwłaszcza że sama wartość progowa 60 proc. PKB nie jest wyliczona na podstawie rzetelnych badań naukowych. Tym niemniej, w praktyce konieczne są pewne mechanizmy krajowe, których celem jest przeciwdziałanie nadmiernemu zadłużaniu się, nawet jeżeli mechanizmy te nie są doskonałe. W szczególności, dotyczy to kraju takiego jak Polska, w którym ogólny poziom edukacji ekonomicznej społeczeństwa jest bardzo niski"

Dr hab. Cezary Wójcik, profesor Szkoły Głównej Handlowej, założyciel Center for Leadership.

Prof. dr hab. Małgorzata Zaleska, dyrektor Instytutu Bankowości w Szkole Głównej Handlowej, była prezes GPW, była członkini zarządu NBP:

„Jakiś limit jest potrzebny, można jednak dyskutować o jego wysokości. Wiele tu zależy od waluty zadłużenia, ważne będą też ewentualne przyszłe decyzje w sprawie umorzenia / redukcji długów w skali globalnej i regionalnej".

Prof. dr hab. Andrzej Sławiński, kierownik Zakładu Rynku Papierów Skarbowych w Szkole Głównej Handlowej, były członek Rady Polityki Pieniężnej, były dyrektor Instytutu Ekonomicznego NBP

Dr hab. Joanna Wolszczak-Derlacz, profesor na Politechnice Gdańskiej, kierownik Katedry Nauk Ekonomicznych.

Prof. dr hab. Małgorzata Iwanicz-Drozdowska, kierownik Katedry Systemu Finansowego w Szkole Głównej Handlowej:

„Nie zgadzam się. Do ewentualnego rozważenia jest możliwość wprowadzenia opcji przekroczenia w szczególnych przypadkach, np. kryzysu wywołanego szokiem zewnętrznym. Wymagałoby to wypracowania stosownych rozwiązań prawnych."

Piotr Lewandowski, prezes Instytutu Badań Strukturalnych, badacz w Instytucie Ekonomii Pracy (IZA) w Bonn.

Dr Dorota Skała, adiunkt w Instytucie Ekonomii i Finansów Uniwersytetu Szczecińskiego.

Odpowiedzi „Zdecydowanie się nie zgadzam" udzielili:

Prof. Dr hab. Witold Orłowski, wykładowca i były rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula, główny doradca ekonomiczny PwC.

Prof. dr hab. Wojciech Czakon, kierownik Katedry Zarządzania Strategicznego na Uniwersytecie Jagiellońskim.

„Generalnie uważam, że problemem nie jest wysokość długu tylko koszt jego obsługi, tj. obsługi kapitału i odsetek. Ten element trzeba dostosowywać do potrzeb i możliwości. Na przykład, jeśli skumulowany koszt obsługi programów socjalnych przekracza nakłady na służbę zdrowia to zachodzi dylemat. Konstytucyjny limit jest potrzebny, ale ponadnarodowe reguły na poziomie UE mogą w sytuacjach nadzwyczajnych być użyteczne w łagodzeniu gorsetu konstytucyjnego. Dług na poziomie kraju może służyć transferom społecznym czyli pobudzaniu konsumpcji, co skutkuje wzrostem gospodarczym i lepszą dystrybucją bogactwa. Może też służyć inwestycjom, co jest bezpośrednio korzystne dla naszego rynku pracy. Ujednolicenie poziomu dopuszczalnego długu w skali UE stwarza dobrą podstawę do konwergencji, ponieważ pozwala nam na silniejsze bodźce gospodarcze. Obecnie możliwości Francji czy Niemiec w tym zakresie są znacznie większe (nie w wartościach bezwzględnych, ale w proporcji do PKB)".

Prof. dr hab. Marek Góra, kierownik Katedy Ekonomii I w Szkole Głównej Handlowej.

Prof. dr hab. Jerzy Wilkin, kierownik Zakładu Integracji Europejskiej w Polskiej Akademii Nauk.

Prof. dr hab. Mikołaj Czajkowski, kierownik Katedry Mikroekonomii, Wydział Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego:

„Zwiększanie długu powyżej tego poziomu może się udać, ale jest ryzykowne, więc lepiej tego unikać".

Prof. dr hab. Elżbieta Adamowicz, pracownik naukowy Instytutu Rozwoju Gospodarczego w Szkole Głównej Handlowej.

Dr Karolina Goraus-Tańska, adiunkt na Wydziale Nauk Ekonomicznych SGH.

Prof. dr hab. Krzysztof Jajuga, kierownik Katedry Inwestycji Finansowych i Zarządzania Ryzykiem na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu:

„Taki limit (oczywiście można dyskutować, czy ma być o 5 pkt. proc. wyższy lub niższy) jest potrzebny, głównie z powodu konieczności ograniczania zakusów polityków na budżet, a w konsekwencji na chęć zwiększania długu. Mogą się pojawić sytuacje ekstremalne (takie jak COVID-19), które spowodują, że w krótkim okresie limit zostanie przekroczony, tutaj jednak rozmawiamy w kontekście długiego okresu".

Dr hab. Marek Dąbrowski, profesor na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie:

„Bez takiego zabezpieczenia grozi nam erozja stanu finansów publicznych".

Dr hab. Michał Mackiewicz, profesor na Uniwersytecie Łódzkim, kierownik Katedry Funkcjonowania Gospodarki .

B: Dla zapewnienia stabilności finansów publicznych wystarczą nam bardziej elastyczne ograniczenia i reguły obowiązujące nas jako członka UE.

Odpowiedzi „Zdecydowanie się zgadzam" udzielili:

Prof. dr hab. Grzegorz Gorzelak, pracownik naukowy Centrum Europejskich Studiów Regionalnych i Lokalnych na Uniwersytecie Warszawskim.

Odpowiedzi „Zgadzam się" udzielili:

Prof. dr hab. Wojciech Czakon, kierownik Katedry Zarządzania Strategicznego na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Prof. dr hab. Barbara Liberda, kierownik Katedry Teorii Rozwoju Gospodarczego na Wydział Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego.

Dr hab. Michał Brzeziński, pracownik naukowy Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego.

Dr hab. Małgorzata Knauff, profesor w Szkole Głównej Handlowej.

Dr Jakub Borowski, pracownik naukowy w Szkole Głównej Handlowej, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska .

Piotr Lewandowski, prezes Instytutu Badań Strukturalnych, badacz w Instytucie Ekonomii Pracy (IZA) w Bonn.

Dr Izabela Styczyńska, prezes think-tanku CASE.

Dr hab. Jan Hagemejer, profesor na Wydziale Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego, dyrektor ds. makroekonomii i handlu w think-tanku CASE:

„Teoretycznie wystarczą, ale powstaje pytanie jak długo jeszcze Unia będzie dla nas tzw. „commitment device". W wielu innych aspektach realnie nie jest – niestety."

Odpowiedzi „Nie mam zdania" udzielili:

Prof. dr hab. Krzysztof Jajuga, kierownik Katedry Inwestycji Finansowych i Zarządzania Ryzykiem na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu: „Dobrze byłoby zastanowić się nad konkretnymi regułami, wtedy można udzielić bardziej precyzyjnej odpowiedzi".

Dr Maciej Bukowski, prezes think-tanki WiseEuropa, pracownik naukowy Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego:

„Co do zasady mogłyby wystarczać. W praktyce niekoniecznie, czego dowiodły historie tych krajów południa Europy, których zadłużenie publiczne wzrosło do 120-200 proc PKB. Samo w sobie wysokie zadłużenie nie jest problemem o ile znajdują się nabywcy długu danego kraju, a więc - pośrednio - zainteresowanie aktywami denominowanymi w jego walucie jest wystarczająco wysokie. Limit 60 proc. PKB w zasadzie zapewnia, że kraj taki jak Polska znajdzie nabywców na swój dług. Jego brak, lub brak sankcji za jego przekroczenie, pozwala przez jakiś czas zwiększać zadłużenie, aż zaufanie nabywców się nie odwróci. Co doprowadza do kryzysu. Limit krajowy jest więc - w przypadku kraju takiego jak Polska - środkiem na zwiększenie zaufania inwestorów i sposobem na zmniejszenie oprocentowania długu oraz minimalizację ryzyka kryzysu. To, czy jest to środek nadmierny, jest raczej kwestią wyczucia niż racjonalnej kalkulacji".

Odpowiedzi „Nie zgadzam się" udzielili:

Prof. Dr hab. Witold Orłowski, wykładowca i były rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula, główny doradca ekonomiczny PwC.

Dr hab.. Michał Rubaszek, profesor w Szkole Głównej Handlowej.

Prof. dr hab. Jerzy Wilkin, kierownik Zakładu Integracji Europejskiej w Polskiej Akademii Nauk.

Prof. dr hab. Mikołaj Czajkowski, kierownik Katedry Mikroekonomii, Wydział Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego.

Prof. dr hab. Andrzej Cieślik, kierownik Katedry Makroekonomii i Handlu Międzynarodowego na Wydziale Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego:

„Niezależnie od reguł unijnych konieczne są również reguły krajowe, które muszą być respektowane".

Dr hab. Cezary Wójcik, profesor Szkoły Głównej Handlowej, założyciel Center for Leadership .

Prof. dr hab. Małgorzata Zaleska, dyrektor Instytutu Bankowości w Szkole Głównej Handlowej, była prezes GPW, była członkini zarządu NBP:

„UE to "zbiór państw" o bardzo różnej sytuacji ekonomicznej i potrzebie stosowania różnej polityki gospodarczej".

Dr Karolina Goraus-Tańska, adiunkt na Wydziale Nauk Ekonomicznych SGH.

Dr hab. Joanna Wolszczak-Derlacz, profesor na Politechnice Gdańskiej, kierownik Katedry Nauk Ekonomicznych.

Dr hab. Michał Myck, prezes think-tanku CenEA, badacz w Instytucie Ekonomii Pracy (IZA) w Bonn.

Prof. dr hab. Małgorzata Iwanicz-Drozdowska, kierownik Katedry Systemu Finansowego w Szkole Głównej Handlowej.

Dr hab. Marek Dąbrowski, profesor na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie.

Dr hab. Michał Mackiewicz, profesor na Uniwersytecie Łódzkim, kierownik Katedry Funkcjonowania Gospodarki .

Dr Dorota Skała, adiunkt w Instytucie Ekonomii i Finansów Uniwersytetu Szczecińskiego.

Odpowiedzi „Zdecydowanie się nie zgadzam" udzielili:

Prof. dr hab. Marek Góra, kierownik Katedry Ekonomii I w Szkole Głównej Handlowej.

Dr hab. Marek Kośny, profesor na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu:

„Jak pokazuje doświadczenie, zwłaszcza sytuacja w Europie Południowej, te limity nie rozwiązują problemów".

Prof. dr hab. Elżbieta Adamowicz, pracownik naukowy Instytutu Rozwoju Gospodarczego w Szkole Głównej Handlowej.

Prof. dr hab. Andrzej Sławiński, kierownik Zakładu Rynku Papierów Skarbowych w Szkole Głównej Handlowej, były członek Rady Polityki Pieniężnej, były dyrektor Instytutu Ekonomicznego NBP.

C. Po zakończeniu pandemii, dążenie do utrzymania długu publicznego (w warunkach niskich stóp procentowych) wyraźnie poniżej średniej unijnej będzie ograniczało potencjał rozwojowy Polski.

Odpowiedzi „Zdecydowanie się zgadzam" udzielili:

Prof. dr hab. Wojciech Czakon, kierownik Katedry Zarządzania Strategicznego na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Dr hab. Marcin Piątkowski, profesor Akademii Leona Koźmińskiego.

Odpowiedzi „Zgadzam się" udzielili:

Prof. dr hab. Barbara Liberda, kierownik Katedry Teorii Rozwoju Gospodarczego na Wydział Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego.

Dr hab. Michał Brzeziński, pracownik naukowy Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego.

Prof. dr hab. Małgorzata Zaleska, dyrektor Instytutu Bankowości w Szkole Głównej Handlowej, była prezes GPW, była członek zarządu NBP.

Dr hab. Małgorzata Knauff, profesor w Szkole Głównej Handlowej.

Prof. dr hab. Małgorzata Iwanicz-Drozdowska, kierownik Katedry Systemu Finansowego w Szkole Głównej Handlowej.

Piotr Lewandowski, prezes Instytutu Badań Strukturalnych, badacz w Instytucie Ekonomii Pracy (IZA) w Bonn.

Prof. dr hab. Grzegorz Gorzelak, pracownik naukowy Centrum Europejskich Studiów Regionalnych i Lokalnych na Uniwersytecie Warszawskim.

Odpowiedzi „Nie mam zdania" udzielili:

Prof. dr hab. Mikołaj Czajkowski, kierownik Katedry Mikroekonomii, Wydział Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego.

Dr Izabela Styczyńska, prezes think-tanku CASE.

Dr hab. Jan Hagemejer, profesor na Wydziale Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego, dyrektor ds. makroekonomii i handlu w think-tanku CASE:

„Gdyby faktycznie finansowało to potencjał rozwojowy to bym się zgodził z tym zdaniem, ale mam co do tego wątpliwości".

Odpowiedzi „Nie zgadzam się" udzielili:

Prof. dr hab. Marek Góra, kierownik Katedy Ekonomii I w Szkole Głównej Handlowej.

Dr hab.. Michał Rubaszek, profesor w Szkole Głównej Handlowej.

Prof. dr hab. Jerzy Wilkin, kierownik Zakładu Integracji Europejskiej w Polskiej Akademii Nauk.

Dr hab. Marek Kośny, profesor na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu:

„Mocna stymulacja może krótkookresowo istotnie zwiększyć tempo wzrostu PKB. Ale utrzymanie poziomu długu na poziomie adekwatnym do poziomu rozwoju (który jest niższy niż średnia dla UE) średnio- i długookresowo pozwoli stworzyć warunki dla stabilnego wzrostu".

Prof. dr hab. Andrzej Cieślik, kierownik Katedry Makroekonomii i Handlu Międzynarodowego na Wydziale Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego:

„Dążenie to może, ale wcale nie musi ograniczać potencjał rozwojowy. Wszystko zależy od tego jakie wydatki miałyby zostać zredukowane. Jeżeli byłyby to wydatki służące poprawie ogólnonarodowej produktywności to tak, natomiast jeżeli byłyby to inne wydatki, to wcale tak być nie musi".

Dr hab. Cezary Wójcik, profesor Szkoły Głównej Handlowej, założyciel Center for Leadership.

Prof. dr hab. Elżbieta Adamowicz, pracownik naukowy Instytutu Rozwoju Gospodarczego w Szkole Głównej Handlowej.

Dr Karolina Goraus-Tańska, adiunkt na Wydziale Nauk Ekonomicznych SGH.

Prof. dr hab. Andrzej Sławiński, kierownik Zakładu Rynku Papierów Skarbowych w Szkole Głównej Handlowej, były członek Rady Polityki Pieniężnej, były dyrektor Instytutu Ekonomicznego NBP:

„Polska nie jest w sytuacji, w jakiej jest Japonia i inne kraje wysoko rozwinięte. Nie ma u nas dużego chronicznego nadmiaru oszczędności w przedsiębiorstwach, które rząd musiałby pożyczać poprzez emisję długu i wydawać, by wróciły do gospodarki. Nie ma więc obiektywnej potrzeby dużej emisji długu publicznego – poza okresami kryzysów. Nie ma tym samym powodu, by rezygnować z dobrego ratingu naszego długu i niskiej premii za ryzyko. Nie wiemy, przy jakim poziomie długu inwestorzy mogliby zacząć sprzedawać nasz dług, gdyby jego wielkość znacząco rosła w czasie, gdy gospodarka będzie już na ścieżce wzrostu. Tracone zaufanie rynków odrabia się latami. We Włoszech nieomal każda próba rozluźnienia polityki fiskalnej powoduje wzrost premii za ryzyko na rynku obligacji skarbowych i to pomimo QE ECB (!). Punktem odniesienia przy zastanawianiu się na temat szybkości powrotu do limitu zadłużenia powinno być potencjalne tempo wzrostu. Jeśli tempo wzrostu PKB jest wyższe od potencjalnego, to jest szczególnie dobra okazja, aby zmniejszać dług i stabilizować jednocześnie gospodarkę".

Dr hab. Joanna Wolszczak-Derlacz, profesor na Politechnice Gdańskiej, kierownik Katedry Nauk Ekonomicznych.

Dr hab. Michał Myck, prezes think-tanku CenEA, badacz w Instytucie Ekonomii Pracy (IZA) w Bonn:

„O potencjale rozwojowym Polski zdecyduje przede wszystkim to, na co przeznaczane będą środki publiczne i jak zmieniona zostanie struktura polskiego systemu podatkowego".

Prof. dr hab. Krzysztof Jajuga, kierownik Katedry Inwestycji Finansowych i Zarządzania Ryzykiem na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu:

„To stwierdzenie nie ma uzasadnienia. Miałoby wtedy, gdyby zadłużanie się pomagało realizowaniu rozwojowych projektów, nakierowanych na rozwój kraju w długim okresie, nie zaś było wykorzystywane na zwiększanie bieżącej konsumpcji".

Dr hab. Marek Dąbrowski, profesor na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie:

„Dobrej polityki gospodarczej nie da się zastąpić stymulowaniem wzrostu za pomocą długu".

Dr Dorota Skała, adiunkt w Instytucie Ekonomii i Finansów Uniwersytetu Szczecińskiego.

Dr Maciej Bukowski, prezes think-tanki WiseEuropa, pracownik naukowy Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego:

„Nie będzie. Polska już obecnie stoi na granicy możliwości absorpcyjnych środków UE (z MFF i pakietu antykryzysowego). A więc realne moce gospodarki w segmencie infrastrukturalnym wystarczą do zaspokojenia programu finansowanego środkami UE, ale nic ponad to. Z tego powodu dodatkowy stymulus nie jest potrzebny a nawet - w związku z koniecznością rezerwowania możliwości reakcji na kolejny kryzys - byłby fiskalnym błędem".

Odpowiedzi „Zdecydowanie się nie zgadzam" udzielili:

Prof. Dr hab. Witold Orłowski, wykładowca i były rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula, główny doradca ekonomiczny PwC.

Dr Jakub Borowski, pracownik naukowy w Szkole Głównej Handlowej, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska.

Dr hab. Michał Mackiewicz, profesor na Uniwersytecie Łódzkim, kierownik Katedry Funkcjonowania Gospodarki.

Informacje o panelu ekonomistów

Do panelu ekonomistów „Rzeczpospolitej" zaprosiliśmy ponad 50 wybitnych polskich ekonomistów z różnych pokoleń i ośrodków akademickich oraz o różnorodnych zainteresowaniach naukowych. Tę grupę ekspertów raz na miesiąc będziemy prosili o opinie i komentarze dotyczące aktualnych zagadnień dotyczących szeroko rozumianej polityki gospodarczej. To sposób na ustalenie, w jakim stopniu ekonomiści zgadzają się ze sobą w ważnych dla rozwoju gospodarczego Polski kwestiach. Przede wszystkim jednak badania opinii grupy cenionych ekonomistów pozwolą na recenzowanie bez uprzedzeń wszelkich pomysłów, które pojawiają się w debacie publicznej, a także rekomendowanie pomysłów nowych. Nasz panel ekonomistów wzorowany jest na przedsięwzięciu, które z powodzeniem od 2011 r. realizuje Inicjatywa na rzecz Globalnych Rynków przy Booth School of Business (część Uniwersytetu Chicagowskiego).

Kryzys gospodarczy wywołany przez pandemię Covid-19 doprowadzi do znaczącego wzrostu długu publicznego Polski. Licząc zgodnie z ogólnoeuropejską definicją, może się on zbliżyć do 60 proc. PKB. Dług liczony zgodnie z krajową definicją będzie niższy, bo większość antykryzysowych wydatków rząd powierzył instytucjom, które formalnie nie należą do sektora finansów publicznych. Do stosowania takich księgowych sztuczek rząd jest poniekąd zmuszony.

Wzrost długu w pobliże zapisanego w Konstytucji RP limitu, wynoszącego właśnie 60 proc. PKB, a nawet progu ostrożnościowego z ustawy o finansach publicznych na poziomie 55 proc. PKB, wymuszałby natychmiastowe cięcia wydatków publicznych lub podwyżki podatków. Najbliższe lata nie będą zaś sprzyjały takim oszczędnościom. Nawet jeśli pandemia dobiegnie końca, a polska gospodarka wróci na ścieżkę wzrostu gospodarczego, polityka zaciskania pasa może wymusić na Polsce rezygnację z ambicji rozwojowych związanych m.in. z zieloną transformacją w energetyce, budową CPK, sieci szybkiej kolei czy powszechnie dostępnych mieszkań.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Budżet i podatki
Ponad 24 mld zł dziury w budżecie po I kwartale. VAT w górę, PIT dołuje
Budżet i podatki
Francja wydaje ciągle za dużo z budżetu
Budżet i podatki
Minister finansów: Budżet wygląda całkiem dobrze
Budżet i podatki
Polacy zmienili nastawienie do podatków. Zawinił Polski Ład
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Budżet i podatki
Unijne rygory fiskalne zablokują inwestycje