W najnowszej wersji Krajowego Planu Obudowy, wysłanej w poniedziałek do Brukseli, rząd zakłada, że Polska będzie wnioskować o 12,1 mld euro z części pożyczkowej unijnego Funduszu Odbudowy. Dzięki uruchomieniu tej części dłużnej – w odpowiedzi na postulaty samorządów czy przedsiębiorców – udało się zwiększyć całą pulę wydatków z KPO z 24 mld euro do 36 mld euro.
Dla kogo pożyczki?
Problem w tym, że wcale nie budzi to entuzjazmu tych podmiotów, które miałaby z długu finansować swoje inwestycje. – Samorządy są w słabej kondycji finansowej. Liczą przede wszystkim, że w rozwoju pomogą im unijne granty – mówił we wtorek Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku i prezes Unii Metropolii Polskich. – Tymczasem w KPO proponuje się nam bardzo dużo pożyczek, w tym na zielone inwestycje w miastach, czyli parki czy ścieżki rowerowe. W sumie ok. 5 mld euro, to nieproporcjonalnie więcej niż dla sektora rządowego i sektora przedsiębiorstw – oceniał. Jak wyliczał, z całej puli przewidzianej dla samorządów dotacje stanowią tylko niecałe 50 proc., w puli dla instytucji rządowych – aż 80 proc., a w części dla firm – prawie 70 proc.
Ciekawe, że choć najbardziej naturalnym odbiorcą pożyczek wydają się przedsiębiorstwa, to też nie są tym zachwycone. – Biznes na pewno prowadzi więcej inwestycji, które docelowo mają się zwrócić i mogłyby być finansowane z pożyczek. Ale jest też wiele projektów, które powinny być wspieranie instrumentami bezzwrotnymi – zaznacza Grzegorz Baczewski, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.
Granty najlepsze
Jako przykład podaje produkcję aktywnych składników farmaceutycznych (API), na co w KPO przewidziano 300 mln euro pożyczek. – Obecnie wszystkie te składniki są importowane, głównie z Azji. W Polsce się nich nie produkuje, bo to jest nieopłacalne ekonomiczne. I to się nie zmieni, żaden inwestor prywatny nie zaciągnie długu na inwestycję, która się nie zwróci. Jeśli rząd chce zwiększyć odporność naszego systemu zdrowia poprzez wsparcie produkcji API, muszą to być granty – zauważa Baczewski.