Świat polityki i biznesu w środę zelektryzowała informacja o domniemanej próbie rezygnacji minister finansów Teresy Czerwińskiej. Według doniesień wPolityce.pl szefowa resortu miała w rozmowie z premierem Mateuszem Morawieckim podać się do dymisji, a szef rządu miał rezygnacji nie przyjąć. Miało to nastąpić kilka dni po ogłoszeniu przez Jarosława Kaczyńskiego nowej „piątki" PiS. Rzecznik resortu finansów Paweł Jurek szybko zdementował te spekulacje, podkreślając, że prof. Czerwińska żadnej dymisji nie składała.
„Piątka” PiS to nie perpetuum mobile. Ktoś za to zapłaci
– Dobrze, że okazało się to niesprawdzoną plotką. W przeciwnym razie mogłoby zostać odebrane przez rynek jako sygnał, że mamy poważne problemy w finansach publicznych – mówi jeden z analityków finansowych. – Gdyby się okazało, że osoba odpowiedzialna za stan budżetu nie wierzy w bezproblemową realizację nowych obietnic wyborczych, wzbudziłoby to duży niepokój wśród inwestorów – dodaje.
Zaniepokojona minister
Także z informacji „Rzeczpospolitej" wynika, że minister Czerwińska nie złożyła formalnego wniosku o dymisję. Niemniej między nią a premierem doszło do ostrego sporu. Szefowa resortu była zaskoczona skalą i kierunkiem nowych obietnic wyborczych PiS. Sama proponowała tańszy impuls fiskalny, szacowany na 10 mld zł i ukierunkowany głównie na obniżkę tzw. klina podatkowego. Tymczasem „piątka" PiS szacowana jest na 40 mld zł rocznie, z czego tylko jedna trzecia ma charakter prorozwojowy. Podczas jednego z posiedzeń rządu minister Czerwińska ostrzegała, że w efekcie realizacji „piątki" PiS może dojść do przekroczenia unijnego limitu deficytu (3 proc. PKB). A także – że będzie problem ze zmieszczeniem się w tzw. stabilizującej regule wydatkowej.