Budują poczucie miejsca jako wspólnego obszaru działania mieszkańców, wspólnoty miejskiej, samorządu. A solidarność miejska to poczucie współodpowiedzialności i wspólnego ponoszenia kosztów za rozwój, jakość i przyjazność miejsca, w którym mieszkamy. Na czym zatem polega solidarność miejska?
Czy jest solidarnością miejską zakup gruntu, do którego miasto, czyli my wszyscy, podatnicy, musimy doprowadzać infrastrukturę, a właściciel nie buduje, czeka na lepszą cenę sprzedaży działki? Bo przecież podatek, który płaci od niezabudowanej nieruchomości, gdy jest to grunt rolny, jest symboliczny – trzy grosze za metr rocznie. Tymczasem sąsiedzi zabudowanych już gruntów płacą dziesięć razy więcej. A jeżeli budują nowe osiedle, to kto ma zapewnić sklepy, skwery, parki, miejsca wspólne, place zabaw dla dzieci, rzeźbę czy fontannę? Jak wymóc, aby w zamiarze inwestora pojawiły się te oczywiste atrybuty jakości miejsca?
Potrzebujemy lokalnych przepisów urbanistycznych, czyli prawa uchwalanego przez samorząd i określającego standard jakości nowych miejsc. Byłaby to również wskazówka dla inwestorów, jaki będzie dodatkowy koszt inwestycji, a dla nabywców – gwarancja zrealizowania oczekiwanego standardu miejsca.
A co z infrastrukturą? To, czego nie widać, jest fundamentalną wartością miasta. Kanalizacja, wodociąg, transport, energia. Każdy, kto kupił grunt i buduje, żąda infrastruktury. Miasto cały czas się rozwija, przekształca, jest jak żywy organizm. Kto ma za to płacić?