Brytyjski rząd starał się uniknąć takiego wyboru, proponując Komisji Europejskiej dwa rozwiązania pośrednie. Pierwszym miało być nowe partnerstwo celne: system, w którym Brytyjczycy co prawda zachowują własne taryfy celne, ale pobierają w imieniu Unii stawki od towarów, które mają trafić na europejski rynek, i przekazują je Brukseli. Drugi to wyposażenie punktów kontroli granicznej w najnowsze technologie informatyczne tak, aby czas oczekiwania na kontrole został skrócony do minimum.
Ale na pół roku przed spodziewanym zakończeniem negocjacji Bruksela odrzuciła oba rozwiązania. Dlatego w czwartek Izba Gmin debatowała nad tym, czy Zjednoczone Królestwo nie powinno po prostu pozostać w unii celnej ze Wspólnotą, jak to np. jest z Turcją. Głosowanie w tej sprawie miało się odbyć w nocy z czwartku na piątek. Za „modelem tureckim" opowiada się Partia Pracy, Liberalni Demokraci, Szkocka Partia Narodowa, a także część torysów.
May obawia się jednak, że w takim przypadku dojdzie do rozpadu rządu, który i tak nie ma większości w parlamencie. Nie zgodzą się bowiem na unię celną tacy zwolennicy „twardego brexitu", jak szef dyplomacji Boris Johnson czy odpowiedzialny za handel zagraniczny Liam Fox. Ich zdaniem, pozostając w unii celnej, Wielka Brytania miałaby związane ręce i nie mogłaby zawierać umów handlowych z innymi, poza Unią, krajami świata.
Zwolennicy unii celnej wskazują jednak, że żadne takie umowy nie zrekompensują załamania współpracy gospodarczej ze zjednoczoną Europą, która jest zdecydowanie największym partnerem handlowym Londynu.
Przede wszystkim jest jednak problem Irlandii Północnej. Od kiedy wizja twardego brexitu, w tym odtworzenia drobiazgowych kontroli na granicy między Republiką Irlandii a Ulsterem, staje się coraz bardziej realna, szybko rośnie poparcie dla zjednoczenia Zielonej Wyspy. W takim przypadku 48 proc. mieszkańców Irlandii Północnej opowiedziałoby się za połączeniem z południowym sąsiadem, a 45 proc. byłaby temu przeciwna – wynika z sondażu przeprowadzonego przez instytut LucidTalk.