Brytyjczycy między rozpadem a podległością Brukseli

Przez całe życie Boris Johnson miał słabość do spektakularnych, ale często niewiele mających wspólnego z realiami deklaracji. W poniedziałkowym, cotygodniowym eseju dla „Daily Telegraph” napisał jednak prawdę. Zdaniem byłego szefa brytyjskiej dyplomacji Unia postawiła królestwo w negocjacjach nad brexitem przed szatańskim dylematem: albo widmo rozpadu kraju albo trwałe jego podporządkowanie brukselskiej centrali.

Aktualizacja: 15.10.2018 12:21 Publikacja: 15.10.2018 12:15

Brytyjczycy między rozpadem a podległością Brukseli

Foto: AFP

I rzeczywiście, jeśli Brytyjczycy zdecydują się na twardy rozwód, konieczne będzie przywrócenie kontroli na granicy między Irlandią Północną i Republiką. Już teraz w Ulsterze wyraźnie rośnie poparcie dla zjednoczenia Zielonej Wyspy. Ale w przypadku odcięcia więzi z Dublinem i pogorszenia koniunktury gospodarczej, bunt przeciw Londynowi jeszcze bardziej się nasili. Zgodnie z Porozumieniem Wielkopiątkowym, na agendzie powinna wówczas stanąć kwestia referendum o przystąpieniu Belfastu do Republiki Irlandii. A wtedy za przykładem Belfastu niemal na pewno pójdzie Szkocja.

Bruksela co prawda ma pomysł na utrzymanie otwartej granicy z Irlandią: pozostanie na stałe Ulsteru w jednolitym rynku, tzw. backstop. Ale irlandzcy unioniści nie mają wątpliwości, że taki odmienny status ich prowincji w stosunku do reszty Zjednoczonego Królestwa także byłby pierwszy krokiem do zjednoczenia całej Irlandii.

Theresa May w ostatnich dniach postawiła więc wszystko na jedną kartę. W negocjacjach z Brukselą wysunęła pomysł „czasowego” powiązania całego Zjednoczonego Królestwa z kontynentem unią celną. Wówczas Ulster miałby taki sam status, jak reszta kraju. Nie byłoby też kontroli na irlandzkiej granicy.

Ale tak, jak to robi od przeszło 20 lat Turcja, Wielka Brytania musiałaby stosować unijną politykę handlową i respektować unijne normy towarowe, choć bez wpływu na ich kształt. To jest „podległość”, o której mówi Johnson.

Dla dumnego Londynu takie rozwiązanie jest upokarzające, stawia pod znakiem zapytania cały sens brexitu. Bruksela podejrzewa więc, że Brytyjczycy wycofają się z niego jak tylko emocje wokół rokowań opadną. Dlatego Unia domaga się, aby w porozumieniu zapisać, że takie rozwiązanie obowiązywało „bezterminowo”, aż uda się wynegocjować inne warunki współpracy.

Żadna z obu tych opcji nie jest dla większości Brytyjczyków atrakcyjna. Nic więc dziwnego, że pozycja May wisi na włosku, premier musiała wstrzymać negocjacje. Szkoda tylko, że Johnson nie ostrzegł przed tym swoich rodaków  gdy wiosną 2016 r. apelował, aby głosowali za rozwodem z Europą. Bo od tego czasu lepszego, wiarygodnego pomysłu nie znalazł. 

I rzeczywiście, jeśli Brytyjczycy zdecydują się na twardy rozwód, konieczne będzie przywrócenie kontroli na granicy między Irlandią Północną i Republiką. Już teraz w Ulsterze wyraźnie rośnie poparcie dla zjednoczenia Zielonej Wyspy. Ale w przypadku odcięcia więzi z Dublinem i pogorszenia koniunktury gospodarczej, bunt przeciw Londynowi jeszcze bardziej się nasili. Zgodnie z Porozumieniem Wielkopiątkowym, na agendzie powinna wówczas stanąć kwestia referendum o przystąpieniu Belfastu do Republiki Irlandii. A wtedy za przykładem Belfastu niemal na pewno pójdzie Szkocja.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Komentarze
Sprawa ks. Michała O. Zła nie wolno usprawiedliwiać dobrem
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Rafał Trzaskowski nie zjadł świerszcza, czyli kto zyskał na warszawskiej debacie
Komentarze
Polski generał zginął pod Bachmutem? Jak teorie spiskowe mogą służyć Rosji
Komentarze
Bogusław Chrabota: Polacy nie chcą NATO w Ukrainie. Od lat jesteśmy trenowani, by się tego bać
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Ziobro, Woś, Pegasus i miliony z Funduszu Sprawiedliwości. O co toczy się gra?