28-letni „Canelo" Alvarez (50-1 -2, 34 KO) to już legenda boksu. Zawodowy kontrakt podpisał 13 lat temu. Jego najbliższy rywal w 23. roku życia zaczynał karierę profesjonała, on w tym wieku miał już na koncie 42 zwycięskie pojedynki i żadnej porażki.
Rudowłosy Meksykanin jest królem pay per view, następcą takich mistrzów jak Oscar De La Hoya, Floyd Mayweather Jr czy Manny Pacquiao, którzy zawsze mogli liczyć na rekordową sprzedaż telewizyjnych przyłączy.
Alvarez podpisał pięcioletni kontrakt z platformą streamingową DAZN na sumę 365 mln dolarów za 11 walk. Starcie z Anglikiem Rockym Fieldingiem będzie pierwszym z zakontraktowanych pojedynków. Drugi „Canelo" planuje na 4 maja w Las Vegas i już ustawiają się w kolejce Daniel Jacobs i Giennadij Gołowkin.
Ten pierwszy będzie w sobotę przy ringu, nie ma daleko, mieszka na Brooklynie. Gołowkin, który ma już za sobą dwie potyczki z Alvarezem (pierwszą zremisował, drugą przegrał, oba werdykty są kontrowersyjne) plany uzależnia od wyniku sobotniej walki Meksykanina. Jeśli ten pokona Fieldinga, to chętnie zmierzy się z nim 4 maja po raz trzeci, oczywiście w wadze średniej. Trylogie dobrze się sprzedają.
Ale 31-letni Fielding (27-1, 15 KO) nie jest chłopcem do bicia. Trzy lata temu przegrał wprawdzie już w pierwszej rundzie ze swoim rodakiem Calumem Smithem, dziś superchampionem WBA wagi superśredniej, ale to się może zdarzyć. Wtedy nieszczęścia spadały na niego jedno za drugim. Dzień po porażce matka oznajmiła mu, że ma raka, z nowotworem zmagał się też jego trener Oliver Harrison. Rocky musiał przedefiniować swoje cele, zająć się chorą matką, zmienić trenera, ale marzenia o sukcesie tylko odłożył.