Złoty medalista igrzysk w Londynie skończył walkę w trzeciej rundzie. Najpierw rzucił Molinę na deski precyzyjnym prawym, a gdy ten z trudem wstał, zaś sędzia niezbyt rozsądnie pozwolił mu kontynuować pojedynek, zniszczył go serią ciosów z obu rąk. – Zrobiłem to tak, jak chciałem. On nie zadał więcej niż dwa ciosy – tak skomentował pojedynek najgroźniejszy dziś mistrz wagi ciężkiej.
18 walk i 18 nokautów, taki jest bilans niesamowitej kariery 27-letniego Joshuy. Molina – Amerykanin z Teksasu – miał podobny plan jak w walce z Tomaszem Adamkiem w kwietniu w Krakowie, gdzie znokautował „Górala" w dziesiątym starciu prawym sierpowym. Ale szybko zrozumiał, że podjął się misji niemożliwej do wykonania.
Joshua ma prawie 2 metry wzrostu, 113 kg mięśni, jest przy tym bardzo szybki, a na pytanie, jak mocno bije, najlepiej mogliby odpowiedzieć ci, którzy padają po jego ciosach. Na razie żaden z rywali nie dotrwał do końcowego gongu. Co ważne, Joshua nokautuje ich z zimną krwią, bez emocji.
Walka z Moliną była jego drugą obroną pasa IBF, który odebrał w kwietniu Charlesowi Martinowi. Ale prawdziwe wyzwania dopiero przed nim. Teraz czas na Władimira Kliczkę, który pojawił się w ringu, by oficjalnie potwierdzić swój pojedynek z Joshuą. Dojdzie do niego 29 kwietnia na stadionie Wembley w Londynie, pierwsza konferencja prasowa już w najbliższą środę. – To najlepszy dziś pięściarz w wadze ciężkiej – tak komplementował Joshuę Ukrainiec, który w marcu skończy 41 lat.
Kliczko stracił trzy mistrzowskie pasy w ubiegłym roku, przegrywając z Tysonem Furym. Teraz zapowiada powrót po kilkunastomiesięcznej przerwie, podejmując wielkie ryzyko. Jedno jest pewne: szykuje się bokserski hit. A przecież w kolejce do takich walk ustawia się już mistrz WBC Deontay Wilder, kolejny dwumetrowiec i król nokautu, zaś najbliższa przyszłość pokaże, na co naprawdę stać nowego mistrza WBO, Nowozelandczyka Josepha Parkera, który w sobotę pokonał w Auckland po trudnej, równej walce Andy Ruiza Jr., Amerykanina meksykańskiego pochodzenia.