Pacquiao (59-6-2, 38 KO) zdobywał mistrzowskie tytuły w ośmiu kategoriach wagowych (aktualnie jest posiadaczem pasa WBO w wadze półśredniej) i ci, którzy liczyli, że zobaczą go jeszcze w wielkich pojedynkach, są nieco zawiedzeni. Jego promotor Bob Arum wybrał najlepszą na dziś opcję biznesową, ale nie sportową.
Za walkę z Hornem (16-0-1, 11 KO) na mieszczącym 55 tysięcy widzów Suncorp Stadium w Brisbane, rodzinnym mieście Australijczyka, ma zagwarantowane 10 mln dolarów (jego rywal 20 razy mniej). Pojedynek odbędzie się w niedzielę, we wczesnych godzinach popołudniowych miejscowego czasu, by w USA mógł być pokazany w sobotę przed północą.
Oczywiście Pacquiao będzie faworytem, więc Arum już planuje kolejny pojedynek na jesień, który miałby się odbyć na Filipinach. Pacquiao zmierzyłby się tam z Rosjaninem Konstantinem Ponomariowem (32-0, 13 KO). Ostatni raz w ojczyźnie „Pacman" walczył w 2006 roku. Od tego czasu 18 pojedynków stoczył w USA i dwa w Chinach (Macau).
Występy w Australii i na Filipinach oddalają niestety „Pacmana" od wielkich hitów, jakimi byłyby walki z Keithem Thurmanem, mistrzem wagi półśredniej WBC i WBA, czy królem kategorii junior półśredniej Terence'em Crawfordem. Starcie z tym drugim wydawało się jak najbardziej realne, gdyż Crawford, podobnie jak Pacquiao, jest zawodnikiem Aruma.
Ale 85-letni promotor zna bokserski rynek i mówi, że gwiazda „Dumy Filipin" w USA gaśnie, a walki z Thurmanem, Crawfordem czy innymi czołowymi pięściarzami nie wygenerują sprzedaży pay per view rzędu 300–400 tysięcy, a tylko wtedy byłby to opłacalny biznes. Ostatni wynik, po dobrym, zwycięskim pojedynku „Pacmana" z Jessie Vargasem, to 250 tysięcy PPV.