Korespondencja z Kielc
Zawodowy, ośmiorundowy pojedynek na gali boksu olimpijskiego, oceniany przez sędziów amatorskich, nie wliczany do bilansu obu pięściarzy, ale dobrze opłacany, to swoisty dziwoląg, ale nie to było najważniejsze. Prezes PZB Grzegorz Nowaczek nie ukrywał, że chce Masternaka zatrzymać w boksie olimpijskim i stąd ta ciekawa finansowo propozycja. Ale „Master” pokazał też, że nie zapomniał, na czym polega ta dyscyplina w jej zawodowym wydaniu.
Radczenko, który wcześniej walczył z Michałem Cieślakiem, Krzysztofem Głowackim, Adamem Balskim i ostatnio, w marcu z Arturem Szpilką, z szacunkiem wyrażał się o Masternaku, ale nie wyszedł na ring po to, by przegrać. Zaczął nieźle, ale z rundy na rundę rosła przewaga Polaka, który wygrał pewnie na punkty.
W Kieleckim Centrum Kultur Damian Durkacz (64 kg), polska nadzieja boksu olimpijskiego, jednogłośnie pokonał Słowaka Michała Takacsa. – Pierwszy głód zaspokoiłem, ale nie jestem do końca zadowolony, popełniłem sporo błędów. Rywal był wymagający, sporo potrafi, ale chcąc zdobyć medal olimpijski muszę wygrywać z lepszymi. Do awansu na igrzyska w Tokio brakuje mi tylko jednej wygranej walki. Problem w tym, że nie wiemy kiedy przerwane w marcu kwalifikacje zostaną wznowione – powiedział Durkacz.
Udany rewanż za finał ubiegłorocznych MP w wadze półciężkiej odnotował Mateusz Goiński, który tym razem jednogłośnie pokonał Sebastiana Wiktorzaka. Walka była wyrównana, po ciosie na korpus liczony był Goiński, ale to on atakował i chyba bardziej chciał wygrać, co docenili sędziowie.