Dwóch sędziów punktowało 115:113 dla Alvareza, trzeci 116:112 również dla 28-letniego Meksykanina. Był to pojedynek unifikacyjny, Canelo wnosił do ringu pasy WBC i WBA, a Jacobs IBF.
Większość ekspertów stawiała na Alvareza, nieliczni na sensację i wygraną Jacobsa. Atutem pięściarza z Nowego Jorku miały być lepsze warunki fizyczne. Jacobs już podczas dodatkowego ważenia w dniu walki był prawie w limicie wagi półciężkiej. Ważył 3,6 funta więcej niż umówione 170 funtów, za co zapłaci milion dolarów kary.
Ale bankructwo mu nie grozi, jego honorarium to 10 milionów, choć i tak niewiele w porównaniu z gażą Alvareza wynoszącą 35 mln.
W wypełnionej do ostatniego miejsca T-Mobile Arena w Las Vegas oczekiwano wielkiej wojny, ale takiej nie było. Taktycznie lepiej rozwiązał ten pojedynek Alvarez i to on zasłużył na nieznaczne zwycięstwo. Jacobs nie kwestionował decyzji sędziów, ale powiedział, że nie czuje się przegrany. Uważał, że zrobił wystarczająco dużo, by to jego ręka powędrowała w górę. Podkreślił jednak klasę Alvareza. – To wielki mistrz, bardzo szybki, mądrze boksujący. Długo nie potrafiłem znaleźć właściwego dla siebie rytmu – mówił po walce.
Obecny w T-Mobile Arena Giennadij Gołowkin, były król tej kategorii, nie krył jednak rozczarowania. – To był ładny sparing, nic więcej. Liczyłem na wielkie emocje, a tylko się wynudziłem – powiedział Kazach, który liczy na trzeci pojedynek z Meksykaninem. Ale ten chce jeszcze zdobyć czwarty, brakujący do kolekcji pas WBO. W jego posiadaniu jest Amerykanin Demetrius Andrade, który 29 czerwca w rodzinnym Providence zmierzy się z Maciejem Sulęckim.