Ruszający w tym miesiącu Projekt X ma te zapowiedzi wcielić w życie, skupiając się na stworzeniu polskiego e-samochodu, elektryfikacji komunikacji miejskiej i modernizacji elektrowni. Pomysł może budzić jednak ambiwalentne uczucia. Z jednej strony milion aut w dziesięć lat brzmi jak tani slogan z PRL-u, a nazwa programu, który ma go wdrażać przypomina niezbyt wyszukany amerykański komiks. Przynajmniej łatwo się domyślić, kto ma być obsadzony w roli superbohatera, bo zapowiadany efekt wymaga iście nadprzyrodzonych mocy, albo przynajmniej ułańskiej fantazji.
Z drugiej jednak strony we współczesnej gospodarce, jeśli chce się być innowacyjnym, najlepiej znaleźć własną niszę i w niej się wyspecjalizować. Czemu nie miałyby być to elektryczne samochody? Wzorowaniu się na amerykańskiej agencji DARPA można przyklasnąć, warto bowiem korzystać ze sprawdzonych rozwiązań. Warto jednak pamiętać, że DARPA działa w innym systemie prawnym, dużo bardziej sprzyjającym przedsiębiorczości i innowacyjności.
Niepokoi mnie podkreślanie, że drogowskazem kierunków rozwoju jest Strategia na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, z której wynika, że najlepiej rozwijać wszystko. A jak wiadomo, jak chce się zrobić wszystko dobrze, to nie wychodzi dobrze nic. Przykładem może być postawienie w strategii na rozwój energetyki węglowej, jądrowej i OZE równocześnie. Ekonomicznie absurdalne, ale jako slogan chwytliwe, bo zadowalające wszystkich.
Projekt X zakłada, że to państwa ma decydować o kierunkach rozwoju innowacyjności. Czyli takie innowacje centralnie sterowane. Problem w tym, że innowacyjność rozwija się najlepiej, gdy jest nieskrępowana i panuje swoboda działalności gospodarczej. Innowacje zresztą obarczone są ryzykiem. A państwo, w osobach swoich urzędników, boi się przecież ryzyka jak ognia.
Do tego dochodzi powtarzane przez NCBR przekonanie, że najważniejsza jest polskość rozwiązań. W dobie globalizacji jest to nieco naiwne. Trzeba sięgać po rozwiązania najlepsze, a nie ideologicznie poprawne – a najlepsze, bo polskie jest jednak ideologią. Izraelska dolina krzemowa to w dużej mierze dzieło dużych amerykańskich spółek, z Intelem na czele, które tam inwestowały w talenty.