Uber, Taxify, Airbnb – to tylko kilka przykładów wciskania się cyfrowych usług, podpierających się modnym hasłem ekonomii współdzielenia, do skostniałej rzeczywistości. Bo ludzie, dla których smartfon staje się centrum zarządzania życiem, chcą mieć wszystko pod ręką. Wygrywają ci, którzy umieją zareagować na ten trend, podsuwając konsumentom odpowiednią aplikację. Kłopot w tym, że jednocześnie wchodzą w szkodę tradycyjnym formom biznesu, które były kompletnie nieprzygotowane na atak z tak niespodziewanej strony. Potrzeba było chwili, by ci drudzy się otrząsnęli i przeszli do kontrataku. Tyle że najczęściej prowadzonego pod sztandarami likwidacji nieuczciwej – zdaniem przedsiębiorców – konkurencji. Te egzorcyzmy, momentami nawet skuteczne, co do zasady jednak nie mogą sprawić, że cyfrowa rzeczywistość w magiczny sposób zniknie. Chcąc nie chcąc, trzeba się z nią układać. Bo tylko tak da się ją choć częściowo okiełznać.

Trzeba przyznać rację taksówkarzom, że aplikacje łączące zupełnie nieraz przypadkowych kierowców z pasażerami, jako alternatywa dla tradycyjnej taxi, są konkurencją nie do końca uczciwą. Zwłaszcza jeśli nie biorą odpowiedzialności za to, jak zostanie wykonana usługa, a ich twórcy nie mają w Polsce zarejestrowanych firm. A zatrudnieni w korporacjach muszą zdobyć kosztowną licencję na wykonywanie usług, płacić podatki i patrzeć, jak różnej maści „przewozy osób" podbierają im klientów. Ale nie mają racji, sądząc, że zakazami uda się cokolwiek zmienić. Czasy, w których taksówkarze mieli absolutny monopol na przewozy w mieście, należą do przeszłości.

Dlatego rozwiązanie, które udało się wypracować po dwóch latach, za dziesiątym podejściem, to krok w stronę porządkowania rynku bez udawania, że pewne zjawiska znikną, gdy się powie, że ich nie ma. Nowelizacja ustawy o transporcie pokazuje też, że z prób łączenia świata cyfrowego z tradycyjnym nikt nie będzie do końca zadowolony. Uber twierdzi, że konieczność posiadania (uproszczonej) licencji na przewozy ograniczy konkurencję, taksówkarze wciąż uważają, że historyczna racja jest po ich stronie i nic nie powinno się zmieniać. Ale innego wyjścia nie ma, obie strony muszą się ugiąć. Jak stwierdził Frank Zappa, nieżyjący już wybitny muzyk: „Progres nie jest możliwy bez odchylenia od norm". I w takich czasach odchylania żyjemy.