Przedsiębiorcy i eksperci oczekiwaliby od nowego rządu m.in. inteligentnego systemu wsparcia inwestycji prywatnych – wynika z minisondy „Rzeczpospolitej", o czym pisaliśmy na naszych łamach w poniedziałek. Dziś sprawdzamy, co partie mają do zaoferowania biznesowi w toczącej się kampanii wyborczej.
Najbardziej konkretną propozycję w tym zakresie ma chyba Koalicja Obywatelska. Chodzi o pomysł zmian w systemie podatku CIT, tak by podatek można było zapłacić dopiero przy wypłacie dywidendy udziałowcom. Dopóki zaś zysk zostawałby w firmie i był przeznaczany na inwestycje, podatku by nie było.
Pomysł KO odnosi się do rozwiązań zastosowanych w Estonii, a w Polsce promuje go m.in. Fundacja Pomyśl o Przyszłości. Wedle jej wyliczeń tzw. odroczony CIT (przy stawce 19 proc.) oznaczałby spadek dochodów budżetu o ok. 9,5 mld zł rocznie. O tyle więcej kapitału własnego, przeznaczanego na inwestycje, zostałoby w firmach działających w Polsce. Tym samym inwestowanie zaczęłoby się opłacać – przekonuje KO.
Do tego KO obiecuje zostawić więcej w kieszeniach przedsiębiorców, obniżając składki do ZUS płacone przez małe i średnie firmy (tj. niższy niż obecnie ryczałt w składkach), czy zmniejszając koszty pracy (poprzez obniżenie obciążeń podatkowo-składkowych nakładanych na wynagrodzenia).
Zupełnie inny pomysł na wzrost inwestycji prywatnych ma Prawo i Sprawiedliwość. Z jednej strony także proponuje obniżenie podatków i składek płaconych przez firmy. Chodzi np. o mały ZUS płacony od dochodów do wysokości 6 tys. zł, czy możliwość stosowania ryczałtu podatkowego od przychodów lub 9-proc. CIT przez większą liczbę podatników. Ale są to rozwiązania skierowane głównie do mikro- i małych firm. W sumie mają one skorzystać na tym ok. 3–4 mld zł rocznie.