Czy istnieją szanse, żeby niektóre polskie spółki urosły do rangi globalnych czempionów? Na to pytanie próbowali odpowiedzieć uczestnicy jednej z debat. Okazuje się, że takich czempionów nad Wisłą nie brakuje. A ich doświadczenia ułatwiają ekspansję innym przedsiębiorstwom.
Nieznani liderzy
– My się jeszcze nie czujemy czempionem, dopiero od tego miesiąca będziemy mieli więcej powierzchni handlowej za granicą niż w Polsce. W przyszłym roku ponad 50 proc. sprzedaży będziemy realizowali za granicą – powiedział Przemysław Lutkiewicz, wiceprezes ds. finansowych LPP, spółki odzieżowej znanej m.in. z marki Reserved. – Nie wiem, czy jesteśmy czempionem. Teraz eksport to 40 proc. naszych przychodów. Ale mamy ambicje, żeby eksport dominował w naszych przychodach – powiedział Bartosz Bielak, wiceprezes Famuru.
Janusz Władyczak, prezes Korporacji Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych, te samooceny uznał za zbyt skromne. – Polskie firmy nie boją się walczyć o swoje miejsce na odległych nawet rynkach. Takie firmy, jak LPP, Famur czy Inglot to są już czempioni, są widoczne na świecie – mówił.
Sukces, jakim było niedawne otwarcie sklepu Reserved w Tel Awiwie, zdaje się to potwierdzać.
Lutkiewicz chwalił polskie firmy, które choć nie są powszechnie znane z racji wąskiej specjalizacji, w swoich niszach są światowymi liderami. Jedną z takich spółek jest Vigo System, producent detektorów podczerwieni, który współpracuje z NASA. – W Polsce nie brakuje średniej wielkości firm rodzinnych, które wkrótce będą albo już są czempionami, skutecznie konkurują na świecie z dużymi graczami – uważa Piotr Stolarczyk, dyrektor departamentu bankowości międzynarodowej i wsparcia eksportu w banku Pekao.