Holandia może zablokować porozumienie

Nie ma ciągle zgody, jak dzielić pieniądze z funduszu odbudowy po pandemii. W piątek odbędzie się pierwszy od wybuchu pandemii szczyt UE w Brukseli, którego uczestnicy spotkają się osobiście.

Aktualizacja: 16.07.2020 09:17 Publikacja: 15.07.2020 21:00

Przywódcy UE ostatni raz stanęli twarzą w twarz wiosną, jeszcze przed wybuchem epidemii Covid-19

Przywódcy UE ostatni raz stanęli twarzą w twarz wiosną, jeszcze przed wybuchem epidemii Covid-19

Foto: Bloomberg

„Rzeczpospolita" poznała kulisy przygotowań do szczytu UE poświęconego budżetowi UE na lata 2021–2027 oraz funduszowi odbudowy gospodarki po pandemii. Kluczowym problemem jest Holandia i jej nierealne – zdaniem innych – żądania dotyczące sposobu zarządzania funduszem odbudowy. Na drugim planie jest łatwiejszy do rozwiązania problem wielkości środków – przewiduje się ich redukcję w toku negocjacji. Nierozstrzygnięta pozostaje kwestia podziału pieniędzy z funduszu odbudowy. Natomiast mechanizm wiążący wypłatę pieniędzy z przestrzeganiem praworządności albo będzie słaby, albo nie będzie go wcale.

Czytaj także: Orbán pomógł Warszawie. Straszy Unię Europejską wetem

Świeże powietrze

Będzie to pierwsze fizyczne spotkanie szefów państw i rządów UE od pięciu miesięcy, czyli od czasu wybuchu pandemii. Od czwartku wieczorem przywódcy zjeżdżają do Brukseli, na szczyt inny niż zwykle. Wejdą do budynku tym samym wejściem, co zawsze, ale w maseczkach. Nie będzie uścisków dłoni, a w czasie spotkania odległości będą większe niż zwykle. – Dla przywódców i ich doradców przygotowaliśmy największą dostępną salę, która w normalnych czasach może pomieścić 330 osób – mówi wysoki rangą unijny urzędnik.

Teraz przy wielkim stole zasiądzie w niej 27 szefów państw i rządów oraz szefowie unijnych instytucji, a z tyłu sali ich doradcy, po trzech–czterech na kraj. Normalnie delegacje na szczyt liczą 19 osób, tym razem będzie ich po sześć. No i nie będzie dziennikarzy w budynkach. Wszystkie konferencje, również briefingi nieoficjalne, będą odbywać się w formie wideokonferencji. – Trochę tego żałuję, bo obecność mediów zawsze działa mobilizująco na polityków – mówi „Rzeczpospolitej" doświadczony unijny dyplomata. Na czas szczytu zmieniono system wentylacji. Powietrze nie będzie recyklowane, ale zapewni się stały dostęp świeżego powietrza.

Czytaj także: Zasada praworządności za pieniądze nie będzie łatwa do przyjęcia

Stawka jest ogromna, bo mowa o pakiecie finansowym na najbliższe kilka lat. Przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel zaproponował, żeby budżet na 2021–2027 wynosił 1,074 bln euro – to 26 mld euro mniej, niż chciała Komisja Europejska. Natomiast fundusz odbudowy gospodarki wyniósłby 750 mld euro, z czego 500 mld euro stanowiłyby dotacje. W tym pierwszym Polska miałaby dostać ok. 93 mld euro na politykę spójności i rolnictwo. W tym drugim – 37,7 mld euro dotacji i 21,1 mld euro pożyczek. Jeśli chodzi o ogólną kwotę funduszu odbudowy, to Michel nie dokonał zmian w porównaniu z propozycją KE, ale zmienił klucz alokacji. Odpowiedział na krytykę tych, którzy uznali, że podział pieniędzy oparty na historycznych danych gospodarczych (PKB i bezrobocie do 2019 r.) nie odzwierciedla wpływu pandemii i zaproponował, żeby część pieniędzy podzielić za dwa lata: w 2022 r. na podstawie danych z 2020 i 2021 r.

Czas na porozumienie

Z naszych nieoficjalnych rozmów z unijnymi dyplomatami wyłania się kierunek możliwych zmian. Po pierwsze, sam budżet mógłby zostać obniżony do 1,05 mld euro.

– Tego nikt nie oprotestuje, tym bardziej że nie ruszamy spójności i rolnictwa – mówi nasz rozmówca. Taka redukcja powinna zadowolić sojusz państw oszczędnych, czyli Holandię, Austrię, Szwecję i Danię, a jednocześnie nie rozsierdzi krajów korzystających ze spójności i rolnictwa. Po drugie, powszechne jest przekonanie, że musi nastąpić obniżenie samego funduszu odbudowy. Na niego składa się wiele różnych programów, z których kluczowy to tzw. zdolność odbudowy i zwiększenia odporności gospodarki.

Czytaj także: Niektóre państwa UE chcą obcięcia funduszy dla Polski

Te pieniądze idą wprost do rządów państw UE i mają sięgnąć 310 mld euro. – Nawet sojusz oszczędnych wie, że to jest nie do ruszenia – mówi dyplomata. Ale pozostałe 190 mld euro podzielone jest na różne programy, np. 31 mld euro ma wspomóc wypłacalność firm. Ten instrument, według naszych informacji, nie ma zadeklarowanych obrońców. – Tutaj można szukać oszczędności i takie na pewno nastąpią – uważa nasz rozmówca.

Do dyskusji pozostaje klucz alokacji. Michel zaproponował podział 70–30 dla wspomnianej kwoty 310 mld euro: 70 proc. teraz, a 30 proc. za dwa lata w oparciu o nowe statystyki. Dla Polski oznaczałoby to czasowe wstrzymanie 8 mld euro i pewnie zmniejszenie tej kwoty za dwa lata. Bo Polska ma najmniej ucierpieć gospodarczo na pandemii. Początkowo propozycję przyjęto pozytywnie, bo wydawało się, że buduje logiczny związek między pieniędzmi a pandemią. Ale im bliżej szczytu, tym mniejsze poparcia. – Niewykluczone, że nastąpi powrót do pierwotnej propozycji KE. Bo w niej przynajmniej od razu wiadomo, ile kto dostanie. W tej nowej nie jest to pewne, a tego politycy nie lubią – tłumaczy dyplomata.

Większość liderów chce porozumienia już teraz, najpóźniej w ciągu dwóch tygodni. Wszystko może się jednak rozbić o opór Holandii. Ten kraj od początku protestował przeciwko dotacjom z funduszu odbudowy na kwotę 500 mld euro. Teraz, nieoficjalnie, gotów byłby się na nie zgodzić w mniejszej kwocie. Ale żąda prawa weta do indywidualnych decyzji o każdorazowej wypłacie pieniędzy. W praktyce: pieniądze mogłyby się nigdy nie znaleźć na rachunku odbiorcy, bo za każdym razem Holandia mogłaby to zablokować. Niemcy, sprawujące obecnie prezydencję w UE, proponują decyzje kwalifikowaną większością głosów. Jest tysiąc sposobów wzmocnienia kwalifikowanej większości głosów. Ale jeśli Holandia powie „jednomyślność i nic innego", to porozumienia nie będzie – uważają nasi rozmówcy.

Pieniądze za klimat

Nowy pakiet finansowy będzie silnie powiązany z celami klimatycznymi UE, co budzi niepokój Polski.

Po pierwsze, pieniądze w funduszu odbudowy mają iść na cele zgodne z priorytetami Unii Europejskiej, w tym przede wszystkim – z zielonym ładem i cyfryzacją. Po drugie, w unijnym budżecie 40 proc. wydatków w polityce rolnej i w polityce spójności musi pójść na cele związane z klimatem.

Wreszcie, po trzecie, o środki z nowo tworzonego unijnego Funduszu Sprawiedliwej Transformacji (JTF) – na pomoc regionom węglowym w dojściu do neutralności klimatycznej – mogą ubiegać się tylko państwa, która zobowiążą się do osiągnięcia narodowego celu neutralności klimatycznej w 2050 roku.

Polska jako jedyna tego nie zadeklarowała. W przypadku Funduszu Sprawiedliwej Transformacji potencjalnie jesteśmy największym beneficjentem: możemy liczyć na 8 mld euro.

„Rzeczpospolita" poznała kulisy przygotowań do szczytu UE poświęconego budżetowi UE na lata 2021–2027 oraz funduszowi odbudowy gospodarki po pandemii. Kluczowym problemem jest Holandia i jej nierealne – zdaniem innych – żądania dotyczące sposobu zarządzania funduszem odbudowy. Na drugim planie jest łatwiejszy do rozwiązania problem wielkości środków – przewiduje się ich redukcję w toku negocjacji. Nierozstrzygnięta pozostaje kwestia podziału pieniędzy z funduszu odbudowy. Natomiast mechanizm wiążący wypłatę pieniędzy z przestrzeganiem praworządności albo będzie słaby, albo nie będzie go wcale.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Biznes
Szpitale toną w długach, a koszty działania rosną
Biznes
Spółki muszą oszczędnie gospodarować wodą. Coraz większe problemy
Biznes
Spółka Rafała Brzoski idzie na miliard. InPost bliski rekordu
Biznes
Naprawa samolotu podczas lotu
Materiał partnera
Przed nami jubileusz 10 lat w Polsce