Branża bukmacherska wpadła w tarapaty z powodu pandemii. O ile telewizje sportowe żyją powtórkami transmisji zawodów sportowych, o tyle bukmacherom trudno organizować zakłady na zawody, które już się odbyły. Nie zarabiają więc, a to grozi zwolnieniami pracowników. W tej sytuacji Stowarzyszenie Pracodawców i Pracowników Firm Bukmacherskich apeluje do rządu o pomoc w ratowaniu tysięcy miejsc pracy w legalnej części branży bukmacherskiej.

– Obecnie tylko w stacjonarnych lokalach bukmacherskich, których jest ok. 1500 w całej Polsce, zatrudnionych jest 5000 osób. Kolejne setki osób to pracownicy biurowi licencjonowanych firm bukmacherskich. Branża mierzy się ze stratami ze względu na bezprecedensową sytuację związaną z odwołaniem zdecydowanej większości wydarzeń sportowych w Polsce, Europie oraz innych krajach na całym świecie – pisze w swoim apelu stowarzyszenie.

Szacuje też, że aktualny spadek liczby zawieranych zakładów sięga 60 proc. i w najbliższym czasie będzie się dalej powiększał. Większość lokali bukmacherskich jest zamknięta, nie generuje zysków. Firmom grozi bankructwo. Tymczasem w ostatnim roku branża miała blisko 7 mld zł obrotów i przekazywała do budżetu ponad 820 mln zł rocznie w formie samego tylko podatku od gier.

W tej sytuacji branża prosi rząd o pomoc. Proponuje obniżenie stawki podatku od gier z 12 na 10 proc. na okres obowiązywania na terenie kraju stanu epidemii, nie krócej jednak niż na okres od marca do sierpnia 2020 r. Przekonuje, że podatek ten należy do najwyższych na świecie. Chce przy tym przesunięcia terminu płatności podatku od gier na wrzesień 2020 r. Tłumaczy, że obok pandemii cały czas musi się zmagać z konkurencją nielegalnych bukmacherów, którzy mają w rękach mniej więcej połowę polskiego rynku.