Koncern konsekwentnie odmawia jakichkolwiek komentarzy. Ale gazeta dotarła do dokumentów, że „afera spalinowa" w VW miała swoje początki jeszcze w 2005 roku. Ujawniły ją dopiero media 18 września 2015. I wiadomo dzisiaj, że gdyby VW przyjął inną taktykę, bliżej współpracował z Amerykanami i nie ukrywał niekorzystnej dla siebie prawdy, cała „afera spalinowa" miałaby i mniejszy zasięg, byłaby mniej kompromitująca i kosztowna.
Pierwszy przeciek informacji o tym,że kierownictwo Grupy starało się jak najdłużej ukrywać niewygodne fakty ukazał się w wydaniu „Bilda" z ostatniej niedzieli. Teraz został potwierdzony przez „New York Timesa" i „Timesa". Dla VW może to oznaczać potężne kłopoty,ponieważ znaczy,że firma zataiła ważne informacje, które mogły mieć wpływ na kurs jej akcji. Amerykanie są wyjątkowo wrażliwi na tym punkcie.
Maile i raporty
Z nowych dokumentów wynika,że bardzo zaufany współpracownik Winterkorna napisał do niego maila jeszcze w maju 2014 roku. Ostrzegał w im, że regulatorzy mogą oskarżyć VW o montowanie aplikacji umożliwiających manipulowanie składem spalin, konkretnie emisjami tlenku azotu - NOX. Bernd Gottwies, który został ściągnięty z emerytury,żeby wesprzeć pracowników VW w USA w zmaganiach z nadwyżkami szkodliwych wyziewów w spalinach napisał do Winterkorna,że nie ma szans, aby VW był w stanie wytłumaczyć drastyczną różnicę w oficjalnie podawanym poziomie zawartości NOX w spalinach i tym, jak jest w rzeczywistości. „Amerykanie będą chcieli wyjaśnić, czy w rzeczywistości auta VW były wyposażone w niedozwoloną aplikację" - napisał w informacji Gottwies, którego w firmie nazywano „Redem Adairem" kontroli jakości. Red Adair zasłynął, jako jedyny człowiek na świecie, który potrafi ugasić pożar szybu naftowego, który wydaje się niemożliwy do opanowania.
Cały skandal został ujawniony dopiero 18 września 2015 roku, tuż po międzynarodowym salonie samochodowym we Frankfurcie, gdzie Martin Winterkorn opowiadał o planach szybkiego awansu w rankingu największych producentów samochodów na świecie. Winterkorn ostatecznie pod naciskami rady nadzorczej zrezygnował 23 września, ale do ostatniej chwili zarzekał się, że nie miał pojęcia o nieprawidłowościach w koncernie, którym żelazną ręką kierował. Nie brakowało osób, które mu wierzyły, że rzeczywiście tak było, bo Winterkorna jego współpracownicy panicznie się bali i przekazywali mu wyłącznie dobre bądź neutralne wiadomości.
Autentyczność dokumentów do których dotarł „Times" została potwierdzona przed dwie osoby, które w ostatnich latach zatrudnione w były w VW. Są wśród nich maile wysłane do zarządu w Wolfsburgu do przedstawicielstwa VW w Stanach Zjednoczonych.