Przedstawiciele linii lotniczych, amerykańskiej „wielkiej trójki" United, American i Delta mają się spotkać z prezydentem w najbliższy czwartek. Ale amerykański biznes jest coraz bardziej podzielony wobec tego, co robi prezydent, który objął urzędowanie 20 stycznia.
Z tym, że grupa stojąca w opozycji wobec nowej administracji stale się powiększa.
W ciągu niespełna 2 tygodni sprawowania władzy Donald Trump na tydzień wstrzymał ruch lotniczy między krajami Bliskiego Wschodu i USA, zapowiedział utrudnienie w działalności firm w Dolinie Krzemowej, stanął o krok od wypowiedzenia wojny handlowej Meksykowi. Niektórzy z szefów wielkich firm przyznają, że nie spodziewali się takich posunięć po nowym prezydencie, zwłaszcza, że podczas kampanii wyborczej zapowiadał wprawdzie ostre posunięcia wobec Meksyku, ale i jednym tchem gwarantował obniżkę podatków dla biznesu. O tym drugim raczej nie słychać.
Na razie stracił Boeing, bo w sytuacji nowych sankcji USA nałożonych na Iran, kontrakt na dostawy samolotów do tego kraju o wartości ponad 16 mld dol. raczej przeszedł do historii. Tracą linie lotnicze, bo przez ostatni tydzień musiały oddawać pieniądze za bilety pasażerom z krajów muzułmańskich, którzy nie mieli szans na wpuszczenie do USA.
Biznes jest coraz bardziej podzielony. Kolejni szefowie firm rezygnują z udziału w radzie doradczej prezydenta, właśnie odszedł z niej Travis Kalanick, założyciel Ubera, kolejnym ma być Elon Musk, człowiek, który wymyślił Teslę. Obydwaj swoje decyzje motywują naciskami konsumentów. Musk przed ostatnim posiedzeniem rady powiedział, że idzie tam po to, aby tak jak inni wyrazić swoje zastrzeżenia wobec tego, co robi prezydent. Widoczna jest także powiększająca się przepaść między firmami z Doliny Krzemowej a Waszyngtonem, bo Donald Trump nie rozumie najnowocześniejszych technologii i ich wkładu w rozwój kraju.