Hojność kontra dług
– Oznacza to, że np. hotel może ubiegać się o pomoc, ale już podmioty obsługujące go, cała masa kooperantów – firmy sprzątające, dostawcy produktów i usług, już nie, choć też straciły źródło przychodów – zaznacza Łukasz Bernatowicz, wiceprezes BCC.
– O subwencje z PFR w ogóle nie mogą ubiegać się samozatrudnieni – wylicza Sławomir Dudek, główny ekonomista Pracodawców RP. To często krzywdzące np. dla jednoosobowych działalności, które mają wysokie koszty działalności, działają tylko sezonowo i nie zatrudniają na etat (np. wyciągi narciarskie), czy dla firm rodzinnych, gdzie jest jeden właściciel firmy, ale tak naprawdę pracują tam członkowie całej rodziny (chyba że są zarejestrowani w ZUS). Z publicznej pomocy wykluczone są firmy, które powstały w grudniu 2019 r. czy w ciągu 2020 r.
– Pomoc dla firm podczas wiosennego lockdownu, choć trwał on znacznie krócej, była przyznawana szerokim gestem. Podczas obecnego jest ona cyzelowana i znacznie mniej hojna także ze względu na ograniczenia finansów publicznych, bo państwo już się mocno zadłużyło – podsumowuje Dudek.
– By zwiększyć pulę pomocową, należałoby zrezygnować z takich wydatków, jak 13. czy 14. emerytura. A przede wszystkim otworzyć gospodarkę w odpowiednim reżimie sanitarnym – dodaje.
Opinia dla „rzeczpospolitej"
Adam Abramowicz, rzecznik małych i średnich przedsiębiorstw
Trudno powiedzieć, na jak długo firmom wystarczy pieniędzy z tarcz antykryzysowych, bo różne są kryteria przyznawania pomocy. Dla części podmiotów może rzeczywiście starczy na pokrycie bieżących kosztów i zobowiązań, inne muszą cały czas dokładać ze środków własnych. Są też firmy, które nie dostaną nic, bo obie tarcze, i tzw. branżowa, i finansowa 2.0, są dziurawe. Dlatego proponujemy, by odejść od kryterium PKD, a wprowadzić kryterium spadku przychodów, np. o 70 proc. Najważniejsze jest jednak to, że jeśli będziemy ciągnąć ten lockdown, to nikomu te pieniądze nie wystarczą na przeżycie. Dlatego trzeba jak najszybciej racjonalnie otwierać gospodarkę.