Druga doba walki o wolność

Reżim zastraszył rywalkę Łukaszenki i zmusił do emigracji, ale do protestów dołączyli pracownicy fabryk.

Aktualizacja: 12.08.2020 05:59 Publikacja: 11.08.2020 18:57

Pacyfikacja ulicznych protestów w Mińsku. W tle napis: „Łukaszenko odejdź”

Pacyfikacja ulicznych protestów w Mińsku. W tle napis: „Łukaszenko odejdź”

Foto: AFP, Sergei Gapon

Po brutalnej pacyfikacji niedzielnych protestów w poniedziałek wieczorem tysiące Białorusinów znów wyszło na ulice. Policja ponownie użyła armatek wodnych, kul gumowych, gazu łzawiącego i granatów hukowych. W niektórych miejscach stolicy – jak przy stacji metra Puszkinska – powstały barykady i doszło do starć, w wyniku których zginął jeden z protestujących.

Czytaj także:

Cichanouska do Białorusinów: Pozostałam słabą kobietą

Demonstracje odbyły się w kilkudziesięciu białoruskich miastach. W niektórych, np. w Pińsku, funkcjonariusze OMON-u musieli uciekać, ponieważ tłum uzbroił się w kije. Kierowcy samochodów w stolicy i innych miastach tworzyli gigantyczne korki, utrudniając przejazd samochodów milicji. We wtorek białoruskie MSW podało, że w poniedziałek w nocy w całym kraju zatrzymano ponad 2 tys. osób, wcześniej informowało o ponad 3 tys. zatrzymanych w niedzielę.

– W Homlu trzymają ludzi w korytarzach posterunków, w Brześciu protestujący musieli spać na asfalcie na dziedzińcu komisariatu, w Mińsku wypuszczono z aresztów zatrzymanych za pijaństwo, by zwolnić miejsce dla demonstrantów – mówi „Rzeczpospolitej" Aleś Bialacki, szef mińskiego centrum obrony praw człowieka Wiosna. – Jeszcze parę dni protestów i będą musieli trzymać aresztowanych na stadionach – dodaje.

Rywalka na Litwie

W poniedziałek wieczorem główna rywalka Aleksandra Łukaszenki udała się do siedziby Centralnej Komisji Wyborczej, by zaskarżyć oficjalny wynik wyborów, z którego wynika, że ponad 80 proc. głosów zdobył urzędujący od 1994 roku prezydent. Ale do swojego sztabu już nie wróciła. We wtorek nad ranem minister spraw zagranicznych Litwy Linas Linkevičius napisał na Twitterze, że „jest bezpieczna i że przebywa na Litwie".

Niedługo potem pojawiło się nagranie z oświadczeniem Cichanouskiej. – Wiem, że wielu ludzi mnie zrozumie, wielu potępi, a wielu znienawidzi. Nie daj Boże stanąć przed wyborem, przed którym się znalazłam. Ludzie, proszę, uważajcie na siebie. To, co się dzisiaj dzieje, nie ma większej wartości od życia. Najważniejsze w naszym życiu są dzieci – oświadczyła zapłakana w opublikowanym w sieci nagraniu. Nie zdradziła, w jaki sposób przekroczyła granicę białorusko-litewską. Tuż po tym propagandowe białoruskie media opublikowały inne nagranie, na którym Cichanouska czyta z kartki tekst i nawołuje do zakończenia protestów. Podobno została zmuszona do tego w gabinecie szefowej CKW.

Przedstawiciele sztabu Cichanouskiej twierdzą, że została wywieziona na granicę przez służby specjalne.

– W CKW była z prawnikiem, ale został wyproszony. Osoby w cywilu zamknęły się z nią w pokoju. Rozmowa trwała trzy godziny, nie wiemy, co tam się stało. Możemy tylko przypuszczać, że groźby te były związane z dziećmi, o dzieciach zresztą mówi w oświadczeniu – mówi „Rzeczpospolitej" Anna Krasulina, przedstawicielka sztabu Cichanouskiej.

Jej mąż, popularny opozycyjny bloger Siarhej Cichanouski, siedzi w areszcie od końca maja. Dzieci wywiozła za granicę jeszcze w trakcie kampanii. – Białoruskie służby mogły ją szantażować, że coś z zrobią z mężem albo ją zamkną w więzieniu i nie zobaczy dzieci – mówi „Rzeczpospolitej" Waleryj Cepkało, niedopuszczony do wyborów przeciwnik reżimu, który obecnie jest w Kijowie. Jego żona Weronika Cepkało z powodów bezpieczeństwa musiała uciekać do Moskwy jeszcze w sobotę. Od początku kampanii stała u boku Cichanouskiej. Z trójki walczących kobiet, które stały się symbolem opozycji, w Mińsku we wtorek pozostawała jedynie Maria Kalesnikowa, szefowa sztabu aresztowanego w czerwcu Wiktara Babaryki, byłego prezesa rosyjskiego Biełgazprombanku. Zapowiadała, że nie zamierza wyjeżdżać.

Walczymy dalej

– Ludzie nie wychodzą na ulice dla Cichanouskiej, ale dlatego, że nie chcą dalej żyć w kraju Łukaszenki. Wielu moich znajomych już wyjechało za granicę, ale ja nie chcę wyjeżdżać, dlatego dzisiaj pójdę z tłumem. Walczymy dalej – mówił we wtorek „Rzeczpospolitej" jeden z uczestników protestów w stolicy. – Na demonstracjach jest bardzo dużo ludzi, ale i tak jeszcze nie wyszedł cały Mińsk, większość siedzi w domach. Przecież tu mieszkają 2 miliony ludzi – twierdzi. Ale protesty odbywają się nawet w niewielkich miejscowościach – w 7-tysięcznym Miadziole (północno-zachodnia Białoruś) aresztowano pięć osób. – Takiej aktywizacji ludzi w tym mieście nigdy nie było – mówi „Rzeczpospolitej" znajomy jednego z aresztowanych.

We wtorek już trzecią dobę z rzędu Białorusini nie mieli dostępu do mobilnego internetu, zakłócano też sieci komórkowe. Mimo to zapowiadane wcześniej apele przeciwników reżimu o rozpoczęcie strajku generalnego zostały usłyszane. Dołączyli do niego pracownicy mińskiej fabryki urządzeń elektronicznych im. Kozłowa. Pojawiały się informacje o strajkach w Mińskiej Fabryce Traktorów (jedno z największych przedsiębiorstw na Białorusi), cukrowni w Żabince (obwód brzeski), zajezdni tramwajowej nr 4 w Mińsku. Jeden z aktywistów sparaliżował pracę mińskiego metra, wchodząc na tory. We wtorek OMON wkraczał do akcji już za dnia, najpierw uderzył w pracowników fabryki im. Kozłowa, a następnie rozpędzał ludzi, którzy przynosili kwiaty na miejsce śmierci pierwszej (przynajmniej tak wynika z oficjalnych danych) ofiary białoruskich protestów.

Po brutalnej pacyfikacji niedzielnych protestów w poniedziałek wieczorem tysiące Białorusinów znów wyszło na ulice. Policja ponownie użyła armatek wodnych, kul gumowych, gazu łzawiącego i granatów hukowych. W niektórych miejscach stolicy – jak przy stacji metra Puszkinska – powstały barykady i doszło do starć, w wyniku których zginął jeden z protestujących.

Czytaj także:

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 765
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 764
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 763
Świat
Pobór do wojska wraca do Europy. Ochotników jest zbyt mało, by zatrzymać Rosję
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 762