Łukaszenko stłumił bunt i pojechał do Rosji

Czołowi oponenci w więzieniach, protesty rozpędzone. Rządzący od ponad ćwierćwiecza Aleksander Łukaszenko może spać spokojnie? Pod warunkiem że dobrze czyta myśli Władimira Putina.

Aktualizacja: 30.06.2020 21:03 Publikacja: 30.06.2020 21:00

Łukaszenko stłumił bunt i pojechał do Rosji

Foto: AFP

Najpierw kazał aresztować popularnego blogera Siarheja Cichanouskiego w Grodnie pod koniec maja. Następnie aresztowano wszystkich, którzy byli zdolni mówić do mikrofonu, w tym weteranów białoruskiego ruchu demokratycznego Mikołę Statkiewicza i Pawła Siewiarynca. Następny był Wiktar Babryka, były prezes Biełgazprombanku (należy do rosyjskiego Gazpromu). Lokalni analitycy nie mieli wątpliwości, że to on będzie głównym rywalem Aleksandra Łukaszenki 9 sierpnia.

– Jeżeli naród białoruski będzie zmuszony do wyjścia na ulicę, będę razem z nim – mówił „Rzeczpospolitej” w połowie czerwca. To był jedyny wywiad, którego zdążył udzielić polskim mediom. Już następnego dnia został aresztowany wraz ze swoim synem Eduardem, od tamtej pory siedzą w areszcie KGB. Gdy 19 czerwca Białorusini wyszli na ulice miast i utworzyli „łańcuchy solidarności”, aresztowano co najmniej 360 osób. Tyle zdążyli naliczyć obrońcy praw człowieka. Protest przeniósł się do sieci, gdzie skrzyknęło się niemal 20 tys. osób i zaczęło omawiać plan białoruskiej rewolucji. Wtedy służby wkroczyły do wszystkich najważniejszych blogerów w różnych zakątkach kraju. W Mińsku zamknięto nawet sklep, który sprzedawał „niepoprawną produkcję” i spałowano ludzi, którzy próbowali ją nabyć.

W zasadzie Aleksander Łukaszenko mógłby już spokojnie przygotowywać się do szóstej z rzędu kadencji prezydenckiej, gdyby nie sąsiednia Rosja.

Łukaszenko od początku tegorocznej kampanii wyborczej sugerował, że wszyscy jego czołowi konkurenci w mniejszym lub większym stopniu są związani z Moskwą. W niedzielę nawet ostrzegał, że któryś z jego oponentów zwróci się o pomoc do „obcego państwa”. Szybko się okazało, że miał rację.

Z czołowych rywali Łukaszenki Walery Cepkała jako jedyny pozostaje na wolności. Był m.in. wiceszefem MSZ i ambasadorem w USA. Gdy w poniedziałek białoruskie MSW poinformowało o wszczęciu wobec niego postępowania karnego, Cepkało tego samego dnia udzielił obszernego wywiadu rosyjskiej agencji RBK.

– Liczymy na to, że stanowisko zajmą władze Rosji, wystąpią w obronie prawa, by to prawo było przestrzegane na terenie Państwa Związkowego – oznajmił. Po aneksji Krymu i tlącej się od ponad sześciu lat wojny w Donbasie podobne apele nie wróżą nic dobrego Białorusi.

Wyobraźmy sobie, że w dzień wyborów dochodzi do bezprecedensowych protestów we wszystkich najważniejszych miastach kraju, czołowi rywale Łukaszenki apelują do Rosji. Na mównicę wychodzi Władimir Putin i staje po stronie „bratniego narodu Białorusi”. Czy Łukaszenko, który hurtowo zamykał białoruskojęzyczne szkoły i otoczył się absolwentami wyższej szkoły KGB w Moskwie, może dzisiaj liczyć na lojalność białoruskich służb? A czy może liczyć na lojalność oficerów białoruskiej armii, którzy razem z rosyjskimi oficerami piją wódkę podczas corocznych wspólnych manewrów? Nie mówiąc już o przeciętnym zjadaczu chleba na Białorusi, który od ćwierćwiecza słucha rosyjskiej muzyki, ogląda rosyjskie filmy, a jak czyta – to przeważnie po rosyjsku.

Dyktatorowi pozostaje więc pomachać szabelką i pojechać do Moskwy. Musi przekonać Władimira Putina, że to on jest gwarantem stabilnej, przewidywalnej i co najważniejsze lojalnej wobec Rosji Białorusi. Próbował to zrobić podczas parady w Moskwie 24 czerwca. We wtorek podjął drugą próbę, udając się do rosyjskiego Rżewa. Odsłaniali razem pomnik radzieckiego żołnierza, Łukaszenko nawet powtarzał tezy gospodarza, że „nikomu nie pozwoli fałszować historii”. Co ciekawe w poniedziałek wieczorem Putin zwołał Radę Bezpieczeństwa. Z komunikatu na stronie Kremla dowiedzieliśmy się jedynie, że omawiano „procesy integracyjne na przestrzeni postradzieckiej”.

Co na to wszystko sąsiadująca z Białorusią Unia Europejska? Stanowczo potępia represje i wyraża zaniepokojenie.

Najpierw kazał aresztować popularnego blogera Siarheja Cichanouskiego w Grodnie pod koniec maja. Następnie aresztowano wszystkich, którzy byli zdolni mówić do mikrofonu, w tym weteranów białoruskiego ruchu demokratycznego Mikołę Statkiewicza i Pawła Siewiarynca. Następny był Wiktar Babryka, były prezes Biełgazprombanku (należy do rosyjskiego Gazpromu). Lokalni analitycy nie mieli wątpliwości, że to on będzie głównym rywalem Aleksandra Łukaszenki 9 sierpnia.

– Jeżeli naród białoruski będzie zmuszony do wyjścia na ulicę, będę razem z nim – mówił „Rzeczpospolitej” w połowie czerwca. To był jedyny wywiad, którego zdążył udzielić polskim mediom. Już następnego dnia został aresztowany wraz ze swoim synem Eduardem, od tamtej pory siedzą w areszcie KGB. Gdy 19 czerwca Białorusini wyszli na ulice miast i utworzyli „łańcuchy solidarności”, aresztowano co najmniej 360 osób. Tyle zdążyli naliczyć obrońcy praw człowieka. Protest przeniósł się do sieci, gdzie skrzyknęło się niemal 20 tys. osób i zaczęło omawiać plan białoruskiej rewolucji. Wtedy służby wkroczyły do wszystkich najważniejszych blogerów w różnych zakątkach kraju. W Mińsku zamknięto nawet sklep, który sprzedawał „niepoprawną produkcję” i spałowano ludzi, którzy próbowali ją nabyć.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 786
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 785
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 784
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 783
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 782