Notowania polskich banków są mocno skorelowane z europejskimi, a te spadły do najniższych poziomów od 30 lat. Tylko w tym roku WIG-banki spadł o 48 proc. i jest najniżej od ponad 11 lat.
Blisko przesilenia?
– Teraz paradoksalnie jestem bardziej optymistyczny wobec banków europejskich. O ile ten rok jest spisany pod względem wyniku na straty, o tyle pojawia się nadzieja na przyszły rok. Dla banków ze strefy euro pod względem przychodów nie powinno być tak źle, bo stopy procentowe choć utrzymywane są nisko, to nie pogarszają już rentowności sektora. Wprawdzie wynik odsetkowy może się skurczyć ze względu na niższe wolumeny kredytowe i rentowności obligacji, ale punkt przełamania pod tym względem pewnie już nastąpił – ocenia Tomasz Bursa, wiceprezes Opti TFI.
Wskazuje, że otwiera się za to potencjał do poprawy kosztów ryzyka w przyszłym roku. Z powodu pandemii w tym roku banki zawiązały duże rezerwy modelowe, czyli niewynikające jeszcze z realnego pogorszenia spłat. – Skoro tegoroczne wyniki i tak będą bardzo słabe, to być może zwiększą jeszcze rezerwy w tym roku, oczyszczając sobie pole na przyszły rok, gdy poziom kosztów ryzyka będzie gdzieś między tym z 2020 r. a średnią z dobrych pod tym względem lat 2017–2019. To oznacza możliwość poprawy wyników wobec 2020 r. i zanotowania zysków, do tego banki nadal mogą ciąć w pewnym stopniu koszty operacyjne, lekko mogą poprawić wynik z opłat i prowizji. Może więc rynki dostrzegą, że w przyszłym roku ROE banków ze strefy euro może wynieść średnio 3–4 proc., co oznacza, że możliwe będzie w przyszłości 5–6 proc. – mówi Bursa.
Jeśli notowania europejskich banków będą zyskiwać, będzie to wsparciem dla polskich. Jednak sceptyczny wobec naszego sektora jest Marcin Materna, dyrektor działu analiz Millennium DM. – Sam fakt, że ceny banków spadły, nie jest jeszcze przesłanką do zwyżek, choć przynajmniej na jakiś czas tendencja powinna się zatrzymać. Jednak biorąc pod uwagę wyniki w tym i przyszłym roku, na bazie wskaźnika C/Z banki nie są specjalnie tanie.