Za frankową ustawę zapłacą nie tylko banki

Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita", w tym tygodniu odbyło się posiedzenie, już w nowym składzie, specjalnej podkomisji sejmowej, która będzie zajmować się zaproponowanym przez Kancelarię Prezydenta projektem zakładającym powstanie specjalnego funduszu restrukturyzacyjnego, zasilanego składkami banków. Nowym przewodniczącym podkomisji został Tadeusz Cymański, poseł PiS.

Aktualizacja: 01.03.2018 05:55 Publikacja: 28.02.2018 20:00

Za frankową ustawę zapłacą nie tylko banki

Foto: Bloomberg

– Pierwsze posiedzenie podkomisji w zmodyfikowanym składzie miało charakter organizacyjny. Wymieniliśmy poglądy i dyskutowaliśmy nad terminem kolejnego, już w pełni merytorycznego posiedzenia – mówi Cymański „Rzeczpospolitej". Dodaje, że chciałby, aby odbyło się ono podczas kolejnego posiedzenia Sejmu. W tym czasie zasięgnie dodatkowych opinii na temat projektu.

Ze słów Cymańskiego wynika, że wydana kilka dni temu przez rząd pozytywna opinia do prezydenckiego projektu może sugerować, że tym razem zapadła decyzja polityczna, aby wprowadzić ustawę ułatwiającą frankowiczom zamianę kredytów denominowanych we franku szwajcarskim na złotowe. Zaznacza, że nie może ona narzucać klientom żadnego rozwiązania i to oni sami muszą podjąć decyzję. Mogą później jej żałować, np. ze względu na oczekiwany wzrost stóp procentowych w Polsce, a co za tym idzie – wyższy koszt rat w polskiej walucie czy możliwość dalszego spadku kursu franka.

– Będziemy brać pod uwagę wiele czynników, zbadamy także spłacalność kredytów walutowych i to, czy ten wskaźnik oddaje prawdziwy stan rzeczy. Liczę, że prezydencki projekt skończy się powodzeniem, ale trudno będzie zadowolić wszystkich klientów – mówi Cymański.

Najważniejszym elementem ustawy jest płacenie przez banki składek na fundusz restrukturyzacyjny (z niego ma być finansowana konwersja) w wysokości maksymalnie 0,5 proc. wartości hipotek walutowych kwartalnie (czyli 2 proc. rocznie). Przy obecnych kursach i maksymalnej stawce oznaczałoby to w pierwszym roku 2,7 mld zł składki w skali całego sektora bankowego. Obecna wartość hipotek walutowych to 135 mld zł.

Prezydencka ustawa może kosztować sektor bankowy ponad 10 mld zł przez pięć lat. Zdaniem ekspertów propozycja Andrzeja Dudy nie zachwieje stabilnością sektora, ale też nie zapewni klientom wyjątkowo dobrych warunków przewalutowania.

Składki mające finansować zamianę hipotek walutowych na złotowe mogą spowodować, że kredytów będzie mniej i udzielanych na gorszych warunkach.

Trudno powiedzieć, czy obiecywana od trzech lat ustawa, mająca zmusić banki do konwersji hipotek walutowych na złotowe, zostanie wdrożona. Ale jeśli tak się stanie, będzie miała spory wpływ na wyniki i działalność banków.

Zapłacą też klienci

Najważniejszym elementem ustawy jest płacenie przez banki składek na fundusz restrukturyzacyjny (z niego ma być finansowana konwersja) w wysokości maksymalnie 0,5 proc. wartości hipotek walutowych kwartalnie (czyli 2 proc. rocznie). Przy obecnych kursach i maksymalnej stawce oznaczałoby to w pierwszym roku 2,7 mld zł składki w skali całego sektora bankowego. Jednak kredyty te spłacają się w tempie około 7 proc. rocznie, nowe nie są udzielane, a złoty może jeszcze lekko się umocnić, więc wartość hipotek walutowych w momencie wprowadzenia ustawy będzie jeszcze niższa niż obecne 135 mld zł, zatem można założyć, że w pierwszym roku składka wyniosłaby nie więcej niż 2,5 mld zł. Ważny jest fakt, że fundusz ma działać najprawdopodobniej „bezterminowo" (tzn. dopóki liczba i wartość przewalutowanych hipotek nie zadowoli regulatorów).

– Jeśli składkowanie do funduszu miałoby się zakończyć po roku, to sektor nie odczuje bardzo tych składek. Co innego, jeśli miałyby być ponawiane co roku. Wtedy zyskowność sektora w średnim terminie byłaby pod dużą presją – ocenia Łukasz Jańczak, analityk Ipopemy. Gdyby banki zapłaciły w tym roku 2,5 mld zł składki, obniżyłaby ona tegoroczny wynik netto sektora bankowego o 17 proc. (bez tej opłaty może wynieść około 15 mld zł). Eksperci Vestor DM szacowali, że stawka 2 proc. rocznie przez pięć lat oznaczałaby niższe zyski sektora łącznie o 10,2 mld zł oraz przez dziesięć lat o 14,4 mld zł.

Nie obyłoby się bez wpływu na działalność kredytodawców. – Zyski, które zostają w bankach, budują kapitały, które z kolei potrzebne są do wzrostu akcji kredytowej. Kiedy tych kapitałów zaczyna brakować, banki bardziej selektywnie podchodzą do udzielania nowych kredytów i rzeczywiście udzielają ich mniej. Na pierwszy ogień pójdą dywidendy, dopiero potem ograniczanie akcji kredytowej – dodaje Jańczak.

– Niższe zyski to spadek zdolności do udzielania kredytów, to prosty mechanizm, w jaki niższy współczynnik wypłacalności ogranicza wolumeny. Szacowane 2,5 mld zł składki oznacza, że w ciągu kilku lat, raczej dwóch–trzech niż pięciu, kredytów może być mniej o 10–15 mld zł, niż gdyby tej opłaty nie było – tłumaczy Marcin Materna, dyrektor działu analiz w Millennium DM. Jego zdaniem w dłuższym i średnim terminie koszty te zostaną w dużej części przerzucone na klientów. – Odbędzie się to najprawdopodobniej przez zmniejszenie atrakcyjności lokat i podwyższenie oprocentowania kredytów – dodaje Materna.

Poszczególne banki mogą zostać mocniej dotknięte niż cały sektor. Średnia prognoz zakłada, że Getin Noble nawet bez dodatkowej składki (może wynieść 220 mln zł) zanotuje wynik netto w okolicach zera, więc szykowany jest mechanizm, który umożliwi mu zapłacenie składki z emisji obligacji skierowanej do BGK. W przypadku Millennium i mBanku składka może wynieść maksymalnie odpowiednio 300 mln zł i 370 mln zł, co stanowiłoby 38 i 27 proc. ich rocznego zysku (prognozowanego bez składki).

Sytuacja patowa?

Kluczowe pytanie brzmi, czy klienci będą chcieli konwertować kredyty. Teraz spora część z nich ma niższe raty niż parę lat temu dzięki ujemnym stopom procentowym, a w Polsce koszt kredytu w przyszłym roku pójdzie w górę, choć ich problemem jest duża, wyrażona w złotych, wartość kredytu do spłaty. Konwersja na złote i utrzymanie obecnych rat oraz okresu spłaty wymagałaby od banków ok. 20-proc. umorzenia wartości kredytu, ale klienci mogą mieć znacznie większe oczekiwania, na które bankom będzie trudno przystać. Im większe umorzenie banki zaoferują, tym więcej będzie je to kosztować i tym mniej kredytów będą mogły przekonwertować.

Opinia

Marcin Materna, dyrektor działu analiz Millennium Domu Maklerskiego

Nawet stawka rzędu 5 mld zł nie zagrozi stabilności finansowej sektora bankowego, ale nie jest to powód, żeby takie ustawy wprowadzać. Zwróćmy uwagę, że możliwe obciążenie z tytułu ustawy frankowej rzędu 2,5–2,7 mld zł w pierwszym roku jej obowiązywania dotyczy tylko jednej ustawy, a w poczekalni czeka jeszcze regulacja antyspreadowa, która z tego, co wiem, wciąż może być przedmiotem debaty, a jej koszty szacowane są na co najmniej dwukrotnie więcej. Powiedziałbym, że 2,5 mld zł dodatkowej opłaty nałożonej na banki docelowo zagraża raczej przyszłym kredytobiorcom, bo to oznacza potencjalnie o 15–20 mld zł mniejsze możliwości udzielania kredytów przez banki oraz wzrost ich cen. Poza tym przełożyłoby się to niekorzystne na finanse klientów banków – podobnie jak inne koszty w każdej firmie, także te zostaną przerzucone w dużej części na klientów banków. Na podobnej zasadzie wzrost cen ropy nie tyle zagraża samemu PKN Orlen, ile samym klientom tankującym samochody na jego stacjach. Nie rozumiem, dlaczego po wprowadzeniu podatku bankowego i obserwacji, jaki to miało wpływ na kształtowanie się cen kredytów i depozytów oraz na zachowanie banków, w sektorze proponowane są kolejne regulacje, których efektem byłby w zasadzie tylko kolejny wzrost cen usług bankowych.

– Pierwsze posiedzenie podkomisji w zmodyfikowanym składzie miało charakter organizacyjny. Wymieniliśmy poglądy i dyskutowaliśmy nad terminem kolejnego, już w pełni merytorycznego posiedzenia – mówi Cymański „Rzeczpospolitej". Dodaje, że chciałby, aby odbyło się ono podczas kolejnego posiedzenia Sejmu. W tym czasie zasięgnie dodatkowych opinii na temat projektu.

Ze słów Cymańskiego wynika, że wydana kilka dni temu przez rząd pozytywna opinia do prezydenckiego projektu może sugerować, że tym razem zapadła decyzja polityczna, aby wprowadzić ustawę ułatwiającą frankowiczom zamianę kredytów denominowanych we franku szwajcarskim na złotowe. Zaznacza, że nie może ona narzucać klientom żadnego rozwiązania i to oni sami muszą podjąć decyzję. Mogą później jej żałować, np. ze względu na oczekiwany wzrost stóp procentowych w Polsce, a co za tym idzie – wyższy koszt rat w polskiej walucie czy możliwość dalszego spadku kursu franka.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Materiał partnera
Czasem dobrze pozbyć się należności
Banki
NBP potwierdza: List Adama Glapińskiego do premiera został wysłany
Banki
Zarząd NBP broni Adama Glapińskiego. "To próba złamania niezależności banku"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wspiera ważne dla społeczeństwa inwestycje
Banki
PKO BP ma już nowego prezesa. Kto pokieruje największym polskim bankiem?