Takie informacje przedstawił Reuters powołując się na osoby zbliżone do sprawy. Przypomnijmy, że Paul Achleitner, przewodniczący rady nadzorczej Deutsche Banku, zapowiedział w marcu, że chciałby, aby decyzja w sprawie ewentualnej fuzji zapadła przed 26 kwietnia (piątek), gdy jego instytucja poda wyniki za I kwartał (według prognoz zysk netto spadł o 75 proc., a przychody o 9 proc.). Także Martin Zielke, prezes Commerzbanku, nawoływał do jak najszybszego podjęcia decyzji. 

Według informatorów Reutersa szanse na fuzję wynoszą co najmniej 50 proc. Banki wciąż analizują skutki ewentualnego połączenia i wymogi, które muszą spełnić, by stało się ono opłacalne (liczą głównie na poprawę wskaźnika kosztów do przychodów).

Oba banki odmówiły komentarza. Przeciwko ich fuzji opowiadają się związki zawodowe obawiające się naturalnej konsekwencji połączenia, czyli masowych zwolnień. Jednak zdaniem niektórych komentatorów może nie być to aż tak ważny czynnik, a jedynie element nacisku związkowców walczących o jak najlepsze warunki odpraw. Analitycy wskazują, że oba banki są na tyle nisko dochodowe, że nawet bez fuzji będą musiały przeprowadzić duże zwolnienia. Sceptyczni są także inwestorzy, którzy obawiają się, że połączona instytucja będzie musiała pozyskać nowy kapitał (nawet blisko 8-10 mld euro) emitując akcje. Inwestorzy już się na obu bankach sparzyli. Notowania Deutsche Banku spadły przez półtora roku o połowę a Commerzbanku od lokalnego szczytu z początku 2018 r. o ponad 40 proc.

Według informacji „The Wall Street Journal" Deutsche Bank rozważa stworzenie „złego banku”, do którego przeniesiono by niechciane aktywa i biznes, który miałby zostać zamknięty. To plan B w razie gdyby nie wypaliła fuzja z Commerzbankiem. Według informatorów "WSJ" takie planowanie awaryjne przybrało w Deutsche Banku ostatnio na sile po tym jak okazało się, że transakcja może być bardziej skomplikowana, niż sądzono.