Od ponad miesiąca w Sejmie trwa protest niepełnosprawnych i ich opiekunów. Rząd twierdzi, że spełnił żądania, a nawet dał więcej, niż mógł. Protestujący uważają, że najważniejszy postulat nie został spełniony, i zapowiadają, że Sejmu nie opuszczą. Marszałek Marek Kuchciński zamienił więc budynek w twierdzę. Skasował wycieczki, odwołał Sejm Dzieci i Młodzieży, Noc Muzeów, a straż marszałkowska nikogo poza posłami i uprawnionymi do tego z mocy prawa osobami do Sejmu nie wpuszcza. Na dodatek odebrał protestującym prawo do spacerów na zewnątrz. Posłowie PiS przebąkują, że wezmą protestujących na przeczekanie, bo za moment wakacje i budynek opustoszeje. Liczą na to, że im się znudzi. Sytuacja jest patowa.
Komentując to, co dzieje się w Sejmie, Zuzanna Dąbrowska pisała w „Rzeczpospolitej", że w kolejce chętnych do spotkania się z protestującymi ustawiają się m.in. księża. Odnosząc się do jej słów, ks. Artur Stopka (publikujący czasami na naszych łamach) napisał na FB, że nadszedł już czas na to, by do akcji wkroczyli biskupi. Nie jest to głos odosobniony. Kilka dni temu w sprawie niepełnosprawnych apelował do hierarchii znany aktor Cezary Żak.
Kościół w temacie trwającego protestu wprawdzie się wypowiadał (np. abp Stanisław Gądecki), a niepełnosprawnych w Sejmie odwiedził kard. Kazimierz Nycz. Głos przewodniczącego Episkopatu był jednak ostrożny, koncyliacyjny. Z kolei metropolita warszawski zapewniał, że będzie się za protestujących modlił.
Wsparcie oraz modlitwa są ważne. Ale powstają pytania, czy w sytuacji ewidentnego pata Kościół nie powinien działać odważniej, czy nie powinien zaangażować się w rozwiązanie tego kryzysu? Dlaczego biskupi tego nie robią, skoro są „z ludu wzięci i dla ludu ustanowieni"?
Prawo i Sprawiedliwość od początku konfliktu udowadnia, że jest to kolejna odsłona walki politycznej, którą przeciwko rządzącym prowadzi PO i Nowoczesna. Niewykluczone, że obawa hierarchów przed odważnym zabraniem głosu w sprawie wynika z tego, że może być on odebrany jako zaangażowanie się po tej lub drugiej stronie politycznego konfliktu. Obawa ta była uzasadniona podczas kryzysu parlamentarnego na przełomie 2016 i 2017 roku, gdy Sejm okupowali posłowie. Z ust biskupów można było wówczas usłyszeć, że mogą pomóc w rozwiązaniu kryzysu jako bezstronny mediator, ale pod warunkiem że będą chciały tego obie strony.