Lewica nie była, nie jest i nigdy nie będzie szalupą ratunkową dla PiS. Szczególnie wtedy, gdy z większości sejmowej wykruszają się ziobryści. „250 mld zł jest dla całej Polski, nie dla PiS-owskich rydzyków, obajtków i sasinów" – napisał we czwartek poseł Lewicy Tomasz Trela. Tym samym Lewica, a przynajmniej jej część, dołączyła do PO i PSL, które ogłosiły, że nie poprą w ciemno Krajowego Planu Odbudowy (KPO). Borys Budka (PO) i Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL) zażądali wcześniej dodatkowego posiedzenia Sejmu w sprawie KPO i rozmowy z PiS o warunkach jego poparcia przez opozycję.

W odpowiedzi rzecznik rządu Piotr Mueller stwierdził, że opozycja de facto proponuje polexit, odrzucając miliardy złotych, które mają pójść na odbudowę polskiej gospodarki po pandemii.

Rzecznik przesadza, mówiąc o polexicie. Faktem jednak jest, że KPO finansowany ma być z Europejskiego Funduszu Odbudowy (EFO), na potrzeby którego UE zaciągnie specjalny dług. To wymaga ratyfikacji przez wszystkie państwa Unii. Weto polskiego Sejmu oznaczałoby pogrzebanie Funduszu w całej Unii. Trudno byłoby wytłumaczyć, że uchodzący za krytyczną wobec UE PiS głosował za ratyfikacją, zaś uchodzące za euroentuzjastyczne PO, PSL i Lewica storpedowały program odbudowy gospodarki całej Unii.

Dlatego też uznać należy ruch opozycji za blef. I to dość ryzykowny. Co jest jego celem? Mówiąc, że KPO nie może się stać funduszem wyborczym Mateusza Morawieckiego, opozycja wbija klin w obóz rządzący. Spór pomiędzy PiS i Porozumieniem – z jednej strony – a Solidarną Polską Zbigniewa Ziobry, z drugiej, dotyczy też tego, jakie grupy społeczne mają zyskać na KPO. Bruksela chce, jest to też po myśli Morawieckiego czy Jarosława Gowina z Porozumienia, by miliardy z EFO wydać nie na dotowanie nierentownych przedsiębiorstw, ale na sprawienie, by gospodarka była bardziej konkurencyjna, cyfrowa i zielona. To zaś wymaga, by pieniądze trafiły do innowacyjnych firm i poszły na transformację energetyczną.

Formalnie ziobryści są przeciw ratyfikacji EFO z powodu troski o suwerenność (chodzi zarówno o wspólny dług, jak i mechanizm „pieniądze za praworządność"). Ale po cichu tłumaczą, że wyborcy prawicy na EFO stracą. Ostrzegają, że wzrost cen prądu czy ciepła odczują przede wszystkim mniej zamożni wyborcy PiS, a z programów ocieplania domów czy budowy instalacji fotowoltaicznych skorzystają elektoraty partii opozycyjnych. Ten wątek pojawiał się również wcześniej na prawicy, gdy krytykowano Morawieckiego i Gowina, że pieniądze z tarcz antykryzowych trafiły do firm, których właściciele i tak nigdy nie zagłosują na PiS, więc po co państwo ma się zadłużać, skoro obóz władzy z tego nic nie będzie miał. Domagając się dyskusji o szczegółach polskiego planu odbudowy, opozycja ten spór na prawicy tylko zaostrza.