Osiągnięcie tego celu sprawi, że stawka wyborów prezydenckich w 2020 będzie wyłącznie symboliczna. Co więcej, wtedy wszystkie zmiany, które partia będzie chciała wprowadzić po wyborach będzie można przeprowadzić bez oglądania się na Pałac Prezydencki i Andrzeja Dudę. Sejm może odrzucić weto prezydenta większością kwalifikowaną 3/5 w obecności minimum połowy ustawowej liczby posłów. Oznacza to, że jesienią Zjednoczona Prawica musiałaby wprowadzić 276 posłów.

To wydaje się na pierwszy rzut oka bardzo trudnym zadaniem, ale przy ekstremalnie wysokiej mobilizacji wyborców PiS - jeszcze większej niż w wyborach do PE - zaczyna być w zasięgu możliwości. Przynajmniej zdaniem naszych rozmówców z partii. W PiS można też spotkać się z przekonaniem, że wysoka frekwencja będzie działać na korzyść Zjednoczonej Prawicy. Niedawny sondaż Kantar dla "Gazety Wyborczej" zakładał, że do wyborów pójdzie 75 proc. ankietowanych. To oczywiście mało prawdopodobne, ale już frekwencja w granicach 55-60 proc. wydaje się możliwa do osiągnięcia.

PiS ostrożnie prognozuje, że może utrzymać się niska lub średnia mobilizacja wyborców KO. - Ostatnia akcja "Nie świruj" to sygnał, że po tamtej stronie widać diagnozę, iż z mobilizacją jest problem - zauważa nasz rozmówca z partii Jarosława Kaczyńskiego. W połączeniu z wysoką mobilizacją PiS może to dać efekt osiągnięcia lub zbliżenia się do pułapu umożliwiającego odrzucenie weta. Oczywiście w partii rozważane są wszystkie scenariusze, w tym i ten, że kilkupunktowe wahnięcie sondażowe doprowadzi do sytuacji zgoła odmiennej, w której obóz władzy będzie potrzebował kilku posłów, by utrzymać samodzielną większość.

PiS w obecnej kadencji ani razu nie próbowało głosowania nad prezydenckimi wetami np. w sprawie ustaw sądowych. Gdyby w tej czy innej konfiguracji odrzucenie weta w Sejmie byłoby pewne, już po wyborach mogłyby zacząć się kolejne zmiany. Tym razem już bez ryzyka, że manewrujący w kampanii prezydenckiej prezydent Andrzej Duda będzie próbował po raz kolejny pokazać, że jest niezależny od obozu władzy. Niedawno prezes PiS Jarosław Kaczyński mocno chwalił prezydenta Dudę i deklarował, że chciałby, aby wygrał już w I turze. Relacje między Pałacem Prezydenckim a obozem władzy uchodzą za dobre. Kampania może jednak to zmienić. Co więcej, uzyskanie takiej większości zabezpieczyłoby Nowogrodzką przed scenariuszem, w którym w przyszłym roku prezydentem zostaje ktoś z opozycji i zaczyna blokować wszystkie polityczne plany obozu władzy. Jest więc o co grać, chociaż w obawie przed demobilizacją politycy PiS oszczędnie mówią o stopniu mobilizacji ich własnego obozu i wynikach analiz czy badań wewnętrznych.