Jeśliby oceniać samopoczucie Beaty Szydło przed spodziewaną rekonstrukcją rządu po jej aktywności na Twitterze, można by je określić jednym słowem: nerwowość.
Mniejsza o to, że premier zablokowała na tym serwisie społecznościowym krytycznych wobec niej dziennikarzy, w efekcie czego nie są oni w stanie nie tylko komentować jej wpisów, ale nawet ich czytać. Bardziej zaskakujące było to, że w poniedziałek rano skomentowała mój tekst przedstawiający możliwe scenariusze rekonstrukcji rządu. Choć zaznaczyłem, że gra przeciekami to testowanie reakcji opinii publicznej na różne warianty, a pomysł, by przesiadła się z fotela prezesa Rady Ministrów na fotel marszałka Sejmu, suflowany jest przez jej wrogów, pani premier postanowiła „zdementować" te informacje. Tyle tylko, że wpis pani premier osiągnął efekt odwrotny do zamierzonego. To bowiem absolutny wyjątek, by szef rządu osobiście komentował analizy prasowe. To dementi, zamiast sprawę zamknąć, sprawiło, że wszyscy komentatorzy zaczęli pytać, czy przez przypadek coś nie jest na rzeczy. Jako autor tego tekstu jestem rad, że reklamowała go pani premier. Ale jeśli patrzeć na sprawę od strony politycznej, trzeba stwierdzić, że swym wpisem premier podgrzała atmosferę wokół rekonstrukcji rządu.
Ale przecież – jak wynika z moich informacji – w tej chwili wariant zmiany premiera raczej nie wchodzi w grę. – Co prawda wszystko się może jeszcze zmienić – mówi jeden z naszych informatorów z obozu władzy – ale dzisiaj dymisja Szydło nie wchodzi w grę.
Dlaczego? – Wyszliśmy z dołka. Dziś tak głęboka rekonstrukcja nie jest potrzebna. Jeśli do kongresu nie wydarzy się nic dramatycznego, zmiany w rządzie nie będą głębokie. Prezes musi wyważyć między oczywistą koniecznością korekt a tym, co w obozie władzy działa dobrze. Dlatego dziś stawiałbym raczej na drobniejsze korekty niż trzęsienie ziemi. – Odwołanie Szydło w tym momencie nie wchodzi w grę – potwierdza nasz inny rozmówca.
Skąd zatem ta nerwowość? Wiele wskazuje na to, że prócz walki o zachowanie stanowiska będzie musiała stoczyć bój o swoje wpływy w obozie władzy. Pierwszy test już niedługo, bo szefowa rządu będzie chciała doprowadzić do końca zatrudnienie Małgorzaty Sadurskiej w zarządzie PZU, co – według moich informacji – miała obiecać obecnej szefowej Kancelarii Prezydenta. Fatalne rozegranie sprawy może kandydaturę Sadurskiej storpedować.