Biznesmen skazany na 2,5 roku więzienia w aferze, która osłabiła Platformę Obywatelską, prośbę do prezydenta Andrzeja Dudy wysłał w kwietniu z więzienia z Walencji, w którym przebywał, zanim ściągnięto go do kraju. Twierdził, że obiecano mu ułaskawienie, i zapowiadał, że jeśli go nie otrzyma, to wyjawi zleceniodawców podsłuchów w warszawskich restauracjach.
Jednak – jak ustaliła „Rzeczpospolita" – szanse na łaskę maleją. Sąd Okręgowy w Warszawie zajął niekorzystne dla Falenty stanowisko.
Bez poparcia sądu
Ukrywający się w Hiszpanii Falenta 12 kwietnia (o czym szeroko informowaliśmy) napisał trzy listy, w tym jeden do prezydenta Dudy. Potraktowano go jako wniosek o ułaskawienie i w końcu maja trafił do sądu celem zaopiniowania.
Falenta prosi w nim o łaskę w zaskakujących słowach: „Nie zamierzam umierać w samotności. Jeśli nie będę ułaskawiony, ujawnię, kto za mną stał" – pisał biznesmen i przedstawiał się jako osoba lojalna wobec PiS, której obiecano bezkarność za odsunięcie PO od władzy. Sypał nazwiskami, podawał szczegóły rzekomego dealu. Twierdził, że może przekazać kolejne partie nagrań, bo wielu nie upubliczniono. „Pozyskałem też wiele informacji i osób dla CBA już po 2014 r. i wybuchu afery. Na wszystko posiadam dowody w postaci nagrań" – kończył Falenta.