Stulecie Polskiej Niepodległości ma wiele imion. Proszę mi wybaczyć taki, a nie inny wybór. Równie dobrze mógłbym wymienić Sienkiewicza, Reymonta, Miłosza, Herberta i Szymborską. Albo Skłodowską-Curie, Banacha i Wolszczana. Albo Lutosławskiego, Pendereckiego i Kilara. Na tym właśnie polega wyjątkowy ciężar słowa Niepodległość. Stoją za nim setki, tysiące, miliony.

To nic innego tylko nasze nieprzebrane bogactwo. Te wszystkie pokolenia Polaków, dla których Niepodległość była najważniejsza. Dla której warto było poświęcić osobistą wolność, a nawet życie. Dlatego tak irytuje zawłaszczanie Polski i jej sukcesu przez pojedynczych rodaków. Przez egoistyczne formacje, partie i stawiających sobie za życia pomniki mężów stanu. Bo Niepodległość nie jest ani dziełem, ani wartością na miarę nawet najwybitniejszej jednostki czy pokolenia. Niepodległość to rzecz wspólna, święta i wieczna.

Dowodziliśmy tego wiele razy. Nawet jeśli Polskę rozbito, pokrojono i próbowano zapomnieć, trwała i nabierała siły, by odrodzić się jak Feniks z popiołów. To najbardziej wzruszające doznanie Polskiej Niepodległości, ta siła odradzania się wbrew przeciwnościom. Właśnie dlatego, że taka jest, warto dla niej żyć, a nawet umierać. Warto być Polakiem z bronią w ręku, ale i przy klawiaturze komputera. Nie ma lepszych i gorszych. Nie ma pół- ani ćwierćpatriotów. Niepodległość jest dla nas wszystkich. Świętujmy ją razem.