Podatek od gigantów to także kłopoty dla mniejszych firm w Polsce

Nowy globalny podatek osłabi zainteresowanie zagranicznych inwestorów Polską, chyba że rząd zniesie inne fiskalne przeszkody dla międzynarodowego biznesu – ostrzega Monika Marta Dziedzic, doradca podatkowy, partner w spółce doradztwa podatkowego MDDP Michalik Dłuska Dziedzic i Partnerzy.

Aktualizacja: 06.05.2024 08:59 Publikacja: 06.05.2024 04:30

Monika Marta Dziedzic, doradca podatkowy

Monika Marta Dziedzic, doradca podatkowy

Foto: materiały prasowe

Głośno ostatnio o projekcie globalnego podatku minimalnego, który jakoby miał ukrócić praktyki uciekania od podatków przez międzynarodowe firmy. Tylko właściwie po co wprowadzać jeszcze jedną daninę? Przecież pod hasłem walki z polityką globalnych korporacji wprowadzono już w Polsce szereg regulacji, w tym dwa podatki ze słowem „minimalny” w nazwie.

Poprzednie próby ujarzmienia tego zjawiska przypominały łatanie dziurawego statku. Zresztą robiła to nie tylko Polska. Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) uznała, że takie działania są niewystarczające. Bo wciąż są firmy, które tak układają swój biznes, że płacą podatki tam, gdzie są najniższe. To sprawia, że poszczególne kraje rywalizują miedzy sobą w swoistej konkurencji, jaką są zachęty podatkowe: ulgi, zwolnienia, niższe stawki itd. Już to było źródłem nierówności podatkowych, ale ostatnio do tego doszły jeszcze zjawiska cyfrowej gospodarki. Bo dzięki internetowi już nie trzeba fizycznie zakładać firmy w innym kraju, by tam zarabiać. I tu mamy dwie kwestie: gospodarkę cyfrową jako taką oraz skłonność do płacenia podatków tam, gdzie one są niskie. W założeniach OECD opodatkowanie tych dwóch zjawisk nazwano filarami. Po pierwsze, opodatkowanie zysków ze sprzedaży tam, gdzie one powstają, a po drugie – wyrównanie poziomu opodatkowania dla wielkich międzynarodowych firm. Takich, których roczne obroty przekraczają 750 mln euro.

To dlatego nazwano ten nowy podatek wyrównawczy „drugim filarem”?

Właśnie tak. O ile ten pierwszy filar pozostaje jeszcze nie do końca uregulowany, o tyle w sprawie drugiego porozumiało się ponad 130 państw. Ustalono, że wielkie międzynarodowe firmy powinny płacić w każdym kraju, gdzie są obecne, podatek dochodowy nie mniejszy niż 15 procent.

No to chyba Polska nie powinna mieć kłopotu? Przecież podstawowa stawka CIT to 19 proc., a z obniżonej, 9-proc., mogą korzystać tylko małe firmy.

Tak, ale mamy duży katalog ulg, który powoduje, że efektywna stawka jest niższa. Mamy ulgi dla inwestorów w Specjalnych Strefach Ekonomicznych (SSE), w ramach Polskiej Strefy Inwestycji (PSI), mamy reżim tzw. estońskiego CIT, 9-proc. stawkę mogą stosować małe spółki należące do wielkich korporacji oraz wiele innych. Firmy, które kwalifikują się do tych zachęt, umiejętnie je wykorzystują i płacą podatek realnie niższy niż 15 procent.

Czytaj więcej

Ministerstwo Finansów odkryło karty, będzie nowy podatek. Kto go zapłaci?

Co złego jest w tych ulgach? Przecież te wszystkie ułatwienia zostały zaakceptowane przez Unię Europejską, przyciągnęły miliardowe inwestycje i dały wiele miejsc pracy.

Owszem Unia „pobłogosławiła” SSE i nie sprzeciwiła się innym ulgom. Ale pamiętajmy, że globalny podatek nie jest pomysłem unijnym, choć wdrażamy go według unijnej dyrektywy 2022/2523. To efekt prac organizacji o szerszym zasięgu, jaką jest OECD. Z punktu widzenia inwestorów, którzy przyszli do Polski dzięki SSE i innym zachętom – nowy podatek może być jak nóż w plecy. Zresztą to samo mogą powiedzieć takie kraje jak np. Irlandia, które dotychczas, podobnie jak Polska, przyciągały inwestorów korzystnymi rozwiązaniami podatkowymi.

Ale projekt ustawy o nowym podatku nie likwiduje przecież tych ulg, o których mówimy.

Nie likwiduje. Jednak sposób obliczania nowej daniny jest taki, że trzeba go zapłacić od działalności międzynarodowej grupy, która ma w Polsce swoje spółki, jeżeli efektywna stawka podatku jest w danym kraju niższa od 15 proc. Dlatego co do zasady międzynarodowy koncern będzie musiał zapłacić podatek wyrównawczy do 15 proc., jeśli jego polska spółka działa na przykład w SSE i stosuje przysługujące jej zgodnie z prawem zwolnienia w CIT. W ten sposób nasze ulgi mogą nie tylko nie zachęcać, ale wręcz zniechęcać do inwestowania w Polsce i utrzymywania tu firm.

Podobno Ministerstwo Finansów rozważa taką modyfikację tych ulg, by od strony ekonomicznej zneutralizować ich wpływ na podatek globalny. Słyszałem o takich nieoficjalnych zapowiedziach, a pani?

Wiem, że grupa międzynarodowych inwestorów stara się przekonać władze do takiego pomysłu. Zresztą jest tu pewne pole do takiego działania. Dyrektywa o tym podatku daje bowiem możliwość wprowadzenia pewnych rozwiązań, które – mówiąc w uproszczeniu – nie skutkują naliczeniem podatku globalnego. Moim zdaniem ulgi w SSE nawet w swoim obecnym kształcie, czyli bez zmiany przepisów, mogą być takim wyjątkiem. W istocie przypominają granty, a ich zasadniczo nie wlicza się do podstawy kalkulacji nowej daniny.

To wynika z przepisów czy to tylko pani pogląd?

Tak twierdzę. Ulgi w SSE i PSI mają przecież oczywiście inny charakter, ponieważ są związane z wymaganiami dotyczącymi nowych miejsc pracy czy poniesieniem konkretnych kwot na uzgodnione inwestycje. Wymagania są zatem inne niż np. przy uldze na badania i rozwój. Ta ostatnia, jeżeli niezmieniona zostanie jej formuła, niestety, będzie sprzyjała naliczeniu nowego podatku.

Projekt nie przewiduje, jakoby do wydawania interpretacji na temat nowej daniny była upoważniona Monika Marta Dziedzic. Ma się tym zajmować dyrektor Krajowej Informacji Skarbowej, z pomocą nowej rady do spraw tego podatku.

Potrzebna jest, i to pilnie, urzędowa wykładnia w tej sprawie. Jeden z pierwszych wniosków o opinię w tej sprawie będzie dotyczył SSE. Pewnie to ja go napiszę. Bo to zbyt poważna sprawa i zbyt poważne inwestycje, by nagle przekreślać ich ekonomiczny sens.

Prace podatkowe OECD zawsze koncentrowały się wokół zwalczania spółek wydmuszek, które nie prowadzą realnej działalności, a pozwalają na optymalizacje podatkowe. W Polsce inwestorzy korzystający z oferowanych im tu różnych ulg wybudowali prawdziwe fabryki i zatrudnili w nich tysiące ludzi. Stworzyli zatem tzw. substancję biznesową, której OECD nigdy nie chciało zwalczać. Czy teraz będzie inaczej?

Słuszna uwaga. Będzie premia za tę realną substancję, mierzoną liczbą zatrudnionych i wartością środków trwałych. Będzie to czynnik wpływający na zmniejszenie podatku. Jednak biorąc pod uwagę kalkulacje w całej międzynarodowej grupie – może to nie mieć wielkiego znaczenia. Bo tym większa substancja, im wyższe wynagrodzenia pracowników. A w Polsce te płace są niższe niż np. w Niemczech. Taka sama jak w Polsce fabryka, z taką samą liczbą pracowników, da globalnemu koncernowi większą korzyść, gdy działa za Odrą.

Wygląda na to, że te przepisy stworzono na korzyść państw o wysokich kosztach pracy i wysokim opodatkowaniu. Są już pewnie tacy, którzy określą tę ustawę znanym określeniem „für Deutschland”.

W polityczną lingwistykę nie chcę się bawić, ale też myślę, że z punktu widzenia polskich firm będzie to niesprawiedliwe rozwiązanie. Zwróćmy uwagę, że wdrażamy dyrektywę o globalnym podatku minimalnym z opóźnieniem. I nie chodzi tylko o same przepisy o tym podatku, ale też o odpowiednie dopasowanie istniejących ulg. To, co na razie jest u nas w sferze planów, niektóre kraje już zrobiły. Na przykład Węgry uczyniły krok, który można ocenić jako wręcz agresywny: nadały doczasowym zwolnieniom nowy format. Jednak niektóre takie działania są wprost zabronione przez dyrektywę, jak też regulacje OECD. Inne kraje zrobiły to bardziej finezyjnie. Oby MF jak najszybciej zaproponowało takie modyfikacje ulg np. na robotyzację czy badania i rozwój, by ich wpływ na podatek globalny zminimalizować.

A jeśli tak się nie stanie?

Wówczas Polsce grozi realny odpływ inwestycji. I to nie tylko wstrzymanie tych planowanych, ale też likwidacja albo ograniczenie działalności światowych firm, które dotychczas tu zainwestowały.

Czytaj więcej

Podatek minimalny ma obowiązywać od 2025 roku. Za kilka tygodni będzie projekt

Ministerstwo Finansów przyznaje, że jest ryzyko ograniczenia atrakcyjności inwestycyjnej Polski. Twierdzi też, że nowa danina będzie dotyczyła około 7 tys. podmiotów. Chodzi o wszystkie spółki zależne międzynarodowych koncernów ulokowane w Polsce?

Tak, bo przy obliczaniu globalnego podatku dla danej grupy kapitałowej, pamiętając, że chodzi tylko o te największe grupy międzynarodowe, należy wziąć pod uwagę wyniki finansowe wszystkich jej podmiotów zależnych zarejestrowanych w jednym kraju. Jednak tak naprawdę skutki mogą być daleko szersze. Przecież z firmami z międzynarodowych grup na co dzień współpracuje wiele innych krajowych podmiotów, także małych i średnich przedsiębiorstw. Jeśli stracą partnerów albo będą zmuszeni ograniczyć współpracę z nimi – nie będzie to dla nich dobra wiadomość.

Ale krajowe firmy nie będą objęte tym podatkiem?

Niestety, niektóre będą. Dotyczy to grup kapitałowych, nawet tych o tylko krajowym zasięgu, przekraczających 750 mln euro obrotów. OECD tego nie proponowało w swoich dokumentach, ale taki wymóg jest w europejskiej dyrektywie. Ustanowiono globalny podatek wyrównawczy również dla tych organizacji, które działają lokalnie. Nie potrafię zrozumieć dlaczego. Przecież celem filaru II jest zwalczanie nadużyć z wykorzystaniem różnic podatkowych między poszczególnymi krajami.

Co, oprócz przekształcenia istniejących ulg, można w naszym systemie podatkowym zrobić, by uratować atrakcyjność Polski jako kraju przyjaznego inwestycjom?

W sprawie przepisów o podatku globalnym i ulg dla wielkich przedsiębiorstw – tylko tyle, co wspomniałam. Można natomiast usunąć inne bariery, szkodzące międzynarodowym firmom. Od kilkunastu miesięcy władze skarbowe prowadzą dość agresywną politykę w zakresie tzw. podatku u źródła. To rodzaj podatku dochodowego pobierany w Polsce od dochodów uzyskiwanych tu przez zagraniczne firmy z tytułu m.in. używania znaków towarowych, odsetek czy dywidend otrzymywanych od polskich spółek zależnych. I właśnie z dywidendami jest największy problem. Bo w Polsce zdarza się, że podatek u źródła jest pobierany w sposób bardzo restrykcyjny, wbrew zasadzie jednokrotnego opodatkowania dochodu, przewidzianej w europejskich regulacjach. Już obserwuję, jak bardzo to wpływa na rozważania o wycofywaniu biznesu z Polski.

Jeśli dobrze rozumiem, to bariera w przepływie kapitału wewnątrz UE. A przecież swoboda na tym polu to jedna z podstawowych zasad Unii. Nikt tego jeszcze nie napiętnował?

Pewnie wkrótce znajdzie się firma, która spróbuje doprowadzić spór z administracją skarbową w tej sprawie na przykład do Trybunału Sprawiedliwości UE. Na razie jest tak, że jeśli polska spółka z Warszawy założy spółkę zależną w Krakowie, to od wypłaty dywidendy z jednej do drugiej spółki zwykle nie zapłaci podatku dochodowego. Ale jeśli w tymże Krakowie założy córkę spółka z Czech – fiskus może zażądać od niej podatku od dywidend. To przecież nierówne traktowanie firm z UE, jawnie naruszające traktat o funkcjonowaniu Unii. Przedsiębiorstwa międzynarodowe drżą o przyszłość, widząc takie praktyki. To istna katastrofa w relacjach naszego kraju z takimi firmami.

Wiadomo, że poprzednia ekipa rządząca była ogólnie mało przyjazna wszystkiemu, co z zagranicy. Czy ten proceder wciąż trwa?

Trudno powiedzieć, na ile sprawa miała polityczne podłoże. Można zakładać, że ktoś centralnie nadzoruje tak kluczowe tematy jak sprawy podatku od dywidend. Może wskazane byłoby zrobienie przez nową ekipę przeglądu praktyk podatkowych istotnych dla międzynarodowego biznesu.

Wróćmy jeszcze do ustawy o podatku globalnym. Projekt jest napisany dość specyficznym językiem, raczej ze sfery rachunkowości niż prawa podatkowego. Ustalenie konkretnej wysokości podatku też będzie wymagało znajomości raczej Excela niż ordynacji podatkowej. Bez doradcy podatkowego ani rusz?

Proszę mi tylko nie sugerować, że to my, doradcy, stoimy za tym projektem, żeby sobie zapewnić pracę (śmiech). Rzeczywiście, zastosowanie praktyczne ustawy nie obędzie się bez współpracy prawnika z księgowym czy doradcą podatkowym. Ale jeśli chodzi o jej ogólny wydźwięk dla polskich podatników – to uważam, że jest niesprawiedliwa. Tworzy zupełnie nowy ład, znacznie mniej przyjazny tym największym transgranicznym inwestorom.

Gorszy niż Polski Ład?

Inny, bo raczej trwalszy. Skutki tego polskiego dało się częściowo usunąć. Oby nasze władze w porę zapobiegły jeszcze większej katastrofie niż ta sprzed dwóch lat.

Głośno ostatnio o projekcie globalnego podatku minimalnego, który jakoby miał ukrócić praktyki uciekania od podatków przez międzynarodowe firmy. Tylko właściwie po co wprowadzać jeszcze jedną daninę? Przecież pod hasłem walki z polityką globalnych korporacji wprowadzono już w Polsce szereg regulacji, w tym dwa podatki ze słowem „minimalny” w nazwie.

Poprzednie próby ujarzmienia tego zjawiska przypominały łatanie dziurawego statku. Zresztą robiła to nie tylko Polska. Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) uznała, że takie działania są niewystarczające. Bo wciąż są firmy, które tak układają swój biznes, że płacą podatki tam, gdzie są najniższe. To sprawia, że poszczególne kraje rywalizują miedzy sobą w swoistej konkurencji, jaką są zachęty podatkowe: ulgi, zwolnienia, niższe stawki itd. Już to było źródłem nierówności podatkowych, ale ostatnio do tego doszły jeszcze zjawiska cyfrowej gospodarki. Bo dzięki internetowi już nie trzeba fizycznie zakładać firmy w innym kraju, by tam zarabiać. I tu mamy dwie kwestie: gospodarkę cyfrową jako taką oraz skłonność do płacenia podatków tam, gdzie one są niskie. W założeniach OECD opodatkowanie tych dwóch zjawisk nazwano filarami. Po pierwsze, opodatkowanie zysków ze sprzedaży tam, gdzie one powstają, a po drugie – wyrównanie poziomu opodatkowania dla wielkich międzynarodowych firm. Takich, których roczne obroty przekraczają 750 mln euro.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Samorząd
Krzyże znikną z warszawskich urzędów. Trzaskowski podpisał zarządzenie
Prawo pracy
Od piątku zmiana przepisów. Pracujesz na komputerze? Oto, co powinieneś dostać
Praca, Emerytury i renty
Babciowe przyjęte przez Sejm. Komu przysługuje?
Spadki i darowizny
Ten testament wywołuje najwięcej sporów. Sąd Najwyższy wydał ważny wyrok
Sądy i trybunały
Sędzia WSA ujawnia, jaki tak naprawdę dostęp do tajnych danych miał Szmydt