Japan Tobacco wyjaśniło zachowanie swojego biznesu w Rosji. Koncern zdecydowała się kontynuować działalność w kraju, który napadł zbrojnie na pokojowego sąsiada, morduje ludność cywilną, niszczy infrastrukturę, aby… zadowolić inwestorów.

„Gdybym powiedział, że zakończymy (w Rosji-red) działalność, inwestorzy byliby narażeni na ryzyko straty. W najgorszym przypadku istnieje nawet ryzyko pozwów ze strony akcjonariuszy, jeśli zaprzestaniemy prowadzenia biznesu, który mogliśmy kontynuować” – powiedział szef Japan Tobacco - dyrektor generalny Masamichi Terabatake dla gazety „Financial Times”. Dodał, że inwestorzy obawiali się możliwego spadku zysków, a wycofanie się z rynku rosyjskiego Japan Tobacco naruszyłoby swoje obowiązki powiernicze.

Jedna piąta zysku na rosyjskim rynku

Nie dodał, że sam koncern pozostając w Rosji, zwiększył znacznie swoje zyski. Całkowity zysk w 2023 r. wyniósł 482 miliardy jenów (3 miliardy dolarów), z czego, jak przyznał dyrektor jedną piątą (600 mln dol.) zarobił w Rosji. Koncern ma tam cztery fabryki i zatrudnia ponad 4 tysiące ludzi.

Z powodu sankcji Japan Tobacco musiał jednak zmienić strukturę funkcjonowania i stworzyć nowe łańcuchy dostaw. Część przekierował przez Turcję i przeniósł kluczowy personel do Hongkongu, wyjaśnił Terabatake. Początkowo, po agresji Rosji na Ukrainę, Japan Tobacco (33 proc. udziałów państwa) nie wykluczało sprzedaży swojego rosyjskiego biznesu. I na deklaracji się skończyło. Podjęto decyzję o utrzymaniu produkcji, ale o zawieszeniu wszelkiej działalności inwestycyjnej i marketingowej w Rosji.

Także i w rozmowie z FT Terabatake nie wykluczył sprzedaży rosyjskiego biznesu „w najgorszym przypadku”, ale obecnie jego zdaniem „nie ma takiej potrzeby”. Koncern został wpisany przez Ukrainę na listę hańby - zagranicznych firm, które po rosyjskiej agresji nie opuściły rosyjskiego rynku, płacą podatki czym dokładają się do wojennej kasy Kremla.