Największe cuda XX wieku

Dla chrześcijan największym cudem w historii było zmartwychwstanie Jezusa. On sam dokonał wielu cudów: wskrzeszał zmarłych, leczył chorych, wypędzał złe duchy, rozmnażał jedzenie, uciszał żywioły. Ale cuda nie skończyły się wraz z ziemskim życiem Jezusa. Dzieją się nadal.

Publikacja: 07.04.2012 01:01

Marta Robin

Marta Robin

Foto: AFP

Tekst z dodatku Plus Minus

Są śladem Boga, który wykorzystuje materialne znaki, aby nawiązać kontakt z ludźmi. Nie tylko poprzez najliczniejszy rodzaj cudów – nadzwyczajne uzdrowienia, ale także poprzez cuda eucharystyczne, rozmnożenie pokarmu, stygmaty, płaczące figury. Kościół jest bardzo ostrożny w nadawaniu pieczęci cudu religijnego nadzwyczajnym wydarzeniom. Zawsze poprzedzają je długie badania empiryczne, a potem teologiczne, by wykluczyć możliwość pomyłki.

Przedstawiamy dziesięć największych cudów XX wieku. Dwa ostatnie są jeszcze przez Kościół badane.

Wirujące słońce

Świadkami tego wydarzenia było około 70 tysięcy osób, które 13 października 1917 roku przybyły do Fatimy, na miejsce, gdzie od 13 maja co miesiąc dzieciom – Łucji, Hiacyncie i Franciszkowi – objawiała się Matka Boża. Maryja zapowiedziała pastuszkom, że w październiku dokona cudu, by ludzie uwierzyli w to, co im powiedziała. W tłumie oczekującym na niezwykłe wydarzenie były osoby wierzące i niewierzące, dziennikarze z największych portugalskich gazet i naukowcy. Gdy dzieci miały kolejne objawienie, spadł rzęsisty deszcz. Po kilku minutach ulewa ustała, a zza chmur wyszło słońce. Lśniło, ale nie oślepiało. W pewnym momencie ogromna kula zaczęła „tańczyć” na niebie. Kręciła się z ogromną prędkością wokół własnej osi. Zatrzymała się, by znów wpaść w wir. Następnie słońce „zaczęło przybierać różowy kolor na krawędziach i ślizgać po niebie, wirując i rozsypując czerwone snopy płomieni. (...)Trzykrotnie ożywiona szaleńczym ruchem kula ognia zaczęła drżeć i trząść się. Wydawało się, że opadając ruchem zygzakowatym, spadnie na przerażony tłum. Wszystko to trwało około dziesięciu minut. Na końcu słońce wspięło się znów wijącym ruchem do punktu, z którego zaczęło opadać, na nowo przyjmując swój spokojny wygląd i odzyskując zwykłą jasność swego światła” – tak opisał to wydarzenie Antonio A. Borelli w książce „Fatima – orędzie tragedii czy nadziei”.

Cud słońca zauważany był tylko przy okazji objawień maryjnych. W XX wieku miało ich być ok. 400. Kościół uznał tylko siedem z nich, w tym objawienia Maryi w wenezuelskiej Betanii Marii Esperanzie Madrano de Bianchini. Objawieniu 25 marca 1978 roku towarzyszyło widziane przez tysiące ludzi zjawisko wirującego słońca.

Uwolnieni z podwodnej pułapki

26 sierpnia 1988 roku peruwiański okręt podwodny „Pacocha” zbliżał się do portu Callao, gdy nagle w jego rufę uderzył japoński statek rybacki. Przez wyrwę do maszynowni „Pacochy” zaczęła się wlewać woda. Kapitan zdołał zamknąć od zewnątrz otwarty właz prowadzący na mostek, ale sam utonął. Dowodzenie okrętem przejął Roger Luis Cotrina Alvarado, Chorwat. Nakazał ewakuację przez właz dziobowy. Jednak okręt gwałtownie się przechylił i statek zaczął tonąć. Klapa włazu, która była już ok. dwóch metrów pod wodą, mimo jej naporu nie zamknęła się. Jak stwierdzili później eksperci w momencie ewakuacji jeden z marynarzy zaczepił nogą o sprężynę włazu, co spowodowało wysunięcie rygli z zamka. Do wnętrza okrętu dostawała się woda, grożąc 22 marynarzom utonięciem. Kapitan zaczął przyzywać pomocy chorwackiej zakonnicy Marii Petković (1892 – 1966), założycielki Zgromadzenia Córek Miłosierdzia. Jak wspominał, w tym momencie poczuł w sobie „siłę fizyczną i duchową potrzebną do działania dla ocalenia siebie i wszystkich towarzyszy”. Pokonując strumienie lejącej się pod dużym ciśnieniem wody, spróbował podnieść klapę włazu, by odblokować rygle, ale nie dał rady. Znów wezwał pomocy Marii Petković. Tym razem „podniósł klapę, przekręcił pokrętło uruchamiające rygle i pokrywa z łatwością się zamknęła. W końcu woda przestała się wlewać” – napisał inż. Fabio Barberini w ekspertyzie dla Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Po kilkunastu godzinach załoga opuściła okręt.

Konsulta techniczna kongregacji jednogłośnie orzekła: „Okręt znajdował się wtedy na głębokości między 12 a 20 metrów (...). Na tych głębokościach nacisk wody napierającej na pokrywę wynosi 3890 kg na głębokości 12 metrów i 6485 kg na głębokości 20 metrów. W takich warunkach jednej osobie nie mogło się udać podnieść pokrywę, przekręcić pokrętło, by cofnąć rygle i zamknąć pokrywę. Ten manewr, wykonany przez porucznika Cotrinę w bardzo krótkim czasie [od uderzenia do opadnięcia na dno minęło pięć minut – przyp. red.] jest racjonalnie, naukowo i technicznie niewytłumaczalny”.

Watykan zatwierdził cud 20 grudnia 2002 roku. Jan Paweł II beatyfikował Marię Petković 6 czerwca 2003 roku.

Żuchwa odrasta we śnie

Jeśli ja w to wierzę, może w to wierzyć również ksiądz” – powiedział dr Matteo Fenoglio w rozmowie z ks. Agostinem Pugliese, który rok po cudownym uzdrowieniu włoskiej zakonnicy zbierał informacje o tym wydarzeniu. Pod koniec wojny, 20 kwietnia 1945 roku, siostra Carla De Noni z Villanova została trafiona serią pocisków z karabinu maszynowego. Jedna z kul trafiła w podbródek, zmiażdżyła żuchwę oraz otaczające tkanki miękkie. Dr Fenoglio stwierdził m.in. brak kilku centymetrów kości żuchwy. Stan 34-letniej zakonnicy lekarze ocenili jako beznadziejny. Twierdzili, że jeżeli nawet przeżyje, nie będzie mogła mówić, a jeść jedynie pokarmy płynne. S. Carla była już w agonii, gdy matka przełożona Zgromadzenia Misjonarek Męki Naszego Pana Jezusa poleciła wszystkim siostrom modlić się o cudowne jej uzdrowienie za wstawiennictwem salezjanina ks. Filippa Rinaldiego (1856 – 1931). Pod koniec czerwca 1945 roku chora zasnęła, a gdy się obudziła, poczuła się zdrowa. Po zdjęciu opatrunków „zobaczyłam – wspominała – że broda już nie opada. Dotknęłam jej dłońmi i poczułam coś twardego w środku oraz zauważyłam, że język jest na swoim miejscu”. Mogła też mówić.

Badania wykonane w 1945 i 1946 roku, a także w 1984 i 1988 roku potwierdziły odtworzenie ok. 4 centymetrów kości żuchwy. Za rzecz niezwykłą lekarze uznali też odtworzenie tkanek miękkich w sposób, który przywracał w pełni wszystkie ich funkcje (choć blizny skóry i mięśni pozostały). „Powrót do pierwotnego stanu jest tak doskonały, że można by wykluczyć przebycie jakiegokolwiek urazu. Jest to niewytłumaczalne z punktu widzenia naukowego” – stwierdzili członkowie konsulty medycznej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.

Dekret o cudzie za przyczyną ks. Filippa Rinaldiego Watykan ogłosił 3 marca 1990 roku. W poczet błogosławionych ksiądz został wpisany 29 kwietnia 1990 roku.

Matka Boża płacze

Wśród cudownych zjawisk najwięcej, oprócz uzdrowień, jest informacji o płaczących figurach świętych. Ale Kościół wyjątkowo ostrożnie podchodzi do tych zdarzeń. Jednym z niewielu uznanych w XX wieku za cud jest płacząca rzeźba Matki Bożej z miasta Akito w Japonii. Wysoka na 90 centymetrów drewniana figura, wykonana z drzewa katsura przez buddyjskiego rzeźbiarza, znajduje się w domu Instytutu Służebnic Eucharystii. W lipcu 1973 roku na prawej ręce figury pojawiła się krew. We wrześniu rzeźba zaczęła się intensywnie pocić, wydzielając przy tym słodki zapach kwiatów. Od stycznia 1975 do września 1981 roku z oczu Matki Bożej płynęły łzy. Powtórzyło się to 101 razy. Łzy widziało około 500 osób. Te zjawiska wiązały się z objawieniami Maryi s. Agnes Katsuko Sasagawa. Były one – jak uznano później – kontynuacją objawień z Fatimy. Również w Akito Matka Boża poprzez s. Agnes nawoływała świat do nawrócenia, pokuty i modlitwy różańcowej. Łzy, krew i pot władze kościelne poddały badaniom. Zaproszono do ich przeprowadzenia także niechrześcijan z miejscowego uniwersytetu. Jeden z nich, ekspert medycyny sądowej dr Kaoru Sagisaka, stwierdził, że krew, pot i łzy są pochodzenia ludzkiego. W 1984 roku biskup diecezji uznał objawienia za zjawisko nadprzyrodzone. Episkopat Japonii wydał takie oświadczenie w 1990 roku.

Rozmnożenie ryżu

Ojcze Janie Maciasie, ratuj! Ubodzy będą bez obiadu!” – wołała zrozpaczona kucharka w sierocińcu przy parafii Marii Magdaleny w miejscowości Olivenza w hiszpańskiej Andaluzji. 23 stycznia 1949 roku miała przygotować posiłek dla ubogich mieszkańców miasteczka. Postawiła na ogniu duży garnek z wodą i poszła do spiżarni po ryż. Zobaczyła puste półki. W nocy złodzieje wynieśli żywność. Kucharka znalazła tylko trochę rozsypanego ziarna. Uzbierała ok. 750 gramów. Wrzucając ryż do gotującej się wody, wzywała pomocy bł. Jana Maciasa, zmarłego w XVII wieku dominikanina, misjonarza w Peru. W czasie gotowania ryż w garnku zaczął gwałtownie rosnąć. Kobieta przełożyła część do drugiego, ośmiolitrowego, garnka, ale on dalej rósł. Zjawisko widziały jeszcze dwie inne osoby. Kucharka miała już postawić następny garnek, gdy przyszedł proboszcz, który kazał zestawić garnki z kuchni – wtedy ryż przestał się rozmnażać. „Z 750 gr ryżu wrzuconego do garnka nakarmiono do syta 154 osoby”, w tym 95 biedaków oraz 59 wychowanków sierocińca.

Biegli Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych uznali, że rozmnożenie ryżu (badali także zachowane dwa ziarna) nastąpiło w sposób niewytłumaczalny. Cud został uznany 4 października 1974 roku, a 28 września 1975 roku Jan Macias został kanonizowany.

Hostia przemieniona w serce

Aż 132 cuda eucharystyczne zanotowano na świecie od 750 roku. Podobnie jak w Sokółce, w której cud nie jest jeszcze potwierdzony, hostie zamieniały się w krwawiący skrawek mięśnia sercowego albo krwawiły, a wino zamieniało się w krew. Jeden z ostatnich potwierdzonych naukowo i uznanych przez Kościół cudów eucharystycznych wydarzył się w stolicy Argentyny Buenos Aires 18 sierpnia 1996 roku.

Po mszy w kościele Santa Maria ks. Alejandro Pezet został poinformowany, że ktoś porzucił konsekrowaną hostię. Ksiądz początkowo chciał ją spożyć, ale była tak zabrudzona, że umieścił ją w naczyniu z wodą i zamknął w tabernakulum. Gdy po kilku dniach zajrzał do naczynia, okazało się, że hostia się powiększyła i zamieniła w krwawy mięsień. Miesiąc później ks. Pezet umieścił hostię w naczyniu z wodą destylowaną. Hostia się nie zmieniała. Po trzech latach, w 1999 roku, metropolita Buenos Aires kard. Jorge Mario Bergoglio polecił jej zbadanie przez naukowców. Pobraną próbkę przesłano do USA, nie informując, skąd pochodzi. Badano ją w laboratoriach w San Francisco i w Nowym Jorku. Jednym z biorących udział w badaniu był kardiolog i patolog medycyny sądowej dr Frederic Zugibe, który napisał: „badany materiał jest fragmentem mięśnia sercowego znajdującego się w ścianie lewej komory serca, z okolicy zastawek. (...) Mięsień sercowy jest w stanie zapalnym, znajduje się w nim wiele białych ciałek. Wskazuje to na fakt, że serce żyło w chwili pobierania wycinka (...). Co więcej, białe ciałka wniknęły w tkankę, co wskazuje, że to serce cierpiało, np. jak ktoś, kto był ciężko bity w okolicach klatki piersiowej”.

Cudowna hostia w monstrancji wystawiana jest na widok publiczny.

Uzdrowienie kalekich stóp

Mathew Kuruthukulangara Pellissery z Indii urodził się w 1956 roku z wrodzoną wadą: obustronną stopą końsko-szpotawą. Rodzice nie mogli sobie pozwolić na chirurgiczne leczenie chłopca ze względów finansowych. Mathew, gdy miał pięć lat, nauczył się chodzić na zewnętrznych krawędziach stóp. W 1970 roku ojciec chłopca, którego bolało to, że syn był obiektem żartów rówieśników, postanowił się modlić o cud uzdrowienia za wstawiennictwem s. Mariam Theresii Chiramel Mankidiyan, założycielki Zgromadzenia Świętej Rodziny. Ślubował m.in., że jeśli s. Mariam uleczy chłopca, pojedzie z synem na jej grób i opisze wydarzenie w gazecie. 19 maja 1970 roku rodzina chłopca rozpoczęła w intencji jego uzdrowienia 40-dniowy bezmięsny post, dodatkowy post w piątki oraz odmawianie nowenny do s. Mariam. 33. dnia od rozpoczęcia nowenny chłopiec zobaczył w półśnie dwie zakonnice. Jedna z nich przypominała s. Mariam z fotografii. „Słyszałem, jak masując mi prawą nogę, mówiła do mnie: »Wstań, mój synu, twoja noga jest zdrowa«”. Rzeczywiście, gdy wstał, zobaczył, że prawa stopa się wyprostowała. Po roku, w czerwcu 1971 roku, rodzina ponownie rozpoczęła 40-dniową nowennę, prosząc o uzdrowienie drugiej stopy chłopca. W nocy poprzedzającej ostatni dzień nowenny tym razem matka chłopca ujrzała we śnie dwie zakonnice. W jednej rozpoznała Mariam, w drugiej zmarłą kilka lat wcześniej krewną, która należała do tego samego zgromadzenia. S. Mariam powiedziała jej: „Noga twojego syna jest uzdrowiona. Idź zobaczyć”. Rzeczywiście, druga noga chłopca była zdrowa.

Cudowne uzdrowienie Mathew potwierdzili świadkowie, analiza fotografii chłopca przed i po uleczeniu, a przede wszystkim lekarze, którzy ponad wszelką wątpliwość stwierdzili, że „nie było jakiegokolwiek leczenia chirurgicznego czy ortopedycznego”, a powrót do zdrowia był „nagły, funkcjonalnie całkowity i trwały – naukowo niewytłumaczalny”.

Cud uznany został przez Watykan 27 stycznia 2000 roku. Jan Paweł II beatyfikował s. Mariam Theresii Chiramel Mankidiy 9 kwietnia 2000 roku.

Stygmaty ojca Pio

Najsłynniejszym spośród ok. 320 stygmatyków w historii Kościoła jest o. Pio, obdarzony wieloma innymi nadzwyczajnymi właściwościami (wizji, bilokacji, proroctwa, uzdrawiania). Przez pół wieku nosił krwawiące rany w miejscach, w których miał je ukrzyżowany Chrystus: na dłoniach, stopach i w boku. „Ręce są przebite na wylot; otwór jest taki, że można przez niego zobaczyć to, co znajduje się po drugiej stronie. Dłoń można tylko przymknąć z wielkim wysiłkiem i niecałkowicie. Na stopach są okrągłe rany. Ciągle sączy się z nich krew, która moczy buty. Naciśnięcie tych ran palcem sprawia bardzo silny ból. Na lewym boku klatki piersiowej jest zranienie w formie odwróconego krzyża” – tak stygmaty o. Pio opisał w 1919 roku prof. Jerzy Festa.

Po raz pierwszy o. Pio otrzymał krwawiące znaki w 1910 roku, ale wkrótce zniknęły. Ponownie pojawiły się w 1918 roku i nosił je aż do śmierci 23 września 1968 roku. Rany się nie goiły, ale też nie ulegały zakażeniu. Kapucyn starał się je ukrywać. Nosił rękawiczki, przez które i tak sączyła się krew, wydzielająca – zdaniem świadków – przyjemny zapach kwiatów. Rany wielokrotnie badali lekarze i komisje kościelne, uznając bezsprzecznie, że ich pochodzenie jest medycznie niewyjaśnione (o. Pio zarzucano bowiem, że wywołał stygmaty przy użyciu środków chemicznych). W chwili śmierci zakonnika stygmaty zniknęły, nie pozostawiając blizn.

Rozmnożenie hostii

Ten cud nie jest jeszcze uznany przez Watykan, ale badany w procesie kanonizacyjnym karmelitanki bł. Marii Kandydy od Eucharystii. Wydarzył się 15 stycznia 2007 roku w Raguzie na Sycylii. Do grobu błogosławionej w klasztorze Karmelitanek Bosych przybył ks. Divo Barsotti z grupą wiernych. Siostra zakrystianka nie wiedziała, że duchownemu będą towarzyszyć inne osoby. Dzień wcześniej sprawdziła, że w puszce w tabernakulum jest około 20 konsekrowanych hostii. Wiedziała, ile osób przychodzi zazwyczaj na mszę w dzień powszedni, dlatego była przekonana, że gdy na paterę na ołtarzu położy jeszcze cztery komunikanty do konsekracji, wystarczy dla wszystkich. Kiedy ujrzała znacznie większą liczbę wiernych, wraz z przeoryszą klasztoru zaczęła się modlić do bł. Marii Kandydy, aby nikomu nie zbrakło komunii św. O to samo modlił się nadzwyczajny szafarz eucharystii, 57-letni mężczyzna. Modlitwa została wysłuchana. Komunię przyjęło ponad 40 osób. W puszce zostało jeszcze ponad 50 komunikantów.

Pół wieku bez wody i jedzenia

Stygmatyczką była również francuska mistyczka Marta Robin, duchowa założycielka religijnych wspólnot Ogniska Światła i Miłości. W 1918 roku, gdy miała 16 lat, zaczęła chorować, prawdopodobnie na wirusowe zapalenie mózgu, które w 1929 roku doprowadziło do całkowitego paraliżu. Od tej pory aż do śmierci w 1981 roku kobieta leżała w łóżku w swym domu w miejscowości Chateauneuf-de-Galaure niedaleko Lyonu. Paraliż objął także jej przełyk. Nie mogła jeść ani pić. Przez ponad pół wieku odżywiała się tylko komunią św., którą ksiądz przynosił jej raz w tygodniu. Świadkami tego były dziesiątki tysięcy ludzi, którzy przewinęli się przez jej dom. Wśród nich byli sceptycy i naukowcy, którzy obserwowali ją przez dłuższy czas.

Marta Robin miała także widzenia i dar bilokacji. Od 1991 roku toczy się jej proces beatyfikacyjny.

Przez 40 lat nie jadła i nie piła także Teresa Neumann, inna XX-wieczna stygmatyczka i wizjonerka, której proces beatyfikacyjny jest w toku.

Inedia (niejedzenie) jest przedstawiana czasem jako sposób życia możliwy do osiągnięcia przez osoby bardzo rozwinięte duchowo nawet przez dłuższy czas. Ale znane są także przypadki śmierci osób, które chciały w sobie wykształcić tę zdolność.

Korzystałam m.in. z: S. Gaeta „Boża pieczęć – cuda”, Sz. T. Praśkiewicz„Cuda przedłożone Stolicy Apostolskiej i kanonicznie zatwierdzone do gloryfikacji najnowszych świętych i błogosławionych karmelu terezjańskiego”, Antiono A. Borelli „Fatima – orędzie tragedii czy nadziei”, Andrzej Sujka „Ojciec Pio. Stygmatyk z Pietrelciny”.

Tekst z dodatku Plus Minus

, kwiecień 2010

Tekst z dodatku Plus Minus

Są śladem Boga, który wykorzystuje materialne znaki, aby nawiązać kontakt z ludźmi. Nie tylko poprzez najliczniejszy rodzaj cudów – nadzwyczajne uzdrowienia, ale także poprzez cuda eucharystyczne, rozmnożenie pokarmu, stygmaty, płaczące figury. Kościół jest bardzo ostrożny w nadawaniu pieczęci cudu religijnego nadzwyczajnym wydarzeniom. Zawsze poprzedzają je długie badania empiryczne, a potem teologiczne, by wykluczyć możliwość pomyłki.

Pozostało 98% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 765
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 764
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 763
Świat
Pobór do wojska wraca do Europy. Ochotników jest zbyt mało, by zatrzymać Rosję
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 762