Andrzej Wojtyna: Warto rozmawiać o Euro

Chociaż głosy poparcia ekonomistów dla członkostwa Polski w strefie euro są rzadkie i ogólnikowe, to należy się cieszyć, że dyskusja trwa – pisze były członek Rady Polityki Pieniężnej.

Publikacja: 27.03.2017 20:33

Andrzej Wojtyna: Warto rozmawiać o Euro

Foto: Fotorzepa/ Małgorzata Pstrągowska

Dyskusja ta jest bardzo potrzebna niezależnie od tego, czy i kiedy Polska do strefy euro przystąpi. Potrzebna przede wszystkim dlatego, że coraz ostrzejszy staje się dylemat: wejście do strefy euro czy wyjście z Unii Europejskiej.

Na ożywienie dyskusji wpłynął najpierw wynik referendum w sprawie Brexitu, a w ostatnim czasie deklaracje przywódców głównych krajów strefy euro sugerujące pójście UE w kierunku integracji dwu prędkości. Za dodatkowy, nowy impuls można uznać wywiad z prezesem Jarosławem Kaczyńskim („Rz" z 15 marca br.), który prawdopodobnie po raz pierwszy sięgnął w tak wyraźny sposób po argumenty ekonomiczne, by uzasadnić swoją niechęć do członkostwa Polski w strefie euro. Należy być wdzięcznym, że Kaczyński nie skonsultował treści swojej wypowiedzi z ekspertami PiS lub że taki był wynik konsultacji, ponieważ dzięki temu stało się jeszcze bardziej jasne, jak nikła jest wśród osób rządzących Polską wiedza na ten tak ważny temat. Na szczęście ze wsparciem dydaktycznym pospieszył Andrzej Olechowski („Rz" z 22 marca br.), który bardzo trafnie i lapidarnie wykazał błędy w argumentacji Kaczyńskiego. Niemniej jednak każdemu z użytych przez prezesa PiS argumentów trzeba by poświęcić osobny krytyczny artykuł. Na przykład na podstawie literatury teoretycznej i empirycznej można wskazać co najmniej dziesięć zastrzeżeń wobec twierdzenia, że pozostając poza strefą euro, możemy prowadzić autonomiczną politykę kursową. Dobrze by było, gdyby edukacyjną rolę w kwestii euro odegrali koledzy ekonomiści, którzy w minionych latach z tej problematyki się doktoryzowali, habilitowali, a nawet otrzymali tytuł profesora.

SOR a eurointegracja

Impulsu do pobudzenia dyskusji nie dostarczył natomiast wicepremier Mateusz Morawiecki nową, poprawioną wersją strategii odpowiedzialnego rozwoju. Okazuje się bowiem, że przystąpienie bądź nieprzystąpienie do strefy euro nie jest traktowane – jak można by się spodziewać – jako najważniejsze lub jedno z najważniejszych kryteriów wyboru scenariuszy przyszłego rozwoju kraju. Co więcej, takim kluczowym kryterium nie jest nawet członkostwo w samej Unii Europejskiej, co jest już całkiem niezrozumiałe. Gdyby Morawiecki mądrze i nowocześnie rozumiał patriotyzm, to dokument powinien zostać nasycony oryginalnymi pomysłami na optymalne wykorzystanie obecnych oraz przyszłych mechanizmów i narzędzi integracji europejskiej do zdynamizowania procesów rozwojowych w Polsce. Ponadto należało oczekiwać osobnego rozdziału poświęconego ocenie kierunków zmian w architekturze instytucjonalnej UE. Chociaż Bartosz Telejko („Rz" z 22 marca br.) w elegancki sposób próbuje doszukać się zawartego w tytule swojego artykułu „europejskiego wymiaru planu Morawieckiego", to z jego tekstu wynika, że chodzi niestety o wymiar brakujący. Nawet jeśli strategia nie jest jawnie antyeuropejska, to na pewno jest aeuropejska, a przecież powinna być istotnym, zauważalnym wkładem rządu w rozpoczętą unijną dyskusję nad przyszłością Europy i mechanizmów integracji gospodarczej. Równie symptomatyczne jest to, że w okresie, gdy dyskusja ta nabiera rozmachu, organy NBP podejmują decyzję o likwidacji Biura Integracji ze Strefą Euro.

Dlaczego tak ważne jest, aby dyskusja nad euro w Polsce po raz kolejny nie zamarła? Przede wszystkim dlatego, że przy obecnych uwarunkowaniach krajowych i międzynarodowych kwestia euro to znacznie więcej niż wąsko rozumiane ekonomiczne koszty i korzyści ze wspólnej waluty. Ten aspekt jest oczywiście dla ekonomistów tradycyjnie najważniejszy. Jest tu nadal bardzo dużo do zrobienia, aby obalić pewne mity i półprawdy, które w przeszłości spowodowały silny spadek poparcia społecznego dla członkostwa w strefie euro. Od ostatnich wyborów zdecydowanie na znaczeniu zyskał jednak bardziej ogólny aspekt polskiego członkostwa, który nie tylko dla ekonomistów jest, a w każdym razie powinien być dużo ważniejszy. Chodzi o to, że trwanie przy idei członkostwa w strefie euro jest bardzo istotnym sposobem instytucjonalnego zakotwiczenia dorobku polskiej prorynkowej transformacji i ochronienia go przed erozją w imię „dobrej zmiany".

Zostajemy w UE?

Na tę nową istotną funkcję wyraźnie deklarowanego zamiaru członkostwa wskazywałem już znacznie wcześniej (m.in. w „Rz" z 18 maja 2015 r.). Do tych dwu płaszczyzn dyskusji o korzyściach z euro dochodzi w ostatnich tygodniach trzecia, która obecnie jest najważniejsza. Uważam mianowicie, że rzetelna dyskusja nad przystąpieniem do strefy euro staje się ważnym sposobem na ograniczenie ryzyka wyprowadzenia Polski z Unii Europejskiej. Zmuszenie obecnej władzy do dyskusji na ten temat pozwoliłoby przetestować wiarygodność jej intencji pozostania w Unii i tym samym przekonać się, czy „odpowiedzialny rozwój", do jakiego próbuje nas namówić Mateusz Morawiecki, to rozwój w ramach UE czy poza nią.

Na podstawie oficjalnych deklaracji i nieoficjalnych wypowiedzi, z których wyłania się pewien ogólny sposób rozumienia doktryny „dobrej zmiany", oraz na podstawie dotychczasowego przebiegu jej wprowadzania w życie można sformułować ocenę, że członkostwo w UE jest dla obecnej władzy zdecydowanie bardziej barierą niż dźwignią dla realizacji celów politycznych i gospodarczych. Jako ekonomiści członkostwa Polski w UE musimy więc strzec przede wszystkim dlatego, że tylko w ten sposób możemy obronić przed erozją całkiem dobrze funkcjonujący model gospodarki rynkowej. Rozmontowywanie polskiego modelu kapitalizmu, które i tak już dokonuje się w wyniku „dobrej zmiany", znajduje ogólny wyraz przede wszystkim w rosnącej etatyzacji gospodarki. Przybiera ona postać następujących niebezpiecznych dla gospodarki procesów: a) upolityczniania instytucji publicznych i podejmowanych przez nie decyzji ekonomicznych; b) budowania struktur kapitałowych dających uprzywilejowaną i coraz bardziej dominującą pozycję spółkom Skarbu Państwa; c) zwiększania roli decyzji uznaniowych kosztem jasno określonych i stabilnych reguł; d) coraz większej arbitralności w selekcjonowaniu podmiotów objętych wsparciem; e) rosnącego oportunizmu podmiotów sektora prywatnego kosztem zachowań przedsiębiorczych; f) wprowadzania do społecznego obiegu narracji zniekształcających lub pomijających wyniki badań ekonomicznych. Procesy te popychają Polskę stopniowo w stronę modelu kapitalizmu państwowego, zwiększając po drodze prawdopodobieństwo naruszania przez państwo prywatnych praw własności oraz destabilizacji finansów publicznych. Osłabianie więzi z UE jest równoznaczne z przyspieszeniem tych procesów i w konsekwencji z dalszym umocnieniem skłonności do przerzucania przez władze odpowiedzialności za niekorzystne skutki własnych decyzji na Unię. Taki propagandowy zabieg może zyskiwać akceptację społeczną wraz ze spadkiem napływających środków unijnych i stworzyć klimat dla otwartego mówienia o celowości wyprowadzenia Polski z UE.

Mity konwersji

Tradycyjnie nagłaśniane koszty przystąpienia do strefy euro w postaci np. nie w pełni trafnego ustalenia kursu konwersji złotego czy przejściowo nieznacznie wyższej inflacji są oczywiście innego rzędu wielkości niż długookresowe, skumulowane koszty erozji modelu kapitalizmu w postaci trwale niższego tempa wzrostu. To jednak te pierwsze obawy są ciągle silnie obecne w świadomości społecznej, podczas gdy zagrożenia naprawdę ważne na razie są ignorowane lub niedoceniane. Powinnością ekonomistów jest więc uzmysławianie odmiennej wagi poszczególnych zagrożeń oraz ostrzeganie przed skumulowanymi, przesuniętymi w czasie negatywnymi skutkami pozornie niepowiązanych ze sobą zjawisk i decyzji. W ostatnich latach zwolennicy przystąpienia Polski do strefy euro znaleźli się w wyraźnej mniejszości i w wyraźnej defensywie. Teraz, gdy ryzyko wyprowadzenie Polski z Unii staje się realne, pojawia się szansa intelektualnego przygotowania przedpola i przejścia do ofensywy.

O co się bić?

Jest wiele nowych argumentów na rzecz euro, które trzeba społeczeństwu przybliżyć. Po pierwsze, są korzystne doświadczenia krajów postkomunistycznych, które zdecydowały się przystąpić do strefy euro. Po drugie, od kilku lat w strefie euro przeprowadzane są zmiany korygujące słabości jej architektury instytucjonalnej. Po trzecie, nowe wyniki badań (np. książka Martina Sandbu „Europe's Orphan. The Future of the Euro and the Politics of Debt") coraz wyraźniej pokazują, że rola błędów w polityce poszczególnych krajów była większa niż defektów instytucjonalnych całej strefy. Jest też coraz więcej dowodów, że w kryzysie strefy euro duże znaczenie miały bardziej ogólne słabości systemu finansowego, leżące u podstaw kryzysu światowego. O znaczeniu tych głębszych, globalnych przyczyn świadczy pośrednio umacniające się obecnie ożywienie w gospodarce światowej, które obejmuje również kraje strefy euro. Nadmierne obwinianie wspólnej waluty stało się wygodnym zabiegiem propagandowym, a przecież przez najpoważniejsze kryzysy i cykle hiperinflacyjne przechodziły w drugiej połowie XX w. kraje takie jak Argentyna, które dysponowały własną walutą i suwerennością w polityce ekonomicznej.

Polska jako kraj i polska gospodarka znalazły się na ostrym historycznym zakręcie. Dlatego bardzo cieszy, że powagę sytuacji dostrzegł prof. Grzegorz Kołodko i znacząco przyczynił się do reanimowania dyskusji o euro. Cieszy też rosnące zaangażowanie prof. Stanisława Gomułki, chociaż w jego i prezesa Marka Goliszewskiego publicznym „apelu" („Rz" z 14 marca br.) chciałoby się znaleźć więcej merytorycznych argumentów. Niezwykle ważne jest to, aby w dyskusję i proces edukacji włączyli się inni czołowi ekonomiści o dużej sile medialnego oddziaływania – prof. Leszek Balcerowicz, prof. Marek Belka, prof. Witold Orłowski, prof. Jerzy Hausner, by wymienić najważniejszych. W ostatnich kilku latach wypowiedzi czołowych polskich ekonomistów na temat euro były raczej ostrożne i lakoniczne (oprócz przede wszystkim prof. Dariusza Rosatiego i min. Andrzeja Olechowskiego). Dominowały w nich dwa wygodne i bezpieczne, ale intelektualnie rozczarowujące przekazy: a) „niech najpierw strefa euro się zreformuje, a potem ocenimy, czy warto do niej przystąpić" i b) „musimy najpierw zrestrukturyzować gospodarkę, aby lepiej przygotować się do trudniejszych warunków konkurencji". Wielu ekonomistów, mających ku temu bardzo dobre merytoryczne przygotowanie, zamilkło lub zajęło się innymi sprawami. Nadszedł czas, by wyjść poza te schematy i pogłębić oraz wyostrzyć argumentację, dostosowując ją do skali obecnych zagrożeń. Szkoda natomiast, że prezes PTE prof. Elżbieta Mączyńska, zapytana o to wprost, nie widzi potrzeby zwołania nadzwyczajnego Kongresu Ekonomistów Polskich. Należy mieć nadzieję, że zanim zostanie zwołany regularny Kongres, wcześniej pojawią się inne ważne inicjatywy konferencyjne, których rezultaty zdecydowanie zmniejszą ryzyko Polexitu. ©?

Profesor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, były członek Rady Polityki Pieniężnej

Dyskusja ta jest bardzo potrzebna niezależnie od tego, czy i kiedy Polska do strefy euro przystąpi. Potrzebna przede wszystkim dlatego, że coraz ostrzejszy staje się dylemat: wejście do strefy euro czy wyjście z Unii Europejskiej.

Na ożywienie dyskusji wpłynął najpierw wynik referendum w sprawie Brexitu, a w ostatnim czasie deklaracje przywódców głównych krajów strefy euro sugerujące pójście UE w kierunku integracji dwu prędkości. Za dodatkowy, nowy impuls można uznać wywiad z prezesem Jarosławem Kaczyńskim („Rz" z 15 marca br.), który prawdopodobnie po raz pierwszy sięgnął w tak wyraźny sposób po argumenty ekonomiczne, by uzasadnić swoją niechęć do członkostwa Polski w strefie euro. Należy być wdzięcznym, że Kaczyński nie skonsultował treści swojej wypowiedzi z ekspertami PiS lub że taki był wynik konsultacji, ponieważ dzięki temu stało się jeszcze bardziej jasne, jak nikła jest wśród osób rządzących Polską wiedza na ten tak ważny temat. Na szczęście ze wsparciem dydaktycznym pospieszył Andrzej Olechowski („Rz" z 22 marca br.), który bardzo trafnie i lapidarnie wykazał błędy w argumentacji Kaczyńskiego. Niemniej jednak każdemu z użytych przez prezesa PiS argumentów trzeba by poświęcić osobny krytyczny artykuł. Na przykład na podstawie literatury teoretycznej i empirycznej można wskazać co najmniej dziesięć zastrzeżeń wobec twierdzenia, że pozostając poza strefą euro, możemy prowadzić autonomiczną politykę kursową. Dobrze by było, gdyby edukacyjną rolę w kwestii euro odegrali koledzy ekonomiści, którzy w minionych latach z tej problematyki się doktoryzowali, habilitowali, a nawet otrzymali tytuł profesora.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację