Anna Słojewska z Brukseli
Jacek Saryusz-Wolski nie ma szans na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej. Ale wrzutka PiS zapowiada emocje na unijnym szczycie.
Już za osiem dni szczyt UE, który ma zatwierdzić kandydaturę Donalda Tuska na drugą kadencję na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej. Polak ma poparcie większości państw UE, a sprzeciwu nie widać nigdzie, poza Warszawą. Od kilku miesięcy Jarosław Kaczyński powtarza, że Polska nie poprze Tuska, a premier Beata Szydło wstrzymuje się z ostateczną opinią. W Brukseli panowało do tej pory przekonanie, że oznacza to milczący sprzeciw rządu PiS wobec Tuska, który jednak nie storpeduje jego kandydatury. Bo przewodniczący Rady Europejskiej wybierany jest większością głosów. Oczywiście dziwaczne jest, że własny kraj nie popiera kandydata (tak jakby miało zastęp Polaków na innych ważnych stanowiskach w UE).
Tak samo dziwaczne jest mianowanie osoby na to stanowisko bez konsensusu i wbrew woli kraju, z którego kandydat pochodzi. Ale mamy do czynienia z Polską, która jest uznawana teraz w UE za problem, więc dobre relacje z jej rządem nie są priorytetem. Wyraźnie było widać wolę większości, żeby to zrobić. Trochę na złość PiS, ale też z przekonania, że Tusk jest dobrym kandydatem. I nie ma sensu szukać nowego, skoro ten się nauczył swojego zajęcia. Wszystko jednak przy założeniu, że sprzeciw Polski będzie milczący. Były na to szanse, bo właściwie rząd nigdy nie powiedział, że oficjalnie Tuska zablokuje. Dla wszystkich byłoby to wygodne. Warszawa miałaby narrację na użytek wewnętrzny, że Tuska nie chciała, ale większość była za. A reszta UE miałaby spokój i mogła zająć się innymi problemami niż szukanie następcy Tuska.
Teraz jednak sytuacja się zmieniła. PiS zorientował się prawdopodobnie, że w Polsce jego opór wobec Tuska jest odbierany jako akcja samobójcza, skoro zamiast niego przewodniczącym RE miałby zostać mityczny „socjalista z Południa Europy". Wynalazł więc Jacka Saryusza-Wolskiego, eurodeputowanego PO, i jego kandydaturę oficjalnie ma zgłosić. Nieważne, że europoseł z łódzkiego jest bez szans: nigdy nie był premierem, ani prezydentem, a to niepisany warunek przy nominacji na to stanowisko. Bo Rada Europejska to gremium szefów państw i rządów, ich szefem musi być więc jeden z nich. Ważne, że w Polsce można pokazać, że PiS jest konstruktywny. I gotów jest nawet zaproponować za Tuska innego polityka PO, gdyby pojawiły się argumenty, że szefem Rady ma być chadek.