Czas na spokój

Korona Kielce ma nowego właściciela Dietera Burdenskiego i dalekosiężne plany. Na dobry początek zwalnia trenera, który osiągnął z drużyną wynik ponad stan.

Publikacja: 28.05.2017 22:00

17 kwietnia Korona grała z Legią w Warszawie. Mecz zakończył się bezbramkowym remisem.

17 kwietnia Korona grała z Legią w Warszawie. Mecz zakończył się bezbramkowym remisem.

Foto: Rzeczpospolita, Grzegorz Rutkowski

Nie wiadomo, jaka przyszłość czeka klub pod rządami nowego właściciela. Wiadomo, że będzie rewolucja i że od dawna w Koronie źle się działo.

Wszyscy tęsknią za czasami, kiedy były w tym klubie i pieniądze, i wyniki. Od tego czasu pojawiali się kolejni superbohaterowie, którzy mieli uratować Koronę, ale ich misje kończyły się fiaskiem, a magiczne moce się rozwiewały. Teraz ma być inaczej.

Klub za złotówkę

Dawno, dawno temu w Koronie Kielce był potężny inwestor i wszyscy żyli szczęśliwie. Krzysztof Klicki, jeden z największych biznesmenów w województwie świętokrzyskim, właściciel firmy Kolporter, zrobił z Korony klub szanowany w Polsce. Tylko że przyszedł zły pan prokurator i dobre zakończenie diabli wzięli, a od tego czasu zaczęły się dziać dziwne rzeczy.

Kielce jako pierwsze miasto w Polsce wybudowały nowoczesny stadion i nic dziwnego, że nawet piłkarze Legii, Lecha czy Wisły mogli Koronie tego obiektu pozazdrościć. Niewiele brakowało, a klub zagrałby w europejskich pucharach: w 2006 roku zajął w ekstraklasie piąte miejsce, rok później dotarł do finału Pucharu Polski, a jeszcze w następnym sezonie Korona skończyła rozgrywki na szóstej pozycji w tabeli.

I wtedy wyszło na jaw, że piłkarze, trenerzy i działacze wiele meczów kupili, a Krzysztof Klicki wycofał się, sprzedając miastu klub za symboliczną złotówkę.

Od tego czasu historia Korony naznaczona była walkami o pieniądze na kolejnych sesjach Rady Miasta. Co jakiś czas radni zapowiadali, że „to już ostatni raz", a potem podnosili rękę za tym, żeby przelać Koronie kolejną transzę, bo kto by chciał zostać naznaczony jako współodpowiedzialny za upadek klubu.

Równolegle odbywały się rozpaczliwe poszukiwania inwestora, który zechciałby wziąć na siebie odpowiedzialność za klub.

Znikający inwestorzy

Kolejni biznesmeni pojawiali się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki: blisko był podobno Andrzej Grajewski, była niemiecka agencja menedżerska, która miała zrobić z Korony okno wystawowe dla swoich młodych piłkarzy. Był jakiś człowiek w dżinsowej kurtce, który miał doprowadzić do zawarcia transakcji z poważnymi biznesmenami nie wiadomo skąd i nie odpowiadał na żadne pytania podczas konferencji prasowej. Potem zniknął.

W pewnym momencie na horyzoncie pojawił się też Jakub Meresiński (ten sam, który potem nabył Wisłę Kraków), ale jakieś dobre wróżki nie doprowadziły do sfinalizowania transakcji.

Prezes Marek Paprocki zorganizował specjalne spotkanie, na którym radni mogli szczegółowo pytać o wdrażany program naprawczy, o strukturę wydatków w klubie, ale żadnych konkretnych wniosków po tej dyskusji nie było.

Najgłośniej zrobiło się o inwestorach z Senegalu, którzy nagle zainteresowali się Koroną, a władze miasta cieszyły się, że klub zyska kilkanaście milionów kibiców w afrykańskim kraju. Biznesmeni z Senegalu (podobno bardzo ważni ludzie) przyjechali do Kielc, dogadali się w sprawie ceny, a potem nie przelali pieniędzy, więc do przejęcia klubu nie doszło.

Jakby mało było kłopotów, doszło jeszcze do konfliktu władz klubu z najbardziej zagorzałymi kibicami, którzy pod koniec poprzedniego sezonu nie prowadzili zorganizowanego dopingu. Klub nie zgodził się na jeden z transparentów, kibice rzucili na boisko race, posypały się zakazy stadionowe – i nieszczęście gotowe.

Karuzela trenerów

Niespokojnie bywało też, jak powiedziano by kiedyś, na odcinku sportowym. Trener Leszek Ojrzyński w 2012 roku wywalczył z Koroną piąte miejsce, a na początku sezonu 2013/2014 został zwolniony.

Protestowali piłkarze, protestowali kibice. Nic z tego – a jednym z powodów rozstania z Ojrzyńskim była podobno fatalna passa w spotkaniach wyjazdowych.

Od kilku sezonów Korona do ostatnich chwil walczyła o utrzymanie, a kiedy trener Marcin Brosz zdołał zająć w poprzednich rozgrywkach 11. miejsce, wiele osób uznało to za sukces, tylko że po sezonie szkoleniowiec rozstał się z klubem.

O co poszło? Podobno o wizję budowania drużyny. Brosz chciał wzmocnienia składu i szansy walki o europejskie puchary. Prezesi uważali, że Korony na to nie stać. Postawili na debiutanta Tomasza Wilmana, a kiedy drużyna wpadła w poważne kłopoty, zatrudniono Macieja Bartoszka, który dla Kielc porzucił walczącą o awans do ekstraklasy Chojniczankę.

Nowa nadzieja

I tutaj na scenę wkracza Dieter Burdenski. Wydawało się, że Korona wreszcie zyskała właściciela z prawdziwego zdarzenia, który wie, o co chodzi w futbolu, ma pieniądze i pomysł na zarządzanie klubem.

Burdenski to w przeszłości świetny bramkarz, który dla Werderu Brema rozegrał ponad 400 spotkań i wystąpił kilkanaście razy w reprezentacji RFN. Tacy ludzie w polskim futbolu to ciągle rzadkość.

Większościowy pakiet udziałów (72 proc.) nabył od miasta za prawie 3,68 mln zł płatne w trzech ratach i z tych zobowiązań się wywiązał.

Zapewnił sobie również, że miasto przez kolejnych pięć lat będzie wykupywało reklamę w spółce Korona Kielce SA o wartości 2,5 mln zł rocznie, a jeśli klub nie dostałby licencji na grę w ekstraklasie w sezonie 2017/2018 (wyjątkiem są okoliczności w całości zawinione przez nabywcę), to Burdenski miałby prawo do odstąpienia od umowy jego kupna.

Wszystko wydawało się być na najlepszej drodze do naprawy sytuacji klubu, tylko że niedługo później okazało się, iż trener Bartoszek odejdzie z Korony po zakończeniu sezonu, bez względu na wyniki.Decyzja jest o tyle dziwna, że jest to szkoleniowiec, który wprowadził drużynę do grupy mistrzowskiej (po raz pierwszy, od kiedy obowiązuje ten system). Prezes Krzysztof Zając przyznał, że los Bartoszka był przesądzony już w momencie przejmowania klubu przez nowego właściciela.

Motywy tej decyzji tłumaczył sam Burdenski. Według niego awans do grupy mistrzowskiej został osiągnięty dzięki wielkiemu szczęściu (porażka w decydującym spotkaniu i korzystne wyniki na innych stadionach), a Korona gra fatalnie na wyjazdach (najgorzej w lidze).

Znów pojawił się dobrze znany w Kielcach motyw, według którego kibice są wdzięczni trenerowi za pracę, piłkarze mają z nim dobry kontakt, ale przygoda się kończy. Takie jest prawo właściciela, że wybiera trenera według własnego uznania i buduje klub według własnego pomysłu, a podobno koncepcja Bartoszka różniła się od tej Burdenskiego.

Prezes Zając ogłosił tę decyzję na konferencji prasowej i przyznał, iż od początku wiedział, że tak się stanie, chociaż Bartoszek miał zapis w kontrakcie o automatycznym przedłużeniu umowy w przypadku awansu do grupy mistrzowskiej. Dodał też, że nie widzi w tej decyzji logiki, ale takie ustalenia miały zapaść na etapie negocjacji w sprawie przejmowania klubu.

W mediach podawano kandydatury szkoleniowców z rynku niemieckiego, a na giełdzie nazwisk pojawiali się Holger Stanislawski i Thomas von Heesen (nazwisko miało zostać podane po meczu ligowym z Legią w 36. kolejce).

Wiadomo też, że od przyszłego sezonu nie będzie drużyny rezerw (granie w IV lidze niewiele daje młodym piłkarzom), a za koordynację pracy najstarszych drużyn juniorskich odpowiedzialny będzie niemiecki trener.

Pojawiły się również informacje, że skład ma zostać oparty na młodych niemieckich zawodnikach, ale prezes Zając zapowiedział też, że ma być rozwijana sieć skautingu, aby wyłapywać wszystkich najzdolniejszych piłkarzy z regionu.

Przyszłość pokaże, która koncepcja zwycięży i czy wyjdzie to klubowi na dobre. Ciekawie w Koronie już było, oby teraz było spokojnie.

Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego