Wolni od czasu w nieoczywistym miejscu

Podlasie Slow Fest to okazja do przewietrzenia głowy – mówi Roman Gutek, pomysłodawca i organizator nowego festiwalu, który zakończył się właśnie w Supraślu.

Publikacja: 18.09.2017 21:00

Wolni od czasu w nieoczywistym miejscu

Foto: Rzeczpospolita/Marcin Łobaczewski

Rz: Czy pański Podlasie Slow Fest to odpowiedź na potrzeby rynku czy wyraz osobistego nastroju?

Roman Gutek: To raczej osobista potrzeba, żeby zaproponować wydarzenie, które różniłoby się od tego, co dominuje na co dzień. Potrzeba obcowania ze sztuką w fajnych okolicznościach natury. Żeby mieć czas na kontakt z dziełem, na refleksję, rozmowę z twórcą, ze sobą... Może to bierze się też z mojego wieku, mam prawie sześćdziesiątkę na karku i czuję, że wiele tracę. Uciekam od festiwalomanii, dużej liczby wydarzeń, intensywności. Jeżdżę przecież na duże festiwale (chociaż po raz pierwszy od 24 lat nie byłem w Cannes), sam też je organizuję. Po kilku dniach na Nowych Horyzontach (we Wrocławiu – red.), wydaje się, że jesteśmy tam od miesiąca – właśnie z powodu tej intensywności. Rozmowy z twórcą trzeba czasem przerywać w najciekawszym momencie, bo zaczyna się następny seans. Tu, jeśli widzowie chcą po filmie gadać godzinę, niech sobie gadają. A jak chce się coś przemyśleć, zachować w sobie, można wyjść i za parę minut jest się w lesie albo na łące. To ma być miejsce do przewietrzenia głowy. Przez „slow" rozumiem otwartość, niespieszność w obcowaniu ze sztuką.

Nowe Horyzonty stały się mniej kochanym dzieckiem?

Nie. Szukam miejsca dla siebie, uciekam od rutyny. Moja firma dystrybucyjna, Gutek Film, istnieje dwadzieścia parę lat, toczy się praktycznie beze mnie. Chociaż mam co robić – w ubiegłych latach byłem zaangażowany w Europejską Stolicę Kultury we Wrocławiu, za nami Nowe Horyzonty, za chwilę rozpocznie się American Film Festival.

Czy podejścia slow trzeba się nauczyć? Żeby wytrwać na trzyczęściowym dokumencie Niemki Ulrike Ottinger „Cień Chamissa" – łącznie blisko 12 godzin?

To akurat bardzo atrakcyjny film, w sensie poznawczym i formalnym. Dziś bardzo cenimy czas, wszystko mamy wyliczone, nie jesteśmy otwarci. Kiedyś czekało się na filmy, teraz są gwiazdki w internecie i pięciozdaniowe opisy, które odzierają wszystko z tajemnicy. Może jestem oldskulowy i chcę, żeby to miejsce też było trochę starodawne... Sam mam tu wielką frajdę, bo teraz wolę filmy, w których nie ma muzyki, jest mało dialogu – mam czas na wyciszenie, bycie z filmem, z twórcą. Ale wiem, że nie każdy dotrwa do końca – trzeba chcieć się poddać, nie trzymać się kurczowo czasu. Mamy tu zresztą kategorię filmów o czasie.

Filmy to tylko część oferty festiwalu.

Film nie był najważniejszy, chociaż ważny, bo slow cinema to ważny nurt w kinie. Od tak skrajnych reżyserów, jak James Benning, który w jednym ujęciu, w czasie rzeczywistym, pokazuje przejście dnia w noc („Zmierzch"), przez Filipińczyka Lava Diaza nagrodzonego Złotym Lwem w Wenecji za piękną „Kobietę, która odeszła" (cztery godziny, jak na niego nie jest źle), po Andrieja Tarkowskiego, którego może nie wszyscy zaliczą do tego nurtu, ale jego filmy też wymagają skupienia, medytacji. My do tego wszystkiego dołożyliśmy jeszcze teatr, muzykę, literaturę i dodatkowo kulinaria. Nasze propozycje – np. kolacja inspirowana filmem „Uczta Babette", czy kolacja ziołowa – cieszyły się dużym powodzeniem. Okazało się też, że ludzie potrzebują warsztatów – mieliśmy np. jogę, fotografię kulinarną, pisanie ikon, śpiew biały – te bilety też zniknęły bardzo szybko, chociaż nie były tanie.

Dlaczego w Supraślu?

Co roku jeździmy na sylwestra do małych miejscowości – 2,5 roku temu trafiliśmy tutaj. To nie był mój pierwszy pobyt w Supraślu, ale wtedy się narodził ten pomysł. Objechałem całe Podlasie, Mazury, Dolny Śląsk i wybrałem to miejsce bardzo świadomie, bo to miejsce nieoczywiste. W małych miejscowościach brakuje oferty kulturalnej. Chciałbym zbudować miejsce festiwalowe, ale z całoroczną działalnością, także komercyjną. Nieduża sala koncertowa, kino, przestrzeń wystawiennicza, może sala do tańca współczesnego, restauracja, kawiarnia, aparthotel dla 50–60 osób... wierzę, że dałoby się to utrzymać. Przyglądam się podobnym instytucjom zagranicznym.

Skąd przyjeżdżali goście festiwalu?

Z dużych miast. Stąd bardzo mało, Białystok też zawiódł. Średnia frekwencja to 50 procent – dla mnie to jest OK (przez dwa miesiące Podlasie Slow Fest odwiedziło ponad 12 tysięcy osób – red.). Celowo nie robimy tradycyjnej reklamy, ale w naszych kinach plansze festiwalu zobaczyło około 100 tysięcy osób, do 50 tysięcy rozesłaliśmy newsletter. To nieprawda, że festiwalu nie widać – bo jeśli na wykłady o szeptuchach przyjeżdża z Polski 70–80 osób...

Czyli będzie dalszy ciąg?

Niełatwo znaleźć fundusze, władze miasta chyba nie do końca wiedzą, co tu się dzieje – dostaliśmy obiekty, ale nie dostaliśmy pomocy finansowej. Nie udało się podzielić kosztami dodatkowego PKS do Białegostoku, bo ostatni regularny odjeżdża o 23. W końcu sprowadzamy tutaj ludzi, a część z nich będzie chciała posiedzieć dłużej z artystami, pogadać. Finansuję to częściowo z pieniędzy Gutek Film, parę groszy dokłada Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, urząd marszałkowski późno się zdecydował, ale też dołożył jedną czwartą, mamy sponsora, no i całkiem przyzwoite wpływy.

Ma pan plan?

Nie chciałbym zadeptać tego miasteczka, więc może trzeba pójść w rzeczy trudniejsze, niszowe, awangardowe. Teraz repertuar jest dosyć wyrafinowany, chociaż nie jesteśmy pod tym względem radykalni – nie wiem, może trzeba. Czuję, że muszę się określić, bo teraz troszkę skaczemy, a jestem w takim momencie, że żal mi czasu. Może festiwal powinien trwać miesiąc a nie 2,5 miesiąca? Może trzeba budować społeczność poprzez crowdfunding, skorzystać z unijnego programu Creative Europe, nawiązać współpracę z podobnymi imprezami na świecie... Nie czuję przymusu, mam to szczęście, że mogę decydować.

CV

Roman Gutek twórca i były dyrektor Warszawskiego Festiwalu Filmowego, były dyrektor programowy Festiwalu Filmowego i Artystycznego Lato Filmów w Kazimierzu Dolnym, organizator Festiwalu Nowe Horyzonty (od 2006 roku we Wrocławiu) oraz American Film Festival, który od 2010 roku również odbywa się we Wrocławiu. Założyciel Gutek Film – firmy dystrybucyjnej, która prowadzi także warszawskie kino Muranów. Prezes Stowarzyszenia Nowe Horyzonty, które obok działalności festiwalowej i edukacyjnej prowadzi wrocławskie kino Helios. Pomysłodawca Podlasie Slow Fest – pierwsza edycja odbyła się w Supraślu od 1 lipca do 15 września tego roku.

Rz: Czy pański Podlasie Slow Fest to odpowiedź na potrzeby rynku czy wyraz osobistego nastroju?

Roman Gutek: To raczej osobista potrzeba, żeby zaproponować wydarzenie, które różniłoby się od tego, co dominuje na co dzień. Potrzeba obcowania ze sztuką w fajnych okolicznościach natury. Żeby mieć czas na kontakt z dziełem, na refleksję, rozmowę z twórcą, ze sobą... Może to bierze się też z mojego wieku, mam prawie sześćdziesiątkę na karku i czuję, że wiele tracę. Uciekam od festiwalomanii, dużej liczby wydarzeń, intensywności. Jeżdżę przecież na duże festiwale (chociaż po raz pierwszy od 24 lat nie byłem w Cannes), sam też je organizuję. Po kilku dniach na Nowych Horyzontach (we Wrocławiu – red.), wydaje się, że jesteśmy tam od miesiąca – właśnie z powodu tej intensywności. Rozmowy z twórcą trzeba czasem przerywać w najciekawszym momencie, bo zaczyna się następny seans. Tu, jeśli widzowie chcą po filmie gadać godzinę, niech sobie gadają. A jak chce się coś przemyśleć, zachować w sobie, można wyjść i za parę minut jest się w lesie albo na łące. To ma być miejsce do przewietrzenia głowy. Przez „slow" rozumiem otwartość, niespieszność w obcowaniu ze sztuką.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego