Rz: Jak wygląda Podlasie okiem kucharza?
Karol Okrasa: Mam wrażenie, że to taki dziewiczy region. Nieskażony pędem ludzi, którzy zachwycają się szybko mijającymi modami, a potem budzą się z przekonaniem, że nic nie mamy. Tam ludzie szczególnie sobie cenią dobro kulturowe wyrażane przez kuchnię. Te potrawy często przetrwały w formie niezmienionej, kuchnia ma wiele sąsiedzkich naleciałości, z Rosji czy Białorusi. To tygiel kulturowy, który pachnie też tatarskimi klimatami.
Czy są tu dania, których nie znajdziemy gdzie indziej?
Zacznę nietypowo, bo od deserów, ale Podlasie i Suwalszczyzna to źródło najlepszego sękacza pieczonego na otwartym ogniu. Trafia do niego nawet kilkadziesiąt jaj na kilogram mąki. Mniej znane jest ciasto mrowisko, rodzaj chrustu ułożonego na stos, polanego karmelem i posypanego makiem.
Trzeba koniecznie spróbować prawdziwej kiszki ziemniaczanej ze skwarkami lub babki ziemniaczanej. Kobiety prześcigają się w przepisach, jedna zaparza ciasto mlekiem, inna robi je z dodatkiem mąki, ale obowiązkowo zawsze – słoninka. Tam ludzie cieszący się życiem wiedzą, że porządna babka ziemniaczana bez słoniny nie istnieje, choćby najlepszy dietetyk w kraju przekonywał, że jest inaczej. Zapomniałbym o kartaczach, zwanych czasem cepelinami. One tam są do dziś w niezmienionej formie, duże, okraszone, cieknące tłuszczykiem. Mam wrażenie, że ludzie na Podlasiu są do dziś wierni zasadzie, że dobra kuchnia wymaga dobrej jakości produktów, podobnie jak kuchnia włoska czy hiszpańska. A tu te produkty są na wyciągnięcie ręki. Są też wspaniałe sery z okolic Hajnówki i Białowieży.