Działacze bronią się, że nikt w klubie nawet nie dopuszcza do siebie myśli, że drużyna nie awansuje w tym sezonie do II ligi, a wtedy latem nikt nie będzie pamiętał o remisie w Wikielcu czy porażce w Sulejówku.
Ale fani stracili już cierpliwość i przestają wierzyć, że Franciszek Smuda wie, co robi. Po meczu w Wikielcu o mało nie doszło do rękoczynów między rozgoryczonymi kibicami a piłkarzami. Pod koniec rundy atmosfera na trybunach była naprawdę gorąca, gracze nasłuchali się bardzo ostrych słów i żegnani byli głównie gwizdami.
– Czasami tym kibicom się nie dziwię – mówi „Rzeczpospolitej" trener Smuda, który objął drużynę na początku sezonu. – Ale to nie wina zawodników, że nie mamy jeszcze takiego składu, żebyśmy wszystkich mogli ogrywać tak, jak chcemy. Kibice wyobrażają sobie, że to będzie taka drużyna, jaką mieli 20 lat temu a takiej drużyny na razie nie ma. Po to jednak przyszedłem do Widzewa, żeby ją zbudować – obiecuje były selekcjoner reprezentacji Polski.
– Łódzcy fani mają wielki głód dobrej piłki. Przez wiele lat byli przyzwyczajeni do gry w ekstraklasie, pucharach europejskich, do walki o mistrzostwo. Nie mogą zrozumieć, dlaczego ich kochany Widzew remisuje w Wikielcu. Ale gdy tylko ta drużyna będzie awansować, to kibice zaczną inaczej podchodzić do naszej pracy. Rozumiem ich strach, że na kolejny rok klub może zostać w III lidze. I stąd ta agresja – dodaje Smuda.