„Ziemia obiecana” to zdecydowanie najlepszy filmowy obraz „polskiego Manchesteru”, a także świetny zapis ducha dziejów. Film idealnie ilustruje blaski i cienie rodzącego się na ziemiach polskich dziewiętnastowiecznego kapitalizmu oraz wiążących się z tym przemian społecznych, w tym ostatecznej erozji szlacheckiego etosu. Łódź pełni tu również niepoślednią rolę lustra nowoczesności. To odbicie, w którym drapieżne, a zarazem pasjonujące miasto staje się alegorią dla całego, będącego jeszcze pod zaborami, kraju. Taki dwoisty charakter najlepiej oddaje jeden z wielu słynnych filmowych dialogów, w którym przywołany już Trawiński w rozmowie ze starym Żydem Dawidem Halpernem (wielka drugoplanowa rola Włodzimierza Boruńskiego) mówi, że „takiego złodziejskiego miasta nie ma drugiego w Europie”, po czym słyszy odpowiedź: „Mnie chodzi o co innego, ja chcę, żeby stawiali domy, żeby budowali fabryki, robili ulice, urządzali komunikację, przeprowadzali drogi! Ja chcę, żeby moja Łódź rosła, żeby miała pałace wspaniałe, ogrody piękne, żeby był wielki ruch, wielki handel i wielki pieniądz.” Przez ten pryzmat przez wiele lat, także trochę i dziś, była i jest postrzegana Łódź.
Łódź gierkowskiego awansu
Zupełnie inny, bo peerelowski i zanurzony w estetyce epoki gierkowskiej, jest wizerunek Łodzi w serialu „Daleko od szosy” z 1976 roku w reżyserii Zbigniewa Chmielewskiego. Jest to telewizyjny obraz opowiadający losy człowieka z awansu – Leszka Góreckiego (w tej roli nieopierzony wtedy, a dziś świetny aktor – Krzysztof Stroiński), prostego chłopaka z podłódzkiej prowincji. To, co go wyróżnia, to ogromna determinacja i chęć wyrwania się z „zabitej dechami” wsi i zrobienia kariery. Nie chce, jak jego rodzina i koledzy, kontynuować tradycji rolniczych. Marzy o mieście – tam chce żyć i spełniać się zawodowo.
Bohater „Daleko od szosy” ze swoimi ponadprzeciętnymi aspiracjami idealnie wpisuje się w konsumpcjonistyczny czas drugiej połowy lat siedemdziesiątych. Leszek chce zostać profesjonalnym kierowcą i robi wszystko, by swój wymarzony cel zrealizować. Boryka się przy tym z piętrzącymi się niemal na każdym kroku przeszkodami – począwszy od ekspresowego nadrabiania braków w edukacji, a kończąc na pokonywaniu codziennie ogromnych odległości pekaesem. Bohater przeprowadza się wprawdzie na Śląsk, ale później na stałe osiada w Łodzi. Pomaga mu w tym Anka (Irena Szewczyk), córka dentystki mieszkająca w Łodzi i studiująca tu biologię. Na początku tylko się przyjaźnią, ale dość szybko i naturalnie uczucie przeradza się w miłość. Kolejną komplikacją na drodze Leszka do „sukcesu i szczęścia” jest przepaść intelektualna między zakochanymi. Na przekór wszystkiemu i wszystkim (wielkomiejskie środowisko znajomych Anki wyśmiewa się z aspirującego do lepszego życia chłopka z prowincji) biorą ślub.
Miasto na każdym kroku towarzyszy bohaterom. Każdy z „łódzkich” odcinków (4-7) rozpoczynał się swoistą panoramą – widokiem na nowoczesną metropolię oferującą dostatnie i ustabilizowane życie. Niełatwo wyliczyć wszystkie łódzkie obiekty, które oglądamy w „Daleko od szosy”. Na ekranie najczęściej pojawia się Dworzec Kaliski, Wydział Biologii i Chemii Uniwersytetu Łódzkiego (tam uczy się Anka), Muzeum Sztuki przy ul. Więckowskiego, Plac Wolności, ul. Piotrkowska, Plac Niepodległości, Plac Dąbrowskiego, a także sklep przy ul. Piotrkowskiej, gdzie później mieściła się kultowa restauracja „Esplanada”. Większość miejsc gra w serialu po prostu siebie. To jedyny w swoim rodzaju zapis kształtu miasta w szczytowej formie za czasów PRL-u.
Nie ma co ukrywać – był to czas swoistego rozkwitu i widocznej prosperity (oczywiście na kredyt, jak niemal wszystko w epoce Gierka). W połowie lat siedemdziesiątych liczba mieszkańców Łodzi lawinowo poszła w górę, a przemysł włókienniczy znakomicie współpracował z rynkami bratniego ZSRR – nic nie zapowiadało późniejszego załamania. Serial „Daleko od szosy”, w którym dość interesująco poruszano współczesny dla Polski Ludowej temat migracji ze wsi do dużych metropolii i awansu społecznego, cieszył się niekłamaną popularnością. Nie zabrakło w nim wprawdzie peerelowskiej propagandy, niemniej obraz Łodzi, chwilami wręcz kronikarsko, był zawsze pięknie uchwycony – w pełni pokazywał jej rozkwit.
Miasto upadłe
Na przeciwległym biegunie plasują się ostanie filmy, w których Łódź jest wizualną wartością samą w sobie – „Aleja gówniarzy” Piotra Szczepańskiego (2007) i „Sąsiady” Grzegorza Królikiewicza (2014). To jednak bardzo gorzkie obrazy, obnażające niepokojące – i coraz mocniej się utrwalające – społeczne trendy, które obecnie trawią miasto. Twórcy mierzą się na ekranie z wykluczeniem, dziedziczną biedą, marazmem i przerażającym drenażem łódzkich talentów, które w poszukiwaniu lepszej przyszłości są zmuszone opuszczać rodzinne miasto, najczęściej na rzecz Warszawy. Tak oto historia (także ta filmowa) zatoczyła swoiste koło – niegdyś to Leszek Górecki z „Daleko od szosy” wyruszał ze swojej wioski ku lepszemu jutru do Łodzi. Dziś, w czasach ekonomicznego kryzysu i społecznych błędów III RP, bohater Szczepańskiego szuka szczęścia już w odwrotnym kierunku. Zresztą i tak powinien się cieszyć – postaci z obrazu Królikiewicza nawet na to nie stać. Mieszkańcy jednej z łódzkich kamienic zmagają się z permanentnym brakiem perspektyw, zapomnieniem i pogardą. W zasadzie tylko wegetują.