Dzielnie od 1957 r. do 1986 r. pokonywał arcyskomplikowaną trasę z Lublina najpierw do Olsztyna, dwa lata później przedłużoną do Gdyni, mijając pod drodze Siedlce, Małkinię, Ostrołękę, Wielbark, Szczytno, z Olsztyna skręcał do Morąga, potem do Małdyt i Bogaczewa, z którego docierał do Elbląga. Stamtąd zawracał do Malborka, by przez Tczew pomknąć do Gdyni, pięciokrotnie zmieniając po drodze lokomotywę i kilkakrotnie kierunek jazdy. Był to jeden z najwolniejszych dalekobieżnych pociągów osobowych uruchamianych ówcześnie przez PKP, pokonanie trasy liczącej 604 kilometry zajmowało mu 15 godzin, a średnia prędkość, wynikająca zarówno z licznych postojów – planowanych i nieplanowanych, oraz fatalnego stanu torów, wynosiła ok. 40 km/h. Jeszcze w 1985 r. zdarzało się, że przez część trasy skład ciągnął parowóz. Na forach kolejowych można przeczytać wiele sentymentalnych wpisów poświęconych pociągowi, który „był wolny, był zatłoczony, spóźniał się w sposób nierzadko drastyczny, dzięki temu też zachował się szczególnie silnie w pamięci mieszkańców tych obszarów, przez które przejeżdżał".

„Włóczęga Północy" nie był jedynym sentymentalnym pociągiem, który majestatycznie przemieszczał się po warmińsko-mazurskich torach. Innym znamienitym przykładem włóczęgów był osobowy relacji Olsztyn–Zakopane przez Toruń, Łódź Kaliską, Kraków, który snuł się przez Polskę prawie 18 godzin. Latem jego bieg zaczynał się w Ełku, a do Olsztyna dojeżdżał przez Korsze, pokonując łącznie 949 km.

We wszystkich relacjach o kolejowych wyprawach na Mazury w latach 80. czy 90. XX w. powtarzają się opowieści o telepiących się składach, które nie mogły jeździć szybciej, bo stan torów na to nie pozwalał. Z tego też powodu stopniowo wyłączano z ruchu kolejne linie. Teraz sytuacja zaczyna się zmieniać, i na szczęście nie tylko na głównych trasach, jak ta łącząca Olsztyn ze stolicą, ale i tych o znaczeniu regionalnym i turystycznym. Plany mówią nie tylko o rewitalizacji linii, ale i przywracaniu do ruchu połączeń zamkniętych, co w istotny sposób poprawi dostępność komunikacyjną regionu.

I choć dziś miłośnicy kolei z łezką w oku wspominają przejazd zakopiańskim osobowym, który z Ełku do Olsztyna jeszcze w latach 80. XX w. jechał blisko cztery godziny, to z punktu widzenia pasażera pokonanie tej samej trasy w 1 godzinę i 47 minut, a tyle ma ona zająć po remoncie torów, będzie przesiadką z malucha do maybacha. Oby takich przesiadek było jak najwięcej.

„Wygodniej na stacjach, bezpieczniej na torach" >R4