Z krośnieńskiego lotniska w założeniu ma korzystać biznes, szkoleniowcy oraz miłośnicy latania sportowego, tych zapewne będzie najwięcej. Chociaż i instytucja powietrznych taksówek także staje się coraz bardziej popularna wśród ludzi, którym się spieszy.

Nie jest tajemnicą, że wszystkie prognozy mówią o tym, że Polacy będą latali coraz więcej. Rosną płace i maleje bezrobocie, co też dobrze rokuje. Więc z pewnością będzie przybywać osób, które w ciągu jednego dnia będą chciały przylecieć do Krosna, załatwić sprawy biznesowe i tego samego dnia wrócić do domu.

Samorząd Krosna nie ma wielkich ambicji. W lotnisko zainwestowano z rozsądkiem, bez mocarstwowego rozmachu i mrzonek o przyszłości. Nie zbudowano ponad 2-kilometrowego pasa do przyjmowania średnich boeingów czy airbusów, ale utwardzoną drogę lądowania, tańszą i w pełni wystarczającą jak na potrzeby takiego portu. Dzięki temu już w 40 minut można przebyć odległość niespełna 300 km w linii prostej dzielącej to miasto od stolicy. Podróż samochodem (347 km) trwa ponad pięć godzin.

Krosno nie ma nawet ambicji Radomia, skąd odlatują kolejne linie, które miały się rozwijać w sadkowskim porcie. Krośnieńska inwestycja kosztowała jedną trzecią tego, co port w Radomiu, gdzie plany były równie wielkie, co obecne problemy. Z Radomia jest tylko 100 kilometrów do Warszawy, skąd można polecieć po dobrych cenach praktycznie w cały świat. W Krośnie nikt nie ma zapędów międzynarodowych, ale za to powstała tutaj strefa, w której mają być produkowane lekkie i ultralekkie statki powietrzne, które gdzieś trzeba będzie testować. Pewnie się uda, bo Dolina Lotnicza jest blisko. Działa spółka, która ma znaleźć biznes i amatorów latania do korzystania z tego portu. Jest i szkoła lotnicza.

Oczywiście, jeśli wszystko pójdzie dobrze, samorząd Krosna i władze lotniska czekają kolejne inwestycje. Przyda się z pewnością system naprowadzania umożliwiający lądowanie przy najgorszej nawet pogodzie. Jak na razie sprawnie działa dobrze zaprojektowane oświetlenie, które pozwala prowadzić szkolenia nie tylko w dzień, ale i w nocy. Przyda się zapewne jeszcze jakiś mały regionalny terminal, do którego obsługi znajdzie pracę kilka osób, z czego ucieszą się pracownicy aeroklubu. To wszystko nie jest odkrywaniem Ameryki, bo w kilku rozwiniętych krajach działają już takie niewielkie porty, które ułatwiają życie mieszkańcom regionu i przyczyniają się do rozwoju lokalnej gospodarki. >R4