Porty w Szczecinie i Gdyni nabyły papiery dłużne PŻM

Największy polski amator próbuje realizować program naprawczy i szuka pieniędzy na działalność. Ma mu pomóc m.in. nowy kredyt bankowy oraz porty w Szczecinie i Gdyni.

Publikacja: 20.07.2017 22:30

Największy polski amator próbuje realizować program naprawczy i szuka pieniędzy na działalność.

Największy polski amator próbuje realizować program naprawczy i szuka pieniędzy na działalność.

Foto: Fotorzepa/Piotr Wittman

Z nieoficjalnych informacji „Rzeczpospolitej" wynika, że spółka należąca do grupy PŻM wypuściła papiery dłużne, które nabyły zarówno port w Szczecinie, jak i w Gdyni. Wszystkie firmy są kontrolowane przez państwo. Żadna ze stron nie chce jednak udzielać informacji, także nadzorujący je resort gospodarki morskiej.

– Szczegóły finansowania PŻM są objęte tajemnicą handlową i przedsiębiorstwo takich informacji nie może ujawnić – poinformowało jedynie Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej.

O szczegółach transakcji nie chcą również mówić porty. Zarówno Zarząd Morskich Portów Szczecin i Świnoujście SA, jak i Zarząd Morskiego Portu Gdynia SA to spółki także zdominowane przez Skarb Państwa.

– Zarząd Morskich Portów Szczecin i Świnoujście SA za pośrednictwem biura maklerskiego Union Investment TFI SA za część środków pieniężnych zakupił papiery wartościowe jednej ze spółek Grupy PŻM, widząc możliwość osiągnięcia większych korzyści w postaci zwiększenia przychodów spółki niż wynikające z oprocentowania środków pieniężnych zdeponowanych na lokatach bankowych. Niestety, nie możemy ujawnić szczegółów tej transakcji – poinformowała Monika Woźniak-Lewandowska z ZMPSŚ SA.

Port w Gdyni odmówił udzielenia jakichkolwiek informacji.

– Warunki zawierania przez spółkę transakcji finansowych na rynku niepublicznym stanowią tajemnicę handlową zarówno emitentów, jak i nabywców przedmiotowych instrumentów finansowych. – wyjaśnia Beata Ostrowska, kierownik działu PR.

Kwestie transakcji z PŻM to gorący temat. Szczególnie w Gdyni. Już w czerwcu poseł Tadeusz Aziewicz, odpowiedzialny za gospodarkę morską w gabinecie cieni PO, wysyłał do resortu gospodarki morskiej pytania w tej sprawie, m.in.: „Czy ktokolwiek z przedstawicieli Pańskiego resortu wywierał presję na członków organów Zarządu Morskiego Portu Gdynia S.A. mającą na celu skłonienie ich do zaangażowania zasobów finansowych tej spółki w restrukturyzację PŻM?".

Ratunek w kredycie

Armator jest w trudnej sytuacji. Wskutek bessy na rynku frachtowym od kilku lat odnotowuje straty rzędu kilkuset milionów złotych. Jego flota mocno się skurczyła i obecnie liczy 54 statki. Na przełomie lat 2016 i 2017 sytuacja stała się tak zła, że resort gospodarki morskiej wprowadził zarząd komisaryczny. Zarządcą został Paweł Brzezicki, dotychczasowy wiceminister gospodarki morskiej, który szybko ogłosił wprowadzenie programu naprawczego. Jednocześnie trwa intensywne poszukiwanie pieniędzy. Transakcje z portami to część planu finansowego. Kilkanaście dni temu Mirosław Folta, asystent zarządu komisarycznego, poinformował, że armatorowi udało się uzyskać niezwykle ważny kredyt w konsorcjum polskich banków, dzięki któremu spłacił jednego z zagranicznych wierzycieli. Sytuacja była o tyle groźna, że firmie groziła utrata dziesięciu jednostek, które były obciążone zabezpieczeniem.

– Dziesięć statków było zajętych pod ten właśnie kredyt. Było duże ryzyko, że bank je przejmie – przyznaje Krzysztof Gogol, rzecznik PŻM.

Cięcie po kosztach

W przetrwaniu firmy ma też pomóc program naprawczy. Najważniejszym i jednocześnie najtrudniejszym jego punktem jest redukcja kosztów osobowych.

– Obniżenie pensji średnio o 13 proc., cięcia socjalne, m.in. likwidacja nagród jubileuszowych, bonusów, dodatków czy też za premii. Wydłużenie rejsów, co zmniejszy liczbę kosztownych podmian – wylicza założenia Krzysztof Gogol.

Obniżanie pensji już trwa. Średnia obniżka to 13 proc., chociaż – jak mówi rzecznik – zależy to m.in. od zajmowanego stanowiska, a także rodzaju statku. Na przykład podstawa wynagrodzenia na masowcach jest obniżana o 13 proc., ale na promach już o 26 proc. Firma szykuje się też do zwolnień, ponieważ uznała, że konieczna jest redukcja 80 etatów lądowych.

– Liczba statków w ostatnich latach spadła, a na lądzie zostało wiele osób do ich obsługi – wyjaśnia Gogol.

W redukcji ma pomóc program dobrowolnych odejść. Ci, którzy sami się zgłoszą, oprócz trzymiesięcznej odprawy mogą liczyć na dodatkową, sześciomiesięczną wypłatę. Jak podaje firma, chce z tego skorzystać 40 osób. To oznacza, że następnych 40 pracowników będzie musiało być zwolnionych.

– W kolejnych miesiącach będziemy więc zastanawiać się nad nową strukturą firmy – mówi rzecznik.

Opór Solidarności

Przeciwko programowi w tej formie mocno jednak protestuje zakładowa Solidarność.

– Nie może być tak, że na promach jest obniżka o 26 proc. To wyrównanie do płac w Polskiej Żegludze Bałtyckiej. Tylko czemu do niższych, skoro PŻB ma w przyszłym roku wyrównać do naszych? Bo i tak stawki mamy najniższe na Bałtyku. To wszystko spowoduje odpływ ludzi – uważa Paweł Kowalski, szef Solidarności w PŻM.

Związkowcy zarzucają zarządcy komisarycznemu brak dialogu i jednostronną próbę wprowadzenia programu. Wskazują też na międzynarodowe prawne regulacje, m.in. układ z ITF, czyli Międzynarodową Federacją Pracowników Transportu, która zrzesza związki zawodowe. Według nich nie można tak po prostu obniżyć pensji bez zgody ITF. – Bez zgody ITF statki mogą być aresztowane. Możemy mówić o cięciach, o zmianach, ale to musi być dialog – przekonuje Paweł Kowalski.

Zakładową Solidarność poparł Zarząd Regionu Pomorza Zachodniego. „Program naprawczy, który już w lipcu zarządca komisaryczny chce wprowadzić w PŻM, zakłada ratowanie przedsiębiorstwa głównie kosztem pracowników i ich uposażeń. Proponowane rozwiązania urągają zasadom współżycia społecznego i uderzają bezpośrednio w osoby zatrudnione w firmie" – napisali przedstawiciele zarządu, dodając, że łamana jest ustawa o związkach zawodowych, co stanowi podstawę do strajku.

Stawki wciąż niskie

Zdaniem Pawła Kowalskiego oszczędności w płacach nie poprawią fatalnej sytuacji PŻM.

– Przede wszystkim musi być zysk operacyjny, a my nie mamy tego zysku od pięciu lat. Jeżeli nie będzie poprawy na rynku, to plan nierealny. Najłatwiej uderzyć w pracownika – ocenia.

Jak podkreśla, bałtycki indeks frachtowy – wskaźnik poziomu stawek za frachty – wciąż jest na bardzo niskim poziomie, co oznacza, że rejsy są nieopłacalne.

Armator w pierwszym półroczu przewiózł łącznie 6,9 mln ton ładunków, tj. ok. 0,5 mln ton mniej niż w analogicznym okresie ub.r. Zdaniem PŻM to jednak rezultat mniejszej liczby statków. Nie wiadomo dokładnie, w jakiej sytuacji finansowej jest dzisiaj firma. Ostatnie dane finansowe dotyczą 2015 r. Wtedy armator odnotował 483 mln zł straty.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: m.stankiewicz@rp.pl

Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego